Kiedy byłem małym chłopcem, kiedy byłem małym chłopcem, hej!…
Kiedy byłem małym chłopcem wierzyłem w świętego Mikołaja, dobry świat elfów, gumisiów, smerfów i sam tylko jeden dobry Pan Bóg wie jeszcze w co jeszcze mi się zdarzało, a w mojej głowie wciąż tkwi przepiękne wspomnienie świąt i przedświątecznych przygotowań, zakupów, przystrojonej ślicznie choineczki i zapakowanych pod nią prezentów, które były niespodzianką. Wierzyłem, iż to święty Mikołaj, zaprzężonym w renifery wozem, sprezentował mi je na Gwiazdkę dlatego, że byłem grzecznym (no może nie tak do końca) dzieckiem.
Listę rzeczy, które chcielibyśmy dostać, układaliśmy wraz z bratem długo i z krzykiem dziecięcych negocjacji, a naszym sztandarowym życzeniem, które się po kilku latach spełniło, było posiadanie pieska. Spisywaliśmy owe pobożne życzenia na karteczce od mamy, która następnie – wieczorem – kładła je na parapecie i twierdziła, że święty Mikołaj zabierze owe świsteczki z balkonu. I faktycznie – rano znikały, a my święcie wierzyliśmy, iż to dobroduszny dziadek z białą brodą wziął by spełniać nasze marzenia. Wówczas, będąc dzieckiem, dałbym się za to pokroić, że tak właśnie było i kolega, który pewnego razu powiedział nam, iż z tym Mikołajem to wszystko kłamstwo – został przez wszystkie dzieci na podwórku zbesztany i wyśmiany. A on jeden mówił prawdę… Z drugiej strony – to kłamstwo było tak wspaniałe, piękne i magiczne! Chciałem w nie wierzyć! Chciałem wierzyć, a ktoś kto odsłonił mi brutalną rzeczywistość z miejsca stał się moim wrogiem. Bo to wszystko popsuł! Zniszczył magię owego, magicznego, listka.
Dziś, będąc już dorosłym człowiekiem, uśmiecham się jedynie pod nosem widząc jak wzrasta kolejne pokolenie wierzące w grubego dziadka – mają do tego prawo i bardzo dobrze!
Niestety mam też takie wrażenie, iż niektórzy ludzie z wiary w świętego Mikołaja nie do końca wyrośli, a jedynie zamienili ją na inną – wierzą w demokrację, w Jurka Owsiaka, w Amnesty International, Gretę Thunberg, szczepionki, wolne sądy, w Unię Europejską, w europejskie wartości, w Stany Zjednoczone…i któż wie w co jeszcze. A ten kolega, ten kolega z podwórka, który mówi, że to wszystko kłamstwo to wróg! Bo ludzie pragną wierzyć, a on – odsłaniający rzeczywistość – on wszystko psuje! Zabija magię, zabija wiarę w dobry świat prawych polityków, kryształowo uczciwych lekarzy, walczących o przyrodę ekologów, bezpieczne szczepionki, bijące się o “wolność” Stany Zjednoczone i wzniosłe czyny europejskich przywódców.
Tak. Dobrze myślicie – nie daje Owsiakowi, nie płacę na WOŚP, choć w czasach liceum nawet sam zbierałem do puszki. Wspieram za to konkretne dzieci na jednym z największych internetowych serwisów, który się tym zajmuje, zdarza mi się kupić jedzenie głodnemu człowiekowi, czy też sypnąć przydrożnemu grajkowi groszem. Ale – w myśl wielu – jestem złym człowiekiem. Bo nie daję na “Jurka” (niezmiernie bawi mnie owo imię, wypowiadane przez ludzi, którzy nigdy Owsiaka w życiu na oczy nie widzieli. Jurek, nie Jerzy, to “dobry ziomal” (jak to się mówi w młodzieżowym slangu) )
Nie stoję po żadnej stronie sporu, jestem tylko obserwatorem świata, badaczem rzeczywistości. Moja, doprawdy wspaniała, Pani profesor matematyki zawsze powtarzała nam, iż zarówno w życiu jak i podczas rozwiązywania równań – najlepiej jest stanąć z daleka, bo z dużej odległości więcej widać, a dystans, zarówno ten fizyczny jak i psychiczny jest istotny.
Wybrałem więc miejsce na skałce, gdzie pośród krążących nad moją głową sępów słychać radosne okrzyki ptactwa szykującego się na trupi żer. Bo oto w odległej dolinie wiele armii zbroi się i przygotowuje do ostatecznej bitwy, z daleka słychać pokrzykiwania generałów, którzy pośród tumanów kurzu zagrzewają swych naiwnych podwładnych do walki na śmierć i życie, o wszystko, decydującej, a faktycznie o nic, o nic innego jak kiesy tychże przywódców. Żołnierze tupią, wrzeszczą i nawołują – ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! nieprzyjaciołom, nie pytając – dlaczego? Maszerują, nie zastanawiając się dokąd i po co. Kazali to idą i biada tym, którzy się ociągają i rozmyślają – zadepcą łamagę, oćwiczywszy go wcześniej kijami i batem. Ewentualnie zatrąbią – szybciej! szybciej! Śpieszy mi się by być niewolnikiem, mój Pan czeka!
Podążają więc, ufni w swoich załganych przywódców, patrząc na nich wiernym okiem wyznawców posągowych bogów i bogiń z litego kamienia. Wpatrzeni, klęczą niczym przed ołtarzem, spijając każde słowo z zimnych ust, smakując tę ambrozję, będącą w rzeczywistości tylko plwociną o żółtym zabarwieniu. Zahipnotyzowani, czują jak ów gorący, mętny nektar, rozpływa się w ich gardłach, powodując przypływ tajemnej wiedzy.
“Tak jest Pani Krystyno!”, “Całkowicie się z Panem zgadzam!”, “Ma Pani rację!”, powtarzają beznamiętnie, sądząc iż przybywa im mądrości od owych wyznań, przyjmując je bezmyślnie jako własne. Wierzą w swoich Bogów, choć nie w Boga – wiara w Boga jest dla idiotów – tak powiedział niegdyś pewien niezwykle mądry profesor, więc w niego wierzyć nie wypada. To po prostu nie przystoi, tak jak bekanie przy stole czy też wycieranie smarka w rękaw – a fe! To obrzydliwe!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS