A A+ A++

70 transplantacji serca i 34 płuc. To wynik Śląskiego Centrum Chorób Serca z 2019 roku. Taki, który dumą napawa pewnie wielu zabrzan, bo pod tym względem daleko w tyle zostają inne szpitale, między innymi w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku. I choć nie o wyścig tu chodzi, to statystka jest ważna. Każda liczba oznacza w niej podarowane życie. Dla pacjentów, którzy ją tworzą zazwyczaj drugie, czyli takie, w którym docenia się to, co wcześniej ważne nie było.  Wśród nich jest zabrzanin, Arkadiusz Stefańczyk. Od 2014 r. żyje z nowym sercem. Jego historię warto przypomnieć przy okazji Dnia Transplantacji, obchodzonego 26 stycznia. Dlaczego? Bo ma swój happy end. A takie historie lubimy przecież najbardziej.

Arkadiusz Stefańczyk już kilka miesięcy po przeszczepie serca został jedną z twarzy kampanii Tak dla Transplantacji, prowadzonej przez Fundację Śląskiego Centrum Chorób Serca. Jest młody, było jasne, ze będzie miał dobry kontakt z młodzieżą. To założenie okazało się trafne.   – W liceum w Sosnowcu spotkanie o transplantacjach i dawstwie organów, jedno z pierwszych, w których brałem udział trwało 3 godziny. W tym czasie słuchacze nie drgnęli. Dyrektor szkoły powiedziała, że nikomu nie udało się tak długo przykuć uwagi młodzieży. Nasze rozmowy nie są jednak łatwe, nieuniknione jest przecież mówienie o śmierci. Mimo to trzeba je prowadzić, bo w Polsce wciąż za mało wiemy o przeszczepach, o tym jak wielu ludzi uratowały i jak wiele mogą jeszcze uratować  – opowiada Arkadiusz Stefańczyk.

Wtedy i teraz zabrzanin zaskakuje rozmówców informacją, że żyje dzięki nowemu sercu. Udało mu się to z młodzieżą, pielęgniarką w Śląskim Centrum Chorób Serca i prezydentem Polski, Andrzej Dudą. – Na spotkaniach w szkole zawsze robiłem szybki quiz: ile czasu upłynęło od operacji, która uratowała mi życie? Uczniowie nigdy nie odgadywali. Obstawiali lata, a wtedy było to zaledwie kilka miesięcy. Ostatnio, podczas badania w ŚCCS pielęgniarka powiedziała, że powinienem być przedstawiany wszystkim oczekującym na przeszczep. Jej zdaniem, lepiej od innych dawałbym nadzieję na nowe dobre życie. Prezydenta Andrzeja Dudę zaskoczyłem swoją historią we wrześniu ubiegłego roku, w Zakopanem podczas imprezy nordic walking promującej ideę transplantacji. Myślał, że jestem lekarzem, a nie pacjentem.

Arkadiusz Stańczyk 3,5 roku po przeszczepie serca żyje tak, jakby w jego życiorysie nie było skomplikowanej operacji. Pracuje, uprawia sport dla zdrowia, wychowuje 8 – letniego syna, a wkrótce będzie opiekował się nowym. Leon powinien urodzić się na przełomie kwietnia i maja. – Zaczynałem od 30 tabletek dziennie. Dziś łykam ich tylko kilka. Zostały te powodujące immunosupresję, czyli sprawiające, że mój organizm nie odrzuci serca. Oczywiście kij ma dwa końce. Zostałem w ten sposób pozbawiony odporności. Dlatego szukałem i na szczęście znalazłem pracę, w której nie mam bezpośredniego kontaktu z wieloma ludźmi. To dobry sposób na unikanie infekcji. Poza tym moja codzienność nie różni się niczym od tej zdrowych ludzi: jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownię, po prostu żyje – deklaruje zabrzanin.

Dzisiejsze szczęście i spokój Arkadiusza Stefańczyka poprzedziły  jednak dramatyczne chwile. Wada serca, o której dowiedział się jako dziecko, podczas badań lekarskich w drużynie Górnika Zabrze długo nie dawała o sobie znać. Lekarze nie proponowali operacji, a on nie odczuwał żadnych dolegliwości. Choroba, z całą mocą ujawniła się w październiku 2013 r. – Na grypę zachorowaliśmy wszyscy – ja, syn i żona. Im przeszło, a mnie nie. Miałem potworne bóle brzucha. Trafiłem do szpitala w Biskupicach, lekarze szukali problemu w narządach układu pokarmowego, niczego nie znaleźli. A ja cierpiałem i wymiotowałem. W końcu sprawdzono stan mojego serca i lekarz złapał się za głowę. Od razu zostałem przewieziony do Śląskiego Centrum Chorób Serca. Tam dowiedziałem się, że czeka mnie operacja naprawcza albo transplantacja.

Po dwóch tygodnia pobytu w ŚCCS z operacji reperującej serce zrezygnowano. Mogłaby być zbyt dużym obciążeniem. – Nawet nie miałem siły i czasu zastanowić się nad tym, co mnie czeka. Wciąż bolał mnie brzuch, wymiotowałem. W szpitalu w Biskupicach moje serce pracowało na 30 proc. swoich możliwości. Organizm nie był dobrze ukrwiony, w kość dostała wątroba i stąd jej zły stan.

W ŚCCS wydolność serca spadła do 10 proc., przy 20 chorzy kwalifikowani są do przeszczepu. Po serce dla Arka, do Anina pojechał kardiochirurg, dr Michał Zembala. – Wszystko toczyło się bardzo szybko. I dobrze. Nie zdążyłem się przestraszyć. Po miesiącu od przeszczepu, wyszedłem ze szpitala.

Arkadiusz Stefańczyk kocha sport. Szczególnie piłkę nożną. Zawsze, co oczywiste kibicował Górnikowi Zabrze. A nowe serce, trochę na przekór od losu dostał prawdopodobnie od sympatyka Legii Warszawa. Po transplantacji zapytał, czy z przeszczepionym będzie mógł kochać tak samo mocno jak z własnym. Okazało się, że tak. – Transplantacje udowadniają, że miłość, także do Górnika, nie kumuluje się w sercu – żartuje.

Dziś w kolejce do przeszczepu serca czeka w Polsce 462 osób, aż 200 z nich w Zabrzu. Nowych płuc potrzebuje 140 Polaków. Połowa z nich ustawiła się w kolejce do transplantacji w ŚCCS.  – W tym roku, podczas obchodów Dnia Transplantacji zależało nam przede wszystkim, by pokazać ważną rolę w walce o życie tych, którzy zajmują się transportem organów – Lotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz Wojska Polskiego. Fakt, że udaje się nam wygrać z czasem to w dużej mierze ich zasługa. Powodzenie przeszczepów jest sukcesem zespołu, wielu ludzi, z których każdy wie, jak dużo od niego zależy – mówi Bogumiła król, koordynator transplantacji w ŚCCS.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHokeista Lotosu gra o igrzyska
Następny artykuł“Wygrała Pani telefon”. Nie dajcie się oszukać!