Piotr Gliński, wicepremier, który ma się zajmować kulturą, dziedzictwem narodowym i sportem, zajął się też mediami. W RMF FM oświadczył, że państwowe spółki powinny je kupować. „Tam, gdzie będzie to możliwe, najpewniej spółki państwowe powinny kupować media, ale nie sądzę, żeby to było destrukcyjne dla rynku medialnego, że będzie monopol drugiej strony. W tej chwili jest olbrzymia przewaga mediów, które nie są w rękach kapitału związanego z polskim rządem” – mówił Gliński w rozmowie z Robertem Mazurkiem. I dodał, że to ma się odbywać w imię „wartości europejskich”, bo w dokumentach europejskich „jest zapisane, że rynek medialny musi być spluralizowany, nie powinno być tam koncentracji, a w Polsce jest”.
Gliński opowiada bzdury, że w Polsce jest jakaś koncentracja mediów. Z jego wypowiedzi wynika, że on kompletnie nie rozumie roli mediów w ustroju demokratycznym. Jego propozycje to nie są żadne wartości europejskie, a standardy obowiązujące w putinowskiej Rosji lub na Białorusi rządzonej przez Aleksandra Łukaszenkę.
Rojenia o repolonizacji i dekoncentracji
PiS, od poczatku przejęcia władzy w 2015 r., ogłasza kolejne pomysły na uciszenie wolnych mediów i przekształcenie ich w tuby propagandowe, takie jakie obecna Telewizja Polska, Polskie Radio czy też media Michała i Jacka Karnowskich lub Tomasza Sakiewicza. Słyszeliśmy już o planach repolonizacji i dekoncentracji. Pomysły te oparte były na nieprawdziwych założeniach, gdyż wiele poważnych, opiniotwórczych mediów należy do kapitału polskiego, a największa koncentracja np. rynku telewizyjnego dotyczy TVP.
Na szczęście nic z tych planów nie wyszło, m.in. dlatego, że nadal jesteśmy członkiem UE i nie możemy zakazywać biznesowi z UE inwestować w Polsce. Media nie są tu wyjątkiem. Natomiast pieniędzy amerykańskich, zainwestowanych m.in. w media, chroni w Polsce ambasada Stanów Zjednoczonych. Czasami wystarczy jeden wpis na Twitterze ambasador Georgette Mosbacher, a rojenia o ograniczaniu zagranicznego kapitału w mediach od razu ustają. Na krótko.
Prasa regionalna zostanie dobita
PiS ma już nowy pomysł na ograniczenie niezależności wolnych mediów w Polsce. Na początek regionalnych i lokalnych. Kilka dni temu „The Economist” poinformował, że państwowy PKN Orlen rozmawia o przejęciu firmy Polska Press, należącej do niemieckiej grupy Verlagsgruppe Passau. Kontrolę nad Orlenem sprawuje PiS, więc nie należy się łudzić, że koncern ten, gdy stanie się właścicielem mediów Polska Press, nie będzie wywierał na nie wpływu. Polska Press wydaje 20 dzienników regionalnych i ich serwisy internetowe oraz ok. 150 tygodników lokalnych. W PiS uznali, że regionalne gazety to łakomy kąsek, gdyż ich czytelnikami są ludzie na prowincji, skąd wywodzi się większość elektoratu partii Jarosława Kaczyńskiego. Wymyślili zapewne, że gdy gazety regionalne przekształcą w tuby propagandowe, uda się ten elektorat jeszcze bardziej skonsolidować, a być może nawet powiększyć.
To anachroniczne myślenie. Największy dziennik Polska Presse „Gazeta Pomorska” sprzedaje obecnie średnio ok. 22 tys. egzemplarzy dziennie. Jednak sprzedaż drugiego, „Dziennika Zachodniego”, oscyluje już w granicach tylko 16 tys. egzemplarzy. Wszystkie dzienniki Polska Presse notują dwucyfrową dynamikę spadków sprzedaży w porównaniu z ubiegłym rokiem. Nie dlatego, że są złe, a dlatego, że czytelnicy prasy codziennej przenoszą się do internetu. Ludzie jeszcze kupują te tytuły, bo wciąż znajdują w nich rzetelne informacje dotyczące miejsc, w których mieszkają. Natomiast dziennikarze patrzą na ręce władzom samorządowym i wojewódzkim, nierzadko ujawniając grube afery, bez względu na to, czy politycy z ich regionów należą do PiS, czy partii opozycyjnych. Na tym bowiem polega rola mediów w demokracji – na dostarczaniu rzetelnych informacji, na podstawie których obywatele mogą podejmować racjonalne decyzje przy urnach wyborczych.
PiS ma problem z samorządami, zwłaszcza w większych miastach, bo przegrywa w nich wybory. Obserwując, co partia ta robi z uzależnionymi od siebie mediami, możemy się spodziewać, że w przejętych gazetach samorządowi politycy, którzy nie należą do PiS lub nie współpracują z tą partią, staną się celami nagonek. Natomiast politycy PiS będą mogli spać spokojnie, bo nikt ich za rękę łapał nie będzie. W przejętych przez Orlen gazetach na pewno znajdzie się też sporo miejsca na wywiady i teksty pisane na klęczkach, w których politycy PiS będą opowiadali, jak ciężko pracują i jak wiele robią dobrego.
Czy takie gazety będą ciekawe? Na pewno nie dla większości dotychczasowych czytelników. Co najwyżej będą je kupowali lokalni działacze, żeby poczytać peany na swoją cześć, a potem pokazać je rodzinie i znajomym. W ten sposób prasa regionalna może zostać dobita.
Putinowskie pomysły
Sam pomysł, że rząd musi mieć swoje media, to nie jest standard obowiązujący w rozwiniętych demokracjach, ale praktyka stosowana w krajach rządzonych przez autorytarne reżimy. Wie o tym każdy, kto miał w rękach gazetę „SB. Biełaruś Siegodnia”, należącą do administracji prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki lub tytuł wydawany przez rosyjski rząd – „Rossijskaja Gazieta”. Przejmowanie niezależnych mediów przez państwowe koncerny energetyczne to praktyka stosowana w Rosji po dojściu do władzy prezydenta Władimira Putina. Koncern Gazprom wykupywał udziały w prywatnych mediach ogólnokrajowych i regionalnych. W tym celu utworzono nawet holding Gazprom Media. Oczywiście media przejmowane przez ten koncern przestawały mieć cokolwiek wspólnego z dziennikarstwem, a stawały się narzędziem agresywnej propagandy. Zostawiono tylko kilka wentyli bezpieczeństwa, czyli mediów, którym pozwala się czasami na krytykę władz, jak np. uchodzące za opozycyjne Radio Echo Moskwy, w którym Gazprom ma udziały. Słucha go głównie inteligencja i hipsterzy z Moskwy oraz Petersburga, więc nie stanowi zagrożenia.
Nie łudźmy się, że zapowiedzi Piotra Glińskiego przejmowania mediów przez państwowe firmy oznaczają coś innego niż zrobiono w Rosji. Orlen Media – czyż to nie byłaby piękna nazwa? Władza PiS nie znosi niezależnych mediów z tych samych powodów, co ludzie sprawujący władzę w Rosji – bo kontrolują, ujawniają afery, wypunktowują błędy, celnie analizują i komentują poczynania polityków, urzędników oraz różnej maści karierowiczów. W ten sposób bronią też obywateli przed władzą, która ma tendencje do ograniczania praw, a nawet krzywdzenia obywateli. Dlatego profesjonalne, niezależne media są problemem dla rządzących. PiS chce się tego problemu pozbyć.
Czytaj też: Věra Jourová nie daje się zastraszyć. To zła wiadomość dla Orbána i Kaczyńskiego
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS