A A+ A++


Zobacz wideo

Ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała, że od kwietnia dzieci z klas 1-3 przestaną dostawać do domu prace manualne. W klasach 4-8 zadania domowe nie będą obowiązkowe ani oceniane. – To nie oznacza, że dzieci nie będą pracować w domu. Oznacza to tylko, że nie będą godzinami zmuszone do odrabiania lekcji, które bardzo często właśnie wymagały pomocy rodzica, dodatkowych korepetycji – powiedziała Nowacka. Dodała, że po kilku latach ta zasada będzie obowiązywać również w szkołach średnich.

W mediach i w serwisach społecznościowych rozpętała się burza. W TOK FM pomysł Nowackiej skrytykowała dr Iga Kazimierczyk. – Wprowadzenie jakichkolwiek zmian przed końcem roku szkolnego to jest jazda na lodzie bez trzymanki, bez żadnych umiejętności ani barier – mówiła ekspertka z fundacji Przestrzeń dla Edukacji. Jej zdaniem to bardzo duża zmiana, wśród nauczycieli zdania są podzielone.

– Jestem anglistką i doskonale rozumiem tę zmianę, a nawet bardzo się z niej ucieszyłam. Od dawna nie zadaję zadań domowych. Dla mnie to relikt z czasów króla Ćwieczka – ocenia w rozmowie ze mną Paulina Kowalik.

– Jestem matematyczką i moim zdaniem pomysł pani Nowackiej to przepis na chaos w szkole. Mógł na niego wpaść tylko ktoś, kto nie ma doświadczenia w pracy z uczniami – załamuje ręce Beata, nauczycielka z Krakowa.

– Jestem mamą i odczytuję ruch Nowackiej jako zwrócenie mi czasu, który mogę spędzić z dzieckiem – dorzuca Karolina Lasota.

– Jestem ojcem i dla mnie to porażka. Wszystko zmierza ku temu, by niektóre dzieci były analfabetami – łapie się za głowę Maciej, tata 14-letniego Szymona.

– Jestem uczniem i cieszę się, że nie będę już dostawać zadań za karę. Np. “napisz recenzję po angielsku z filmu albo odcinka serialu, który zobaczyłeś wieczorem”. Ale też mam kolegów, którzy jak nie przećwiczą rzeczy w domu, to nie będą umieli – przyznaje ojcu rację Szymon.

– Jestem uczniem i wiem, że i tak nie będą umieli. Obowiązkowe zadania domowe nic nie dają – ripostuje 12-letni Kazik.

Ten temat jest rajem dla reportera, ale piekłem dla kogoś, kto lubi mieć wyraziste zdanie i nie znosi sprzeciwu. Tylko o czym właściwie jest ta dyskusja? – O władzy – wzdycha nauczycielka Paulina Kowalik.

Barbara Nowacka “zrobiła samowolkę”

Kowalik wsłuchuje się w ostatnie głosy koleżanek po fachu i próbuje je uporządkować. Najczęściej powtarzają, że Barbara Nowacka nie ma pojęcia o szkole, a mimo to zrobiła “samowolkę”. – Dodają, że gdyby zapytała je o zdanie, to dowiedziałaby się, że niektórych przedmiotów nie da się uczyć bez zadawania pracy do domu. Np. języka polskiego, bo jak na lekcji omawiać lekturę, skoro nie nakaże się uczniowi przeczytania jej w domu. Matematyka, fizyka, chemia? Jeśli uczeń nie będzie w domu rozwiązywał dodatkowych zadań, to zapomni, co zrozumiał na lekcji i zatrzyma się na definicjach – relacjonuje anglistka.

Z tymi głosami w pełni zgadza się Beata, nauczycielka matematyki z Krakowa. – Mózgi jednych uczniów działają szybciej, innych wolniej. Nie zawsze mogę dostosować tempo lekcji do tych drugich, bo muszę gnać z podstawą programową. Pewne rzeczy dzieci powinny przećwiczyć w domu z rodzicami, żeby nie odstawać. Nie ma innego wyjścia – rozkłada ręce.

Na moją uwagę, że Barbara Nowacka zapowiedziała odchudzenie podstawy programowej od września, matematyczka wzdycha. – Tu wszystko jest postawione na głowie. Najpierw powinno być “odchudzenie”, a dopiero później możemy się zastanawiać, czy zlikwidować zadania domowe. Ale nawet jeśli program nie będzie już tak przeładowany jak teraz, to nie przeskoczymy faktu, że uczniowie muszą utrwalać wiedzę, którą dostali na lekcjach. I samodzielnie w domu wychwytywać to, czego nie zrozumieli w szkole, by potem móc mnie o to zapytać – tłumaczy.

– A nie mogą wychwytywać na lekcjach? – dziwi się Paulina Kowalik, gdy przytaczam jej słowa matematyczki. – Nie mówię, żeby nic nie robili w domu: nie utrwalali wiedzy, ani nie czytali lektur. Bo przecież nie o tym jest ta dyskusja, co podkreśla sama Nowacka. Wkurza mnie, że sprowadza się to do absurdu. O swoim przedmiocie słyszę, że teraz już nie będzie powtarzania słówek w domu i dziecko wszystko zapomni. Mój Boże! A kto to dziś tak uczy angielskiego, że każe dzieciom po lekcjach uzupełniać słówka w ćwiczeniach! To fikcja, a nie edukacja. Nie lepiej np. podzielić uczniów na grupy, wyłapać coś z ich ulubionego serialu, a potem zachęcić do tworzenia wokół tego własnych scenek? Tak robię. Ściągam z tego klauzulę obciachu i wprowadzam je w klimat zabawy. Same z siebie ćwiczą na lekcjach, na przerwach i potem na komunikatorach. Silniejsi podciągają słabszych – tłumaczy.

– Ładnie brzmi, ale problem jest bardziej złożony – odpowiada Beata. – Są słabsi, których koledzy nie podciągną. Jeśli nauczyciel ich nie przypilnuje, to zostaną w tyle. A narzędziem do pilnowania są oceny. Nauczyciel sam najlepiej wie, jakich ma uczniów i jakich narzędzi potrzebuje. Dlatego pani Nowacka nie powinna odgórnie decydować o pracach domowych – podkreśla.

Paulina Kowalik się uśmiecha, bo tak brzmi finał większości rozmów, jakie ostatnio prowadzi z nauczycielkami. – To argument rozstrzygający: “Wiemy lepiej”. A wiemy lepiej, bo od zawsze oceniamy prace domowe i to się sprawdza. Czy na pewno? – pyta i odsyła mnie do poradnika dla szkół “#zadaNIEdomowe”, jaki w 2019 roku opracował Rzecznik Praw Obywatelskich z edukacyjnymi organizacjami społecznymi.

Zadania domowe. “Po co bawić się w tę fikcję?”

Wspomniany poradnik powstał, gdy rzecznik (wtedy prof. Adam Bodnar) zaalarmował ówczesną ministrę edukacji Annę Zalewską, że uczniowie cierpią z powodu nadmiernego obciążenia pracami domowymi. A to – według RPO – ma “negatywny wpływ na życie całych rodzin, jest też niezgodne z nowoczesnymi trendami edukacyjnymi”. Szefowa resortu edukacji w rządzie PiS odpowiedziała, że o tym, co i jak zadawać do domu, decyduje nauczyciel. RPO wypracował więc poradnik dla szkół. Czytamy w nim opinię m.in. prof. Małgorzaty Żytko, pedagożki z Uniwersytetu Warszawskiego:

Analiza ponad 200 czynników mających wpływ na efektywność uczenia się wskazuje na niewielkie znaczenie pracy domowej i jednocześnie podkreśla pozytywny wpływ własnej aktywności uczniów, która sprzyja braniu odpowiedzialności za proces uczenia się.

Paulina Kowalik mówi, że potwierdzają to jej nauczycielskie doświadczenia. – Jeśli zaciekawię uczniów materiałem i wciągnę ich w szukanie odpowiedzi na pytanie “Po co mam się tego uczyć?”, to sami przypilnują się w nauce. Odpowiedzą sobie: “By dogadać się na wakacjach po angielsku”, “By kiedyś mieć radochę z oglądania seriali bez napisów”, “By spodobać się rówieśnikowi, który wsłuchuje się w piosenki po angielsku” i w końcu “By coś tam zdać”. Niestety polska szkoła zbyt rzadko wchodzi w rozmowę z uczniem, która zaczyna się od pytania “Po co?” – tłumaczy.

– A jeśli uczeń, który jest mocny na polskim, nigdy nie znajdzie takiej odpowiedzi na chemii? – pytam.

– To i tak mu nie pomoże zadanie domowe na ocenę. Przepisze je od koleżanki przed lekcją albo poprosi rodziców, by je rozwiązali. Po co bawić się w tę fikcję? Przecież ona obciąża też nauczycieli. Bo sprawdzają po godzinach te przepisane od kogoś wypracowania. Tylko po to, żeby postawić za nie pałę. To wypala ich i uczniów – odpowiada anglistka.

“Żadna pała mojego dziecka nie oświeci”

Dopraszam do tej dyskusji rodziców uczniów. Zgodzili się na to Karolina Lasota, mama 13-letniego Kazika, a także Maciej, ojciec 14-letniego Szymona. – Ale pała też jest czasem potrzebna. Widzę po swoim synu, że niekiedy się nie ocknie, dopóki jej nie dostanie. Nie chcę go cały czas pilnować, bo musi się uczyć odpowiedzialności. Prędzej czy później sam stwierdza, że jedynka mu przeszkadza i nadrabia zaległości – mówi Maciej.

– A nie może tej pały dostać na lekcjach? – pyta retorycznie Karolina Lasota. – Nie wierzę w zbawienne działanie jedynek, bo to jak pokładać nadzieje w tresurze dzieci. To tylko obniża ich poczucie własnej wartości. Poprawianie ocen wcale nie musi być nadrabianiem zaległości. Widzę po Kaziku, że jak czegoś nie czuje, to żadna pała go nie oświeci. Prędzej obejdzie system, czyli zrobi zadanie na bazie Wikipedii i zapomni. Komu to potrzebne? Zabiera mu tylko czas na to, czym naprawdę się interesuje. Ale też po prostu na odpoczynek. Nie mówiąc już o tym, że również mnie zabiera dzieciaka wtedy, gdy chcę z nim pobyć i pogadać o jego emocjach – dopowiada.

– Odpoczynek jest ważny, ale szkoła to też przygotowanie do dorosłego życia – nie poddaje się Maciej. – Nie mówię, żeby od razu uczniom odbierać dzieciństwo, tylko by stopniowo brali odpowiedzialność za siebie. Powinny przyzwyczajać się do tego, że jeśli czegoś nie zdążą zrobić w instytucji, w której spędzają kawał życia (teraz szkoła, później praca), to muszą dokończyć w domu – podkreśla.

W tym miejscu przypomina mi się kolejna opinia ze wspomnianego poradnika Rzecznika Praw Obywatelskich. Tym razem dr. Łukasza Tanasia, specjalisty z zakresu psychologii edukacji z SWPS:

Praca domowa sama w sobie nie jest dobra ani zła. Traktujmy ją jak odpowiednik zadaniowego czasu pracy osób dorosłych. Ważne jest zatem, by przyjrzeć się, jakie zadania dziecko odrabia w domu, bo ich treść i forma wspiera – lub osłabia – rozwój ważnych kompetencji. Mechaniczne zapamiętywanie faktów tworzy złe nawyki uczenia się, które mogą wystarczyć do napisania szkolnej kartkówki, ale przeszkadzają później przy złożonych problemach na studiach lub w pracy.

– Czyli uczeń odrobi i zapomni. A później w pracy zrobi tylko tyle, ile ktoś mu pokazał. Od ładnych paru lat pomagam Kazikowi w odrabianiu zadań i widzę, jak bardzo one nie działają na zasadzie przymusu. Widzę też, jak potrafi się zaangażować, gdy polonistka włącza go np. w projekt uwspółcześniania języka jakieś starej lektury szkolnej. Krąży wtedy między swoim ojcem a mną, dopytuje, sprawdza w internecie i porównuje z tym, co ustaliły koleżanki. To mały Sherlock i typ myśliciela – opisuje moja rozmówczyni.

Macieja to jednak nie do końca przekonuje. Dla niego pomysł Barbary Nowackiej to przejaw “filozofii odpuszczania”, czyli uwalniania dzieci od kolejnych obowiązków. – Wszystko zmierza ku temu, by uczyły się, czego chcą i ile chcą. Jasne, że wiele z nich samo się przypilnuje, ale pozostali wpadną w analfabetyzm – ocenia ojciec 14-letniego Szymona.

Najgłupsze zadania domowe, czyli “wyższy level tortury”

Szymon mówi, że rodzice nie pilnują, by odrabiał zadania domowe. Sam wie, że to smutna konieczność. Ale nie uważa, by ten obowiązek wychodził mu na dobre. – Wiele tych zadań jest jak wracanie w grze do poziomu, który już się przeszło. Nuda. Inne, te najgłupsze, są za karę. Bo np. nauczycielka wkurzyła się tym, że jej nie słuchamy na lekcji. Wtedy każe nam opisać po angielsku swój dzień po szkole. Gdy to czyta, dowiaduje się, że wszyscy popołudniu rozmawiali z kolegami o tym samym i oglądali to samo na YouTube. Bo wszyscy mają takie same wypracowania. Kończy się to jedynkami albo niezapowiedzianymi kartkówkami. I wtedy też jedynkami – śmieje się chłopak.

Jak dodaje, kiedyś w wypracowaniu po polsku zrobił kilka błędów ortograficznych. Polonistka poleciła mu znaleźć po szkole jak najwięcej słów z “ż” i “rz”, po czym ułożyć z nich opowiadanie. Szymon mówi, że to wyższy level tortury, jaką we wcześniejszych klasach było zapisywanie 100 razy “gżegżółki” w zeszycie. – Kto w ogóle używa tego słowa i wie, co znaczy! – oburza się nastolatek.

Zastrzega jednak, że nie wszystkie zadania domowe są bez sensu. Np. te z matematyki czasem zmuszają do utrwalenia tego, czego nauczyło się w szkole. – Ale raczej nie mnie. Ja i tak mam korepetycje i ćwiczę już na nich trochę trudniejsze zadania. Te ze szkoły są dla kolegów, którzy nie mają dodatkowych lekcji. Oczywiście, też muszę je robić. Dlatego cieszę się, że nie będę już na to musiał marnować czasu – opowiada.

O rok młodszy Kazik kręci na to nosem. Bo co z tego, że jego koledzy dostają zadania z matematyki do domu, skoro nie potrafią ich rozwiązać. – Mnie pomaga mama, a oni przepisują od innych, bo ich rodzice sami tego nie umieją – tłumaczy.

– Nie lepiej, by zgłosili nauczycielce, że nie rozumieją? – dopytuję.

– Nie, bo i tak mogą dostać jedynkę za brak zadania. Dopiero jak jest dużo jedynek, to powtarzamy, czego klasa nie rozumie – tłumaczy Kazik i dodaje, że jest przeciwko obowiązkowym pracom domowym.

Barbara Nowacka “zrobiła wrzutkę i wyciągnęła popcorn”

Wracam do swojego pytania z początku: właściwie o czym jest ta dyskusja? Matematyczka Beata wzrusza ramionami. – Pomysł Barbary Nowackiej to typowe zagranie pod publiczkę. Wyczuła, że z zadaniami domowymi i w ogóle szkołą jest jak z piłką nożną. Każdy na tym się zna i ma coś do powiedzenia. Bo jest nauczycielem, rodzicem, byłym uczniem. W tym zamieszaniu pewnie wychodzi na to, że pani Nowacka zaczyna wielką reformę czy rewolucję w oświacie. A ona zrobiła wrzutkę i wyciągnęła popcorn. Bo jak wiemy, to symbol tej władzy – ocenia nauczycielka.

– Zgadzam się, to dyskusja o władzy. Ale nie rządu, tylko nauczycieli. Gdy nie możemy oceniać zadań domowych, tracimy część władzy. Bardzo niewielką, ale wielu nauczycieli i tak to denerwuje. Tym bardziej że to rozwiązanie narzuca się nam odgórnie. Tylko jak zrobić to inaczej? Przecież już teraz nie ma obowiązku zadawania prac domowych, a jednak często się to robi. I będzie się robiło dalej bez decyzji z góry. Nauczyciele pilnują swojej władzy i nie widzą, jak ich to wypala. Bo stale muszą pilnować uczniów, dominować na lekcjach, egzekwować, karać. Jestem już zmęczona szkołą publiczną i przenoszę się do prywatnej – stwierdza Paulina Kowalik.

– To rozmowa o filozofii odpuszczania dzieciom. Barbara Nowacka na nią postawiła, bo musi być na kontrze do Czarnka. Ten przecież dociskał nauczycieli i uczniów. A teraz Nowacka wchodzi cała na biało i wpuszcza do szkoły powiew świeżego powietrza – ironizuje Maciej, ojciec Szymona.

Z kolei Kazik na chwilę się zasępia. Ostatnio wiele dyskutuje z mamą na temat obowiązkowych prac domowych. “Mały myśliciel”, jak nazywa go mama, czyta też o tym w internecie i zbiera tam argumenty. – A dla mnie to jest o moich prawach! Bo uczeń ma prawo do czasu wolnego i zabawy! To nas trzeba pytać o zdanie, a nie nauczycieli – puentuje 13-latek, a jego mama się uśmiecha.

Napisz do autora: [email protected]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUrząd Miasta w Tomaszowie Mazowieckim: Prezydent Marcin Witko wręczył „Pannę na Niedźwiedziu” Annie i Cezaremu Dębcom
Następny artykułUM Tarnów: Bezpłatne badania dla kobiet w MCM