Jest to znany mechanizm psychologiczny, że gdy dzieje się z nami źle, ale nie chcemy spojrzeć prawdzie w oczy, projektujemy to na świat zewnętrzny i wymyślamy sobie wrogów (oczywiście nie mówię, że dzieje się tak zawsze – bywają sytuacje osaczenia przez wrogów zewnętrznych i nie o nich mówię, tylko o tych wypadkach, w których się to dzieje – „mądrej głowie dość dwie słowie”). Pijak wymyśla różne choroby i spiski (że go kleszcz ukąsił, że go nie lubią w pracy i rozsiewają plotki), agresor – preteksty, ludzie słabo piszący w każdym tekście widzą „błędy”, których nie ma, i tak dalej, i tak dalej. Coś takiego obserwuję od pewnego czasu w wypadku Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce. Że znajduje się w głębokim kryzysie, o tym chyba tylko obłąkaniec może obecnie wątpić (choć jeszcze kilka lat temu, jak mówiłem, że się dzieje źle, to na mnie wszyscy patrzyli z takimi głupimi uśmieszkami, że chyba z byka spadłem, no ale mniejsza). A jednak, przyznać się do tego też nikomu nieśpieszno. Dlatego właśnie przyjmuje się taktykę projekcji, „wojny prewencyjnej”, i odwraca uwagę, szukając w życiu publicznym wrogów, złej woli, „ataków”, jak to się jakiś czas temu publicystycznie nazywało: „atak na Kościół”, wszystkiego, słowem, co mogłoby świadczyć o tym, że Kościół jest, jak za czasów marksistowskiego materializmu, ofiarą.
Niedawno, znalazł się kolejny pretekst do robienia wokół siebie afery. Owóż ktoś-tam z tzw. „Strajku Kobiet” (wszystkich kobiet?; coś dziwnego) rzucił w jakimś mało znaczącym medium postulat, aby niewierzący, zamiast wysyłać dzieci do pierwszej Komunii świętej, zorganizowali sobie własny, świecki rytuał na okoliczność osiągnięcia przez bachora wieku odpowiedniego, który nazwał „ceremonią rozkwitania”. Episkopat się (jeszcze?) oficjalnie nie wypowiedział, ale sprzyjające Kościołowi, konserwatywne media natychmiast zrobiły wokół tego raban. Dominuje postawa świętego oburzenia. „Lewicowe absurdy”, mogliśmy przeczytać na wpolityce.pl „‘Ceremonia rozkwitu’ zamiast pierwszej Komunii św. Co zamiast Chrztu? Strajk Kobiet szokuje”, czytamy z kolei na tysolu. „To wszystko pokazuje, że ci lewaccy wichrzyciele nie są nawet w stanie – mentalnie w sensie negatywnym – oderwać się od myślenia o Kościele, w którym upatrują wroga”, czytamy na opublikowanym przez naszdziennik.pl wywiadzie z drem Krzysztofem Kawęckim. No i, rzecz jasna, niezawodne tvp.info: „Przedstawiciele Strajku Kobiet walczą o wyeliminowanie religii z życia Polaków” (najlepsze). Alternatywą jest stanowisko kpiarsko-wyższościowe. „HIT! ‘Ceremonia rozkwitu’ zamiast I komunii św. Strajk Kobiet proponuje nowe sakramenty!” donosi niezawodna niezależna.pl. „Pytamy, czy oprócz ceremonii rozkwitu będzie organizowana także ceremonia przekwitu?” pytają Gociek z Gmyzem w papierowym „Do rzeczy” (to zresztą naprawdę zabawne; szkoda, że potem zaraz zaczyna się grubaśne [chyba Gmyzowe] o „ceremonii zmiany płci”).
Szczerze powiedziawszy ani jednej, ani drugiej reakcji w ogóle nie rozumiem. Po pierwsze, w jaki sposób takie coś miałoby być manifestacją nienawiści do Kościoła, czy atakiem na tę instytucję/wspólnotę? Nie mam zielonego pojęcia. Oczywiście, postulat był wygłoszony w sposób agresywny i na to można zwrócić uwagę, ale problemem jest tutaj retoryka, sposób formułowania myśli (zresztą jest to ogólny problem naszej debaty publicznej, bo kultura słowa właściwie już nie istnieje), a nie sama myśl. Do myśli, w moim odczuciu, trudno się przyczepić, zresztą ja w ogóle jestem bardzo bezproblemowy. „Live & let live”. Jak ktoś tak woli, to niech sobie robi co chce, byle w ramach ładu konstytucyjnego. Ja jestem katolikiem i przystępuję do katolickich sakramentów. Ktoś nie chce być katolikiem i chce sobie przystępować do czego innego – wolna droga. Nie odczuwam tego jako zagrożenia. I to jest chyba też (że tak tylko nadmienię) jedna z zasad nowoczesnej państwowości – pluralizm, akceptacja tego, że się światopoglądowo różnimy. Dlatego też właśnie mają swobodę działania w Polsce różne religie i wszelkiej maści organizacje. I jedne sobie robią jedne rzeczy, inne drugie. I in se te różne rzeczy nie są „przeciwko” czemuś, tylko raczej po coś.
Ciekawe, swoją drogą, czy formułujący wyżej cytowane oskarżenia przemyśleli, gdzie zaprowadziłoby nas konsekwentne trzymanie się ich stanowiska. Już były takie czasy w dziejach naszego kontynentu, że brat potrafił zamordować brata za to, że ten był protestantem, a nie katolikiem, albo vice versa. Szczęśliwie, minęły. Moim skromnym zdaniem żyje się teraz nieco lepiej. No ale cóż – najwyraźniej nie według wszystkich. Tak też ta kwestia okazuje się kolejnym dowodem na to, że katolicyzm polski nie przemyślał do końca doświadczeń historii i przesłania Vaticanum II. I wciąż wielu, choćby i nie mówili o tym otwarcie, albo i nawet sobie tego nie uświadamiali, marzy się państwo wyznaniowe, z kościelnym monopolem na publiczny rytuał i kilka innych rzeczy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS