Można o nich pisać żartobliwie i bajkowo. Jak o żelaznym wilku. Albo jak o Wandzie, co Niemca nie chciała. Ale czy wypada? Nie. Ponieważ większość z ich losów to dowód kompletnej głupoty ówczesnych władz świeckich i duchownych. I dowód na obojętność otoczenia. Chodzi o „czarownice” z Ziemi Płońskiej.
Najpierw na smutnej scenie zbrodni w świetle prawa pojawia się Marjanna, zwana Kazimierką. Ona to wraz z dwiema „koleżankami po fachu”, Adamową i Sobkową, stanęły przed sądem płońskim na posiedzeniu wyjazdowym w Kołozębiu 18. maja 1699 r. W protokole procesu napisano, że sąd zwołany został przeciw „trzem babom czartostwem się bawiącym”. Pod koniec XXVII w. był to pewny wyrok śmierci.
Marjanna oskarżona została przez Marcjannę z Kossobudzkich Lasocką, wdowę po Władysławie Lasockim, stolniku zakroczymskim, dziedzicu Kołozębia. Kobieta była to znana jako ogólnie kłótliwa i nieprzyjemna w obejściu, jednym słowem, nie była uosobieniem dobroci i łagodności. Jak pisze Zygmunt Lasocki, znawca tematu mazowieckich „czarownic”, „być może, iż pani Marcjanna żywiła nienawiść do czarownic z tego powodu, iż jedna z nich <
Po Ziemi Płońskiej chodziły też inne kobiety uznane za „czarownice”. I było ich niestety sporo. W Ćwiklinie – Marjanna Bartoska Ordyncyna i Maryna Józwowa Głowacka, w Płońsku – Maryna i jej córka, Ewa, mleczarki, które burmistrz Paweł Madzieiewic obwinił o „zadanie djabelstwa” żonie, w Kucicach – dwie „czarownice” nieznane z imienia, w Szymakach – jedna, i w Strachowie kilka: Grzelina, Katarzyna Stankowa, która na torturach stwierdziła, że „oddałam się z Diabłem, miewałam z Diabłem trzy razy przez tydzień uczynek jako z musu przez lat półtora”, Ewa Woytowa, Wardecka, Jakubowa Idzikowska i niejaka Raina, gospodyni ks. Koperskiego, która księdza oczarowała „y umarł”. I jeszcze w Szerominie – Konstancja Kucharowa, w Goławinie – Kozaczka i Katarzyna Szynczewska, „która – jak każda czarownica – miała swego djabła Matjasza”. „Obcowałam z nim iako z mężem swoim” – miała się przyznać przed płońskim sądem. Była wreszcie Postrzeleńcowa z Kurzętnik i Kamińska z Michowa, ponoć bardzo groźna „czarownica”! I wreszcie Emerencjanna „Owczarzyna”, którą sądzono 23 października 1709 r. w Wilamowicach w obecności jej „ofiary”, Macieja Pilihowskiego, skarbnika wyszogrodzkiego, któremu – jako „czarownica” – „uczyniła że na kurcze chorował”. Emerencjanna została skazana na ścięcie, a jej ciało miało być spalone na stosie…
To tylko kilka z owych nieszczęśnic posądzonych o czary i wymienionych m.in. w „Księdze miejskiej płońskiej”. Jak w latach 30. ub. w. oszacował Zygmunt Lasocki, mogło ich być osądzonych i zabitych na Ziemi Płońskiej u schyłku XVII i początku XVIII ww. nawet kilkadziesiąt!
Większość z „czarownic” zostało albo ściętych, albo spalonych na stosie, albo najpierw ściętych, a potem spalonych. Płońska nie było stać na stałego kata, więc wójtowie wynajmowali Mistrzów z innych miast. Annały historii zanotowały imiona dwóch z nich: wspomnianego powyżej Krystiana, Mistrza z Ciechanowa i Jana Jędryszczyka, Mistrza z Płocka. Za jedną egzekucję kat brał 30 zł, co wówczas było sporą sumą.
Sądy w Płońsku często odbywały się pod gołym niebem, żeby było więcej widzów. Co na to wszystko tzw. otoczenie? Rodziny ofiar, przyjaciołowie, znajomi? Przecież te wszystkie kobiety miały jakichś żyjących rodziców, mężów i dzieci. W historii nie zanotowano wyraźnego sprzeciwu wobec biestialstwa w świetle prawa, oprócz jednego, o którym za chwilę. Otoczenie przyglądało się procesom i egzekucjom niejako bezwolnie. Wydaje się, że biernie akceptowało taki stan rzeczy, niczym prosta gawiedź. Niebywałe! I to w Polsce, która szczyciła się demokracją szlachecką, Polsce u zarania nowożytniego oświecenia, w państwie (podobno) tolerancji i bez stosów?!…
Jedyny zanotowany sprzeciw pojawił się w roku 1708, kiedy to spośród duchowieństwa na ogół obojętnego na egzekucje „czarownic” wyróżnił się ks. Jan Waskiewicz, promotor Różańca Świętego, który na jednym z pogrzebów „czarownic” gromił podczas kazania obecnych na płońskim cmentarzu sędziów tymi słowy: „cóżeście za sędziowie otoście niewinne popalili białogłowy!…” Jak pisze Z. Lasocki, „oczywiście cały sąd (…) wniósł uroczysty protest do akt miejskich przeciwko ks. Waskiewiczowi, który niepomny bojaźni Bożej i miłości bliźniego (…) poważył się przeciwko sądowi temu wystąpić”.
Głos ks. Waskiewicza utonął jednak w morzu nienawiści, jaka pojawiała się w oskarżaniu często niewinnych, inaczej niż inni zachowujących się albo chorych psychicznie czy z tego czy innego powodu niechcianych „złych kobiet”, jak zwano „czarownice”. Jeszcze przez kilka lat w Płońsku i okolicach odbywają się procesy i egzekucje. Ustają około roku 1713. Na szczęście.
Krzysztof Martwicki
*W tekście zachowano oryginalną pisownię z XVII i XVIII ww., pochodzącą z „Księgi miejskiej płońskiej”, którą przywołał Z. Lasocki w książce pt. „Szlachta płońska w walce z czartem” (Warszawa 1933).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS