A A+ A++

fot. Klaudia Piwowarczyk

– Mój światopogląd i myślenie o najbliższej przyszłości zmieniło się w ciągu 10 minut. Ale tylko ode mnie zależy, kiedy wrócę. Finał Ligi Mistrzów? Jesteśmy zwykłymi chłopakami, którzy mają duże marzenia i robią duże rzeczy. Drużyna podchodzi do meczu bez wielkiej presji – podkreśla w rozmowie z Interią Norbert Huber, środkowy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i reprezentacji Polski, który niedawno doznał kontuzji ścięgna Achillesa. 

W środę przeszedł pan zabieg ścięgna Achillesa. Jak się pan czuje?


Norbert Huber:Wszystko poszło dobrze. Lekarz prowadzący powiedział, że wszystko jest w porządku, zgodnie z planem. Za trzy tygodnie mam wizytę kontrolną, mam o siebie dbać. To nie był długi zabieg, trwał może z godzinkę. Rokowania? Jeśli będę o siebie dbał i dobrze pracował w czasie rehabilitacji, wszystko będzie dobrze.

Wspominał pan jeszcze przed zabiegiem, że celuje w powrót w styczniu. Co na to lekarz?

– Nie wiem, bo nie mówiłem mu o tym. Jego widełki czasowe przed zabiegiem wynosiły od sześciu do 12 miesięcy na powrót. Jeśli się w nich zmieścimy, będzie fajnie.

Wiadomo, że czeka pana jednak przerwa i żmudna rehabilitacja. Jakaś kontuzja wcześniej wyłączyła pana z gry na dłużej?

– Nie miałem wcześniej poważniejszych urazów, które eliminowały mnie na kilka miesięcy. Staram się myśleć o tym, dlaczego to się stało i czy można było tego uniknąć. Wydaje mi się, że było o to trudno. To nie było tak, że mogłem się schylić i ktoś by mnie nie uderzył. W tamtym momencie nie miałem na to wpływu. Zdarzyło się, tyle. Mój światopogląd i myślenie o najbliższej przyszłości zmieniło się w ciągu 10 minut. Trzeba się przyzwyczaić do życia, jakie teraz będzie. Marzę o tym, by za parę miesięcy być dalej siatkarzem i robię wszystko, żeby tak było.

Humor chociaż na chwilę na pewno poprawił się po ostatnim finałowym starciu PlusLigi. Odebrał pan razem z drużyną złote medale w hali w Jastrzębiu-Zdroju. Przez kontuzjowaną nogę musiał pan świętować “na hamulcu ręcznym”?

– Nie, bo w ostatnich miesiącach nauczyłem się celebrować takie momenty w inny sposób niż kiedyś. I mimo że miałem jedną nogę w bucie ortopedycznym, nie wyskoczyłem ze swoich ram. Świętowałem mistrzostwo Polski bardzo spokojnie. Tak, by następnego dnia obudzić się z uśmiechem, a moim największym zmartwieniem wciąż była tylko kontuzjowana noga.

Początkowo wybierał się pan na finał z Itasem Trentino do Lubljany, ale musiał pan odwołać wyjazd. Dlaczego?

– Lekarz prowadzący zalecił, bym jednak nie podejmował aż tak dużego ryzyka. Pierwsze dni po operacji są bardzo ważne, nie powinno się przemęczać ani nadwyrężać. A ośmiogodzinna podróż byłaby trochę proszeniem się o kłopoty.

Nie był pan ostatnio w szatni, ale pewnie wie pan od kolegów, czy mocno analizujecie Trentino, czy raczej skupiacie się na własnej grze?

– Podchodzimy do tego meczu tak, jak do każdego innego. Na przeciwniku skupia się sztab, będą odprawy wideo i chłopaki dostaną informację na temat Trentino. Poza tym jest satysfakcja z tego, co się zrobiło, gdzie i po co się jedzie. Na pewno chłopaki cieszą się, że tam są i będą to celebrować. Jesteśmy zwykłymi chłopakami, którzy mają duże marzenia i robią duże rzeczy. Drużyna podchodzi do meczu bez wielkiej presji, stresujących momentów. Po prostu wchodzi na fantazji. Kamil Semeniuk powiedział w jednym z wywiadów, że stanie sobie na boisku w finale Ligi Mistrzów i powie, że już tam był, ale fajnie drugi raz zdobyć złoto. Większość chłopaków brała już udział w takim wydarzeniu i myślę, że podejdą do meczu tak samo.

Ten głód zwycięstw to klucz do sukcesów ZAKS-y w tym sezonie? Chociaż latem zmieniła się połowa wyjściowej szóstki, drużynę bardzo szybko udało się poukładać.

– Jeśli chodzi o wymianę zawodników sprzed roku, motywacją do osiągania dużych rzeczy jest to, że wielu ludzi nie pokładało nadziei w naszych “zasobach ludzkich”. To bardzo napędza, cementuje zespół: pokażemy im, że się mylili! Wiele razy przytaczaliśmy różnych ekspertów, którzy mówili, że ZAKSA w tym sezonie tego czy tamtego nie osiągnie. A teraz słyszy się, że ktoś mówi: „fajnie, pomyliłem się”. Ale gdybyśmy tego nie zrobili, zdania byłyby zupełnie inne: “a, dobrze powiedziałem”. Ilu ludzi w kraju, tylu ekspertów. Najważniejsze, że cały czas jesteśmy sobą, osiągamy wyznaczone cele i nie przestajemy marzyć o wielkich rzeczach, które z czasem do nas przychodzą.

Finał w Lublanie to może być w pewnym sensie “Last dance” tej ekipy. W przyszłym sezonie w ZAKS-ie najpewniej nie będzie już trenera Gheorghe’a Cretu czy Kamila Semeniuka.

– Skoro to będzie “Last dance”, to chciałbym w poniedziałkowy poranek na lotnisku w Pyrzowicach powiesić na szyi złoty medal Ligi Mistrzów.

Rozmawiał Damian Gołąb – cały wywiad w serwisie interia.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMetropolia wybuduje 120 km velostrad
Następny artykułKim był mężczyzna, który zmarł po zatrzymaniu na Grabiszyńskiej? Ustalenia śledczych