Oznaczałoby to więc, że powrót do biur lub pracy hybrydowej wprawdzie ukrócił „ciche wakacje”, ale symulować pracę można również i w biurze, czego dowodzi chociażby przykład dyrektora archiwum miejskiego w Walencji, który przez 10 lat udawał, że wykonuje swoje obowiązki. Carles Recio, zarabiając 50 tys. euro rocznie, pojawiał się w ratuszu od poniedziałku do piątku nad ranem i po południu tylko po to, by odbić kartę pracowniczą. Zdarzyło mu się nawet w tym celu podjechać samochodem w szlafroku i kapciach. Finał jego poczynań miał miejsce w sądzie.
– „Quiet vacations” było zjawiskiem stosunkowo częstym w pierwszych latach po wybuchu pandemii. Była to wówczas tajemnica poliszynela, o której między sobą nie rozmawiali nawet najbliżsi koledzy z zespołu. Niektórzy czasem wykorzystywali ten fakt pozorowania pracy lub wykonywania absolutnego minimum, zamykającego się w 1-2 godzinach dziennie – opowiada Łukasz Grzeszczyk, dyrektor wykonawczy na region Europy Środkowo-Wschodniej w Hays.
Nierzadko w czasie „cichych wakacji” włączony komputer znajdował się gdzieś pod ręką, a pracownik pomiędzy grillem i wycieczką rowerową raz na jakiś czas sprawdzał, czy dzieje się coś pilnego lub poruszał myszką, aby utrzymać status aktywności. – Niektórzy dodawali też do kalendarza fikcyjne spotkania lub ustawiali w serwisie pocztowym wiadomości zwrotne, sugerujące mniejszą dostępność z uwagi na liczne spotkania lub podróż służbową – twierdzi Łukasz Grzeszczyk.
Czytaj też: „Work-life balance staje się formą alibi”. Jeden z najbogatszych Polaków o menedżerach i różnicach pokoleniowych
„Workation” sposobem na „ciche wakacje”?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS