Richard Flanagan, „Żywe morze snów na jawie”, Wydawnictwo Literackie
Najnowsza powieść wybitnego australijskiego pisarza Richarda Flanagana to niby tylko historia o rodzeństwie, które przeżywa umieranie swojej matki, ale w rzeczywistości – na drugi planie – opowieść o strachu, jakim napawa nas powolne zmierzanie świata do kresu swojego istnienia.
Na początku pisarz wyraźnie ukierunkowuje uwagę czytelników na ekologiczną zapaść Ziemi, a potem skupia się na rodzinnej historii, której towarzyszą płonące lasy i wrzosowiska Australii w 2020 roku. Już tylko to jest rodzajem ostrzeżenia: świat ginie, ale ludzie skupiają się na tym, co im najbliższe, choć ma to niewielkie znaczenie dla globalnych procesów. Ale trudno się ludziom dziwić: to, co bliskie bardziej boli niż to, co dotyczy całej Ziemi. W tym przypadku to umieranie matki, której los jest nieuchronny, ona sama już się z nim pogodziła, a jednak dzieci robią wszystko co mogą, by jej życie trwało, choć to już raczej męczarnia niż życie.
Nad światem też już wisi wyrok, ale ludzie – dzieci tego świata – nie są tak zdeterminowani, by go ratować, jak dzieci Francie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS