Na rynek wchodzi właśnie nowa generacja modeli M3 i M4, których premiera zawsze budzi spore emocje wśród fanów mocnych wrażeń za kierownicą. Niedawno w sprzedaży pojawiła się także zmodernizowana wersja ich większego brata – M5. To, ile emocji potrafią dać te nowości BMW, sprawdzaliśmy na torze Silesia Ring.
Najnowsze modele ze stajni BMW M mieliśmy okazję przetestować w ramach BMW Driving Experience. Jest to cykl szkoleń, przygotowany dla kierowców o różnym poziomie umiejętności, którzy chcieliby poznać możliwości najmocniejszych modeli bawarskiej marki, a przy okazji nauczyć się czegoś nowego o panowaniu nad samochodem oraz o tym, jak należy jeździć po torach wyścigowych. W takim wydarzeniu uczestniczyliśmy już dwa lata temu (mieliśmy wtedy do dyspozycji M2, M4 poprzedniej generacji oraz M5 sprzed modernizacji), więc zainteresowanych szczegółami, jak takie szkolenie wygląda, odsyłamy do naszego poprzedniego materiału (ramka po lewej).
Skupmy się na najważniejszym, czyli nowych modelach z gamy BMW M. M3 oraz M4 niewątpliwie budzą duże emocje już nawet wtedy, gdy tylko stoją w długim równym rzędzie na pit lane Silesia Ringu. Uprzedzając złośliwe docinki na temat wielkich “nerek” w tych modelach – nie je akurat mieliśmy na myśli. Obszerny komentarz do wyglądu nowej serii 4 oraz jej grilla (poparty komentarzem eksperta) zawarliśmy w naszym teście M440i coupe, do którego odnośnik znajdziecie w dalszej części tekstu. Mówimy raczej o agresywnie wystylizowanych zderzakach, dużym dyfuzorze, w który wkomponowano cztery wielkie końcówki wydechu czy wreszcie czarne alufelgi w rozmiarze 19 cali z przodu oraz 20 z tyłu. Nie bez znaczenia są także rzucające się w oczy kolory – do wyboru jest czerwony, zielony, żółty (tak określany przez BMW, ale bliżej mu do limonki) oraz trzy odcienie niebieskiego (w tym jeden matowy). Respekt budzą złote zaciski karbonowo-ceramicznych hamulców.
Wnętrze M3 i M4 wita nas znajomą już deską rozdzielczą z bardzo dużą ilością włókna węglowego. Z tego materiału wykonano nawet łopatki za kierownicą i to nie tylko widać, ale także czuć pod palcami. Największe wrażenie jednak robią fotele M Carbon ze skorupą z włókna węglowego oraz… sporymi otworami. Takie “dziurawe fotele” można było już spotkać w poprzedniej generacji, ale nowe wyglądają jeszcze lepiej. Uwagę zwraca też wykończone karbonem wybrzuszenie na siedzisku, oddzielające nogi. Fotele te można bez wahania nazwać “kubełkami”, zapewniają świetne trzymanie na zakrętach, a ponadto ustawia się je elektrycznie z możliwością regulacji boczków.
Jeśli ktoś sądzi, że podobne fotele pasują raczej do supersporowych coupe, a nie do sedana klasy średniej i komfortowego gran turismo, to najwyraźniej nie sprawdzał, co mają pod maską. Wszystkie egzemplarze, jakie mieliśmy do dyspozycji, to odmiany Competition co oznacza 510 KM i 650 Nm, które trafiają na tylną oś za pośrednictwem 8-biegowej przekładni automatycznej (wersja z xDrive pojawi się w lipcu). Przekłada się to na sprint do 100 km/h w 3,9 s oraz prędkość maksymalną wynoszącą 290 km/h (po opcjonalnym przesunięciu limitera).
Wyjeżdżamy na tor, a przyspieszenie dosłownie wgniata nas w fotel. Nic dziwnego w przypadku samochodów o takich parametrach, ale reakcja na wciśnięcie gazu w trybie Sport Plus jest naprawdę żywiołowa. Ośmiobiegowy “automat” to skrzynia hydrokinetyczna, a nie sekwencyjna, jak w starszych generacjach, ale pracuje ona błyskawicznie i tak jak poprzednio zamiast trybu Sport, mamy do dyspozycji trzystopniową regulację tego, jak agresywnie działa przekładnia i czy utrzymuje stale wyższe obroty. W najostrzejszym ustawieniu można spokojnie pozostawić ją samą sobie, nawet podczas jazdy torowej. Puryści wybiorą oczywiście tryb manualny, w którym skrzynia bez żadnego opóźnienia reaguje na polecenia wydawane łopatkami.
Wrażenie prowadzenia rasowego sportowego auta wzmaga wydech, który jest zaskakująco głośny. Nowe normy emisji spalin wykastrowały wręcz w tym względzie wiele mocnych samochodów (również ze stajni BMW) i nie pozostały bez wpływu także na nowe M3 i M4. Osoby pamiętające poprzednią generację, mogą czuć się zawiedzione, że nie słychać “popcornu” po każdym odjęciu nogi z gazu (coś tam czasem słychać, ale jest to bardzo przytłumione). Z drugiej strony jednak, nowe modele z gamy BMW M potrafią “zagadać” naprawdę rasowo, a podczas sprintów z gazem w podłodze na dwóch prostych Silesia Ringu, robiło się w nich zaskakująco głośno. Co ciekawe był to nie tyle odgłos warczącego wydechu, co bardziej “mechaniczny”, kojarzący się z czasami, gdy rasowe dźwięki były efektem ubocznym pracującej maszynerii, a nie zastosowania aktywnych klapek w wydechu.
Źródłem zaskoczenia nie jest natomiast zachowanie w zakrętach nowych M3 oraz M4, które jak na modele bawarskiej marki, zachowują się po prostu wzorowo. Po przejściu w najtwardsze ustawienie, zawieszenie nie pozwala na wyraźne wychyły w szybko pokonywanych łukach, a układ kierowniczy o zmiennym przełożeniu, choć pracuje dosyć lekko nawet w trybie Sport Plus, pozwala bardzo precyzyjnie umieszczać auto w zakręcie. Ciekawostką, znaną z innych modeli M, jest tryb Sport układu hamulcowego, w którym zmniejsza się jego czułość, dzięki czemu precyzyjniej możemy operować pedałem hamulca podczas torowej jazdy.
Wrażenie na nas zrobiła także stabilność i przewidywalność prowadzenia, co jest zasługą idealnego rozkładu masy, aktywnego tylnego dyferencjału oraz wyjątkowo dobrze skonfigurowanej elektroniki. Ten spory margines bezpieczeństwa widać było na torze, gdzie czuliśmy, jak wszystkie systemy ciężko pracują, aby auto niczym nas nie zaskoczyło, nawet jeśli prowokowaliśmy je, na przykład za bardzo zacieśniając zakręt, dodając jednocześnie za dużo gazu.
Osoby bardziej d … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS