Patryk Stec: Panie Dawidzie, matematyka. Jak długo można iść na przystanek oddalony o 50 metrów?
Dawid “dejf” Wawryk: Dobre pytanie! To był mój pierwszy media day związany z Ultraligą. Jak długo można iść? Można iść około 3 godzin. Pamiętam, że byłem wtedy z Bartoszem (Apartą, właścicielem ESCA Gaming – red.) i powiedział, że musi już jechać, ale ty dojedziesz jak sobie odpoczniesz. Tutaj skręcasz w prawo i już masz przystanek. I tak zrobiłem, ale okazało się, że to jest drugie prawo, wylądowałem na jakiejś obwodnicy. To było w Tarnowskich Górach. Dotarcie do celu zajęło mi trzy godziny, a to nie jest duża miejscowość. Nie wiem skąd wyciągnąłeś tę historię, ale tak było!
Rozgrzewka za nami. Przejdźmy do esportu. Nie jesteś już pracownikiem AGO Esports i zaczynasz przygodę z devils.one. Co będziesz, a właściwie co robisz, już w devils.one.
Wracam do tego, co robiłem w Team ESCA Gaming. Moje stanowisko to Head of Esports. W tym momencie jeszcze jestem w trakcie wprowadzenia. Muszę poznać wszystkich ludzi i zobaczyć z kim pracuję. Mówiąc najbardziej wprost, będę zajmować się szeroko rozumianym esportem, czyli wynikami. Chcemy, aby były lepsze. Organizacji tak naprawdę nie trzeba za mocno pomagać, gdyż bardzo dobrze funkcjonuje. Jeśli chodzi o płynność finansową jest to ewenement na skalę krajową, bo devils.one zarabia pieniądze!
Biznes wychodzi na plus. Jak to możliwe?
Przyszedłem do organizacji esportowej i się okazało, że nie wydajemy, a zarabiamy. Byłem w szoku!
Czy to prawda, że Twoja przygoda z devils.one zaczęła się od tego, że skrytykowałeś devils.one?
Nie tak bezpośrednio oczywiście. Nie było tak, że po skrytykowaniu od razu do mnie napisali “chodź do nas pracować”. Nic z tych rzeczy. Bezpośredni kontakt i znajomość z Darią (Rupniewską, CEO devils.one – red.) od tego się rozpoczęła. Kiedyś w naszym programie “Gadają o esporcie” wraz Piotrusiem (Piotr “CzarnyPiotruś” Barański, współprowadzący kanał “Gadają o esporcie” – red.) zajmowaliśmy się postami w social media i wtedy rzeczywiście strasznie rzuciłem się na devils.one. Daria wtedy jako jedyna z osób ze wszystkich organizacji stwierdziła, że chce z nami porozmawiać i się dowiedzieć dlaczego tak mówimy i co można zrobić lepiej. Od tamtej pory utrzymywałem z nią kontakt. To było dobre pół roku temu, więc to nie jest tak, że bezpośrednio to do tego doprowadziło. Rozmowy szczegółowe o przejściu do organizacji zaczęły się stosunkowo niedawno.
Czyli gdyby nie tamten odcinek to do devils.one byś nie trafił?
Jestem pewien, że tak by było, bo byśmy się nie spotkali. Mieliśmy rozmawiać tylko o social mediach, a rozmawialiśmy tak naprawdę o wszystkim i Piotruś też był przy tej rozmowie. Gdybym się wtedy nie pośmiał trochę z devils.one to prawdopodobnie by mnie tutaj nie było i tej rozmowy również by nie było.
Co tak właściwie skłoniło ciebie, aby przejść do devils.one. Oczywiście oprócz pieniędzy, bo wiadomo, że nikt nie zmienia pracy, aby zarabiać mniej.
Na pewno aspekt finansowy zrobił tutaj swoje. Jest jednak jeden aspekt, o którym jeszcze nie mówiłem. W AGO nie zajmowałem się tym, o czym zawsze marzyłem. Nie będę narzekać na AGO, bo ta organizacja bardzo dużo mi dała i uważam, że to jest czołówka, jeśli chodzi o podmioty esportowe w Polsce, ale rzeczywiście odbiłem tam trochę w inną stronę. Byłem General Managerem i bardziej zajmowałem się logistyką całej organizacji niż samym esportem. Oczywiście robiłem wszystko, aby się kręcić wokół dywizji, ale nie za to byłem rozliczany. Tutaj jednak ten plan, że mam wszystko zbudować i to będzie zależeć ode mnie, zdecydowanie mnie przekonał. Lubię to. Lubię esportową adrenalinę i to był jeden z dwóch aspektów, które mnie do tego namówiły.
Devils.one to nie tylko esport, ale również różne projekty gamingowo-esportowe. Daria mi mówiła, że uwielbia się nimi zajmować. Ty w takim wypadku zostaniesz dyrektorem esportowym i będzie to całkowicie twoja działka?
Tak, czasami się śmieję, że Daria jest od zarabiania, a ja jestem od wydawania pieniędzy. W ostatnich latach w devils.one nie było takiej osoby, która stricte esportowo patrzyłaby na ten biznes. Nie ukrywam, że nie jestem najlepszym Project Managerem lub coś w tym rodzaju. Bardziej patrzę na siebie jak na Team Managera. Moja historia potoczyła się tak, że zajmowałem się już wieloma grami. Jakby mi ktoś kilka lat temu powiedział, że będę się zajmował Rainbow Six Siege to bym sobie pomyślał, że nie ma opcji, bo nawet nie wiedziałem o co w tym chodzi. Potem jednak zaczęły mnie interesować różne gry, bywałem na różnych LANach. W DV1 będę się zajmował tym, żeby ten wynik również się pojawił. Nie oszukujmy się, patrzymy głównie na League of Legends, bo jednak z tej gry pochodzę, ale rozglądam się po całym rynku i szukam różnych rozwiązań.
Jedną z rzeczy, które powiedziałeś w tym wcześniej wspomnianym odcinku “Gadają o LoLu” był fakt, że w devils.one brakowało twarzy esportowej. Czy teraz to ty będziesz tą twarzą?
Oczywiście chciałbym. Do tej pory było widać, że nie jestem menedżerem, który się chowa. Cały czas się gdzieś pokazuję, tym bardziej, że myślę, że projekt “Gadają o esporcie” dużo zmienił w postrzeganiu mojej osoby na całej scenie. Na pewno chciałbym być tą twarzą, ale moim największym celem jest stworzenie takich zawodników jak “Harpoon” czy “marlon” i pokazanie, że można na polskiej scenie zaistnieć od zera do bohatera i dojść do czegoś ciężką pracą. Chciałbym, by zawodnicy byli przede wszystkim najbardziej pokazywani w organizacji. Lubię się przepychać, mam parcie na szkło i wydaje mi się, że mnie również będzie sporo w mediach społecznościowych.
Co oznacza dla ciebie spadek devils.one do 2. Ultraligi?
Miałem taki moment zawahania jak zobaczyłem co się wydarzyło. Pomyślałem sobie: “Kurcze, i co teraz?”.
Z tego co kojarzę, byliście chyba dogadani zanim drużyna spadła?
Toczyliśmy już pierwsze rozmowy, ale ta decyzja zapadła po relegacjach. Zawsze sobie żartowałem, że nie musimy się jakoś kryć, bo nikt nam nie uwierzy, że przechodzę w tym momencie z AGO do devils.one. Co zmienia druga liga? Jeśli chodzi o samą pracę to tak naprawdę niewiele. Jak to mówią: pierwsza liga super sprawa, druga też ciekawa. Będziemy walczyć i w drugiej. Nie miałem do tej pory z nią dużo do czynienia. Kiedyś ją komentowałem, ale teraz w sumie będzie to fajne doświadczenie. Jesteśmy w stanie awansować dość szybko i będziemy o to walczyć, aczkolwiek w pracy może to nic nie zmienia. Zastanawiałem się czy jest to dla mnie dobra droga pod względem medialnym, bo jednak byłem z tą pierwszą Ultraligą dość mocno kojarzony do tej pory.
Twoja drużyna będzie miała za zadanie wejść z drzwiami do Ultraligi czy będzie bardziej na spokojnie?
Na pewno nie chciałbym, żeby był to projekt pod tytułem “Wyrzućmy jak najwięcej pieniędzy na najlepszych zawodników”. Jeśli już spadliśmy do drugiej ligi, chciałbym to wykorzystać i zbudować coś od samych fundamentów. Może tym razem uda mi się zrobić ten Ajax Amsterdam, o którym mówiłem w każdej organizacji, w której byłem. Myślę, że teraz dużo do myślenia da mi Puchar Polski, który jest przed nami. Zobaczymy jak będą wyglądać kwalifikacje. Nasz zespół gra w tych rozgrywkach w praktycznie niezmienionym składzie. Na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć jak będzie wyglądać ten skład. Chciałbym wszystkich zobaczyć i z każdym porozmawiać. Znam trenera, Piotra “Incę” Leszczyńskiego. Właśnie zgubiłem się w Tarnowskich Górach, gdy Inca był z nami. Dobrze się już znamy. Pożyjemy, zobaczymy. Na pewno pierwsze pomysły rodzą się już w mojej głowie.
Opłaca się w tych czasach mieć zespół w Ultralidze?
Zależy jak się go prowadzi, ale myślę, że w większości przypadków nie. To też jest odwieczne pytanie czy opłaca się mieć organizację esportową. To nie tylko problem Ultraligi. Nie chcę na nich zrzucać takiego ciężaru. Wystarczy popatrzeć na kluby sportowe i odpowiedzieć sobie na pytanie czy warto taki posiadać, bo też w większości przypadków przynoszą one straty zamiast zysków. Taki to jest biznes. Jeżeli w biznesie pojawia się element rywalizacji, nigdy nie możesz być pewnym swego. Devils.one jako organizacja pokazuje, że można zarabiać, ale czy to jest stricte dzięki esportowi czy drużynom? To już trochę inny temat. Czy warto mieć drużynę w Ultralidze? Jeśli robi się to z głową i nie idzie się tylko za emocjami, to myślę, że warto.
Wydaje się, że w devils.one z góry założono, że drużyny esportowe nie są od zarabiania pieniędzy, a bardziej od budowania brandu. Pieniądze są w tym przypadku gdzie indziej.
Zdecydowanie tak, dlatego patrzę na devils.one bardziej jako na gaming niż esport. To co chcę wprowadzić to reset dywizji, budowanie od podstaw, budowanie fundamentów na nowo. Myślę, że nawet ten spadek uda się przekuć w coś dobrego. Czasami trzeba zrobić jeden krok w tył, aby wykonać dwa na przód. Na pewno analizuję sobie poprzednie sezony. Nie muszę na to poświęcać jakoś wiele czasu, bo jestem z Ultraligą na bieżąco od kilku lat i widziałem jak ten zespół działał. Wyciągam z tego wnioski. Tak chcę działać w każdej dywizji. To nie jest tak, że któryś z tytułów będzie dla mnie głównym na ten moment. Analizuję różne tytuły.
Jak to wygląda w przypadku innych dywizji? Devils.one to również simracing.
Tak, współpracujemy z Triton Racing. Oczywiście jest to chyba jedna z najmniej medialnych dywizji w devils.one. To trochę żyje własnym życiem. Trudno to łączyć z esportem. Kibice LoL kojarzą esport w CS:GO czy w serii FIFA, ale simracing nadal ciągle jest gdzieś obok. Jestem kibicem Formuły 1, dlatego ten esport akurat mi odpowiada i myślę, że zrobimy fajne rzeczy. Chciałbym ludziom pokazać, że siedzenie na fotelu przy kierownicy to również fajny esport. Muszę jeszcze się przyjrzeć zasobom, które devils.one wraz z Tritonem posiadają w tym temacie, ale myślę, że fajne rzeczy przed nami.
A co z Counter Strikiem i VALORANTEM? Będzie powrót do CS:GO lub głośne wejście do VALORANTA?
Wydaje mi się, że mój transfer do devils.one w tym momencie pokazuje, że ten CS może gdzieś się pojawi. Ostatnio złapałem CS-ową zajawkę i zacząłem się mocniej przyglądać temu biznesowi. Nic nie obiecuję, bo wiadomo, że to również kwestie budżetowe. Na ten moment moim marzeniem jest powrót do Ultraligi. Na pewno się przyglądam obu tym rynkom. Myślę, że bardzo ciekawy dla nas jest VALORANT i szczerze mówiąc wiążę przyszłość z tym tytułem. Przyglądam się całemu rynkowi i rosnącemu zainteresowaniu tym tytułem na świecie. Może w Polsce tego tak mocno nie widać. Ostatnio dużo rozmawiam z Krystianem Terpińskim (Project Manager zajmujący się VALORANTEM w PLE – red.) i wydaje mi się, że jest duża szansa. Nie chcę niczego obiecywać, bo różne organizacje różne rzeczy obiecywały i potem tego nie zrobiły. Mogę obiecać jednak wszystkim, że obserwuję różne sceny i VALORANT jest u mnie wysoko w rankingu. Oglądałem zarówno męską, jak i kobiecą scenę. Bardzo szanuję również projekt Polskiej Ligi Esportowej, co jest dużym plusem. Jestem otwarty na tę współpracę, ale nie wszystko zależy od chęci. Liczy się też budżet i inne aspekty. Wydaje mi się to być fajny kierunek dla tej organizacji.
Wspomniałeś, że od jakiegoś czasu bliżej obserwujesz Counter Strike’a. Jakie zauważyłeś plusy i minusy tej sceny po dokładniejszym zapoznaniu?
Jednych i drugich jest bardzo wiele. Zacznę od tych pierwszych. Counter Strike mnie zaskoczył swoją otwartością. Na dobrą sprawę budujesz organizację czy sklejkę i za chwilę możesz grać przeciwko Astralis. Żeby zagrać przeciwko nim w League of Legends trzeba po drodze wydać kilkadziesiąt milionów euro. Jak ostatnio los kogutos spotkało się z nimi, to nawet jeśli przegrywali, zrobili duży hałas na polskiej scenie. Counter Strike jest dużo starszy niż LoL i taki turniej jak ESL Pro League, na którym miałem przyjemność być w Dusseldorfie, naprawdę robi ogromne wrażenie. Tak samo warunki, w których to wszystko się odbywa. Jak porównuję to do chociażby LANów Ultraligi, odbywających się w blaszanym budynku, do którego nie wszyscy są wpuszczani, to jednak robi to wrażenie. Z drugiej strony patrzę też na EU Masters, które w ogóle nie ma LANA. W League of Legends właśnie brakuje tego, że najpierw gramy online, a potem wszyscy spotykamy się na finałach offline, wraz z całą społecznością. W Counter Strike’u przez te ponad pół roku, w trakcie którego byłem w AGO, poznałem dużo więcej zawodników na żywo niż w całym okresie odkąd jestem w League of Legends. Minusem jest trochę brak luzu w społeczności. Jest zabetonowana grupa zawodników, która już długo gra. Gdzieś zawsze się mówi, że ten powinien już skończyć, tamten też. To zawsze się mówi po cichu. Nawet eksperci, specjaliści kryją się ze swoimi opiniami.
Nie wszyscy, ale się zgodzę…
Nie chcę generalizować tutaj. Lubię czytać twoje tweety, bo widzę, że potrafisz napisać dosadnie i fajnie. Szczerze mówiąc, większość jednak pisze na około, bojąc się, że kogoś obrażą lub zaczepią. W League of Legends jest więcej konstruktywnej krytyki, która nie jest agresywna (taka też się zdarza oczywiście), ale dużo bardziej krytycznie podchodzi się do zawodników. Na przykład powstają takie drużyny jak 9INE, które są dla mnie odgrzewanymi kotletami, a w społeczności, wśród ekspertów, znowu czytam, że mamy kolejną drużynę, która zrobi gigantyczne wyniki. Prawda jest taka, że większość tych zawodników pokazała przed chwilą, że nie będzie tych świetnych wyników.
Gdy ogłaszano ten skład, sam napisałem, że 9INE lepiej wygląda na papierze niż w praktyce.
Oczywiście, że tak. Jest dużo minusów tego składu również na papierze. Nie chcę oczywiście nikogo skreślać, ale podsumowując wydaje mi się, że na tej scenie jest za dużo chwalenia, a za mało krytyki.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS