A A+ A++

Symbolem Katalonii jest osioł, zwierzę niezwykle uparte. Choć
zwykle można by to uznać za wadę, jest on przeciwstawiany hiszpańskiemu
bykowi. W tym kontekście ośli spokój, mądrość i konsekwencja przybierają
bardziej pozytywny wydźwięk.

Pojawia się jednak pytanie, skądinąd uzasadnione historycznie. Czy osioł i byk mogą współegzystować? Czy Hiszpania i Katalonia mogą stanowić jedność, unikając wewnętrznych tarć i sporów?

Wydawałoby się, że w XXI wieku – w erze globalizacji posuniętej dalej niż kiedykolwiek wcześniej – na
autonomię za wszelką cenę, sprowadzaną ironicznie do „wymachiwania szabelką”, nie ma już miejsca. Że więcej korzyści przynosi wspólnota i współpraca – na różnych polach.

Tymczasem Wielka Brytania zdecydowała się opuścić Unię Europejską. W odpowiedzi Szkocja chce opuścić Wielką Brytanię, by nie musieć ponosić odpowiedzialności za decyzje rządu w Londynie. Rządom niektórych innych krajów także marzył się własny –exit, tyle że w obliczu braku zapowiadanych korzyści na Wyspach, a wręcz znacznego pogorszenia sytuacji, trudno byłoby im przekonać większość do podążenia tą samą zgubną drogą.

To jednak – realne lub nie – dylematy na poziomie unijnym, ponadnarodowym. Nie oznaczają, że „pod wpływem spraw wyższych” ucichły inne sentymenty. Jednym z nich, wybuchającym co kilka lat z mniejszą bądź większą siłą, jest dążenie do autonomii Katalonii.

Na wschodnim skraju Półwyspu Iberyjskiego

W zależności od tego, do jakiego – i w jakim języku – źródła by zajrzeć, Katalonia ma podane pięć, siedem czy nawet więcej różnych „dat powstania”. To prawda, że nie wszystkie dotyczą tego samego, ale tak czy inaczej obrazują skomplikowaną historię krainy, którą pierwotnie zasiedlali Grecy i Fenicjanie. Katalonia stanowiła wówczas ważne miejsce handlu rudą żelaza. Po tym, jak z końcem III w. p.n.e. w rejonie zadomowili się Rzymianie, Katalonia rozwinęła się rolniczo. To właśnie tutaj wytwarzano również garum – słynny sos ze sfermentowanych ryb, którym stała kuchnia bogatych mieszkańców imperium.

Po długim czasie na teren Katalonii dotarli Arabowie – skąd zresztą zostali przepędzeni przez Franków. Kolejne wieki to okres uniezależniania się od wpływów frankijskich, zbliżenie z Aragonią, a także mnóstwo innych zmian, których nie sposób opisać w kilku słowach czy zdaniach. Przenieśmy się więc daleko do przodu, bo aż do XX wieku.

Katalonia w XX wieku

W 1914 r. powołany został
Mancomunitat de Catalunya, związek zrzeszający Barcelonę, Tarragonę, Gironę oraz Lleidę. Nie posiadał on kompetencji większych niż kompetencje poszczególnych okręgów, które go tworzyły – ale jego wymiar symboliczny był ogromny. Z powrotem można było posługiwać się językiem katalońskim, któremu zresztą zreformowano ortografię.

I choć
Mancomunitat de Catalunya ostała się zaledwie do 1925 roku – jej kres przyszedł za Primo de Rivery – to jednak po upadku dyktatury Hiszpania nadała Katalonii autonomię. Wypracowano satysfakcjonujący kompromis i wydawało się, że od tej pory można już będzie żyć długo i szczęśliwie. Płonne to były nadzieje.

Zaledwie trzy lata po ustanowieniu
Generalitat de Catalunya, czyli regionu jako autonomicznej części Hiszpanii, prezydent Lluís Companys ogłosił Republikę Katalońską odrębnym państwem. Na odpowiedź reszty kraju nie trzeba było długo czekać i separatyści pod wodzą Companysa trafili do więzienia. Ale Hiszpania też miała w tym momencie swój poważny problem. Nazywał się on Francisco Franco.

1936 rok to na Półwyspie Iberyjskim początek wojny domowej, w której Katalonia opowiedziała się po stronie republiki, nie zaś przyszłego dyktatora Franco. Rząd Hiszpanii schronił się na wschodzie, ale zwolennicy Franco dotarli i tam. W 1938 zniesiono autonomię Katalonii, zabroniono mówienia w języku katalońskim, używania symboli. Demonstracje tłumiono siłą.

Franco kierował Hiszpanią aż do swojej śmierci w 1975 roku. Trzy lata później Hiszpania przyjęła nową konstytucję, a Katalonia odzyskała autonomię polityczną i kulturalną – największą, wraz z Krajem Basków, spośród wszystkich hiszpańskich wspólnot autonomicznych. Koniec opowieści? Otóż nie.

Separatyści mają to do siebie, że zawsze im mało. Co nie znaczy, że nie warto bliżej przyjrzeć się ich postulatom.

Historia, która nie chce się skończyć

Kryzys gospodarczy z 2008 roku boleśnie odcisnął się na wielu światowych gospodarkach i nie inaczej było w Hiszpanii. Nagle okazało się, że pieniędzy nie ma wcale tak wiele, jak oczekiwano – te więc, które pozostały, oglądano bardzo dokładnie. Wtedy też Katalończycy doszli do wniosku, że przekazują rządowi w Madrycie o wiele więcej niż sami dostają z powrotem – pod postacią różnego rodzaju inwestycji. Tyle że nie są to kwoty, które łatwo byłoby jednoznacznie policzyć.

Kiedy jednak w grę wchodzą emocje, dokładne liczby nie są wcale konieczne. Wystarczyło samo wrażenie, by w Katalonii wiatr w żagle złapały ruchy separatystyczne. Który to już raz…

Po symbolicznym – i uznanym za nielegalne – referendum z listopada 2014 roku, w 2015 ugrupowania separatystyczne wygrały w wyborach regionalnych, przez kolejne lata otwarcie dążąc do realizacji swoich postulatów. Kolejne referendum zorganizowano 1 października 2017 roku – i kolejny raz hiszpański sąd konstytucyjny uznał je za nieważne. Wynik – 90% za odłączeniem od Hiszpanii – można by uznać za imponujący, gdyby nie fakt, że w głosowaniu udział wzięło zaledwie 43% uprawnionych (a przynajmniej – uprawnionych do wzięcia udziału w nielegalnym referendum). Ci, którzy woleli utrzymać status quo, w większości pozostali w domach.

27 października parlament Katalonii… ogłosił niepodległość. Jak łatwo wywnioskować po tym, że Katalonia wciąż pozostaje częścią Hiszpanii, nie na wiele się to zdało. Władze krajowe rozwiązały kataloński parlament, a na grudzień zwołano przyspieszone wybory, które – tak dla odmiany… – wygrali separatyści. Niewielką przewagą, ale zawsze.

Czy Katalonia kiedykolwiek będzie niepodległa?

Sytuacja pozostaje napięta, a w świat poszły bardzo nieprzychylne obrazki – m.in. te, pokazujące jak hiszpańska policja brutalnie pacyfikuje protestujących, aresztuje nieprzychylnych polityków, nie oszczędza nikogo. Nie zabrakło przy tej okazji porównań do czasów generała Franco. Doszło do rozlewu krwi, którego można było uniknąć.

Nie sposób za to uniknąć powtarzania pytań, które zadawane są od lat. Czy rzeczywiście Katalonia potrzebuje
niepodległości? A jeśli tak, to czy ma szansę ją kiedykolwiek uzyskać?

Analitycy wskazują, że będzie o to niezwykle trudno – bo dotychczasowa historia pokazuje, że tak daleko posuniętą autonomię uzyskuje się w sytuacjach wyjątkowych. To wtedy jest szansa na to, że społeczność międzynarodowa uzna nowo powstałe państwo. W przypadku Katalonii żadne tego rodzaju okoliczności nie mają miejsca.

Nie sposób zaprzeczyć, że kryzys – jeden, drugi, trzeci – dał się we znaki wszystkim. Zarówno mieszkańcom Barcelony czy Katalonii, jak też osobom w biedniejszych rejonach kraju. Czy natomiast odłączenie wspólnoty od reszty Hiszpanii byłoby jakimkolwiek rozwiązaniem? Można wątpić.

Tak jak FC Barcelona potrzebuje Realu Madryt, a Real Madryt FC Barcelony, by toczyć piękną futbolową wojnę, tak Hiszpania potrzebuje Katalonii. A Katalonia Hiszpanii. To organizmy połączone od stuleci. Nie da się, ot tak,
rozejść się i żyć dalej w symbiozie. Przykład Wielkiej Brytanii, która doszła do wniosku, że lepiej będzie jej poza Unią Europejską, świetnie tego dowodzi. Warto zastanowić się – niezależnie już od Katalonii albo Wielkiej Brytanii – czy w naszym prawdziwym interesie jest dzielić się, a nie łączyć… I komu tak naprawdę służą te podziały.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTe zdjęcia mówią więcej niż tysiąc słów – Studniówka z bohaterami
Następny artykułKosmetyki naturalne – korzyści ze stosowania