Liczba wyświetleń: 860
Nikomu nie umknie, że plaga koronawirusa ułatwia ustanowienie tego, co Michel Foucault nazwał „biopolityką”, nowej formy tyranii, która nie jest narzucana pałkami ani karabinami, ale o wiele bardziej wyrafinowanymi narzędziami, które uzyskują dominację nad ludźmi poprzez kontrolowanie przestrzeni, w których przebywają, ich osobistych relacji, ich zachowań i uczuć, a także ich najskrytszych myśli i pragnień. „Stany alarmowe”, „godzina policyjna” i inne „ograniczenia w przemieszczaniu się”, które przeszkadzają nawet najbardziej prymitywnym umysłom, są tylko zmyłkowymi manewrami.
O wiele bardziej subtelne (i efektywne) są na przykład technologie masowego nadzoru, które śledzą nasze ruchy i manipulują naszymi decyzjami, a nawet je przewidują; technologie, do których posłusznie stosuje się większość społeczeństwa, pisząc na swoich smartfonach, spokojni i przekonani, że władza wykorzystuje je do ochrony naszego bezpieczeństwa osobistego i zdrowia.
Jednocześnie jednak pojawia się inne, nie mniej oczywiste zjawisko, na które mało kto zwraca uwagę, gdyż nasze pokolenie, pełne sprzecznych ideologii, zostało całkowicie pozbawione duchowych zmartwień. Jednym z takich zjawisk jest tłumienie niepokojów religijnych, które objawiło się w całej swej przytłaczającej okazałości od czasu wybuchu epidemii koronawirusa.
Kiedy czytamy kroniki o plagach, które w przeszłości dziesiątkowały ludzkość, odkrywamy, że niepokój religijny społeczeństw, które na nie ucierpiały, stał się niezwykle dotkliwy; następnie, w obliczu wszechobecności śmierci, ponownie pojawiły się pytania, że bonanza i cieszenie się przyjemnościami materialnymi mają tendencję do schodzenia na dalszy plan. Ale plaga ta różni się właśnie od dumnego braku niepokoju religijnego, który odczuwa się w najbardziej ekstremalnych sytuacjach (spokój, z jakim przyjęliśmy, że nasi starzy ludzie umierają opuszczeni, bez jakiejkolwiek pomocy duchowej), ale przede wszystkim panujący klimat społeczny, w mediach, w debacie intelektualnej, w ekspresji artystycznej, która nie zderzając się z tajemnicą śmierci, wymyka się jej lub ją ukrywa za pomocą najróżniejszych, akrobatycznych dygresji. I chociaż nikt nie odważy się tego powiedzieć głośno, oba zjawiska są ze sobą ściśle powiązane.
W swoim przemówieniu na temat dyktatury Donoso Cortés wyjaśnia nieomylne prawo historii, które łączy upadek religijności ze wzrostem tyranii. Religia zapewnia ludziom „wewnętrzną represję”, która porządkuje ich życie moralne. A gdy upadną owe „wewnętrzne represje”, „zewnętrzne” lub polityczne represje nieuchronnie się nasilą. Donoso dokonuje przeglądu różnych stadiów ludzkości, od w pełni religijnego społeczeństwa – utworzonego przez Jezusa i jego uczniów – w którym wolność była totalna (nie było innego prawa niż miłość), do coraz bardziej zaawansowanych represji politycznych, które pozwalają rządom wyposażyć się w milion broni – armie, milion oczu – policję, milion uszu – biurokrację administracyjną, dopóki nie osiągną punktu, w którym muszą także „być wszędzie w tym samym czasie”.
Apetyt na „wszechobecność”, którego przykładem jest Donoso (wygłosił to przemówienie w 1849 roku) – wystąpił w czasach wynalezieniu telegrafu; ale od tego czasu postęp technologiczny osiągnął zawrotne, ekstremalne poziomy. Donoso robi tu nieśmiałą pauzę, przestraszony oczekiwaniem na społeczeństwo, w którym religijny termometr będzie spadał, aż „spadnie poniżej zera”; ale w końcu ośmiela się przewidzieć pojawienie się „gigantycznego, kolosalnego, uniwersalnego, ogromnego tyrana”, który nie będzie już musiał stawiać czoła fizycznemu lub moralnemu oporowi, ponieważ w tym momencie wszystkie umysły zostaną podzielone, a patriotyzmy będą martwe.
I przeciwko tej nowej formie tyranii, która zaczęła się umacniać, uważa Donoso, nie ma innego antidotum niż „reakcja religijna”. Mimo to wywołuje niepokojącą refleksję, którą upływ czasu tylko potwierdził: „Czy taka reakcja będzie możliwa? Prawdopodobnie tak; ale czy to prawdopodobne? Panowie, mówię tutaj z najgłębszym smutkiem: nie sądzę, żeby to było prawdopodobne.
Widziałem i znałem wielu ludzi, którzy porzucili swoją wiarę i wrócili do niej. Niestety, nigdy nie widziałem ludzi, którzy wróciliby do wiary po jej utracie. To, co dzieje się na naszych oczach, z plagą koronawirusa w tle, potwierdza tylko złowieszcze znaki Donoso. Nowi tyrani mogą teraz robić z nami co chcą.
Autorstwo: Juan Manuel De Prada
Tłumaczenie: Jarosław Ruszkiewicz
Źródło oryginalne: Xlsemanal.com
Źródło polskie: Niepodległy.pl
OD ADMINISTRATORA PORTALU
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS