Można powiedzieć, że koniec lutego był idealnym momentem na premierę książki o twórcy, któremu wróżono wielki sukces na Oscarach z filmem “Oppenheimer” (i tak się zresztą stało, bo Nolan zgarnął m.in. stautetkę dla najlepszego reżysera). Jak doskonale wiadomo, Nolan operuje w ramach kina głównego nurtu, ale jest jednym z nielicznych autorów w Hollywood, którzy rzeczywiście starają się przemycać większe i trochę bardziej wyszukane idee do swoich filmów. To jest główny powód, dlaczego zaproponowana przez Shone’a analiza twórczości Nolana może być właściwie rewelatorskim odkryciem dla jego fanów. Dowiadujemy się na przykład o fizyce spekulatywnej, która jest tak istotna dla filmu “Tenet”.
Choć nie brakuje tu trudnych pojęć, “Reżyserię wyobraźni” czyta się lekko i przyjemnie. Cieszy też podejście Shone’a, który choć odbył wiele rozmów z Nolanem, nie skupił się na zalaniu nas faktami z jego życia osobistego. Liczy się przede wszystkim kino.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Literatura węgierska jest u nas generalnie dobrze reprezentowana. Poza Sandorem Maraiem mamy przecież dzieła Gezy Csatha, Petera Esterhazy’ego, Dezso Kosztolonyia, Laszlo Krasznahorkaia oraz Petera Nadasa. Teraz do tej listy należy dorzucić nazwisko Miklosa Banffy’ego po tym, jak ukazała się w tym roku pierwsza część “Trylogii siedmiogrodzkiej”.
“Policzone” to rzecz ze wszech miar epicka, ale napisana w klasycznym, XIX-wiecznym stylu. Ma więcej wspólnego z Lwem Tołstojem niż, powiedzmy, Robertem Musilem, który w swoim awangardowym arcydziele “Człowiek bez właściwości” osadził akcję w podobnym czasie historycznym, co Banffy, czyli przed wybuchem I wojny światowej.
Banffy jednak nie wrzuca czytelnika w gęsty potok eseistycznych zdań, a przedstawia wybornie nakreśloną panoramę, w której pełno jest intryg i spraw serca. Główni bohaterzy tego tomu, kuzyni Balint i Laszlo, zakochują się w niewłaściwych kobietach, co sprawia, że momentami książka jest w interesujący sposób romantyczna – da się w niej zauważyć nawet werterowski sznyt. Banffy nadał jednak wszystkiemu sardoniczny ton, który szczególnie dobrze działa w rozbudowanej warstwie społeczno-politycznej powieści, w pełni obrazującej, dlaczego Austro-Węgry musiały się rozpaść.
“Policzne” to klasyk, który koniecznie trzeba nadrobić. Teraz tylko czekać na pozostałe dwa tomy.
W tym poruszającym dzienniku wybitny reżyser Derek Jarman (serio, sprawdźcie jego dzieła jak “Caravaggio”, “Ostatni Anglicy” czy “Blue”) opisał swoje życie w latach 1989-1990, gdy chorował na AIDS i wycofał się do swojej samotni – domku wiejskiego o nazwie Prospect Cottage. Uciekając od zawalonego listami londyńskiego mieszkania, Jarman zajął się uprawą niezwykłego ogrodu. Co zrozumiałe, w dzienniku mnóstwo miejsca poświęcił właśnie jemu, ale nawet wątki ogrodnicze opisał tak, jakbyśmy mieli do czynienia z kolejnym dziełem artysty. Pomaga też to, że język Jarmana często jest plastyczny – opisy roślin brzmią jak coś tajemniczego i nieodpartego.
Refleksyjny ton, jaki wybija się z całości, nierzadko też zaskakujący humor, sprawiają, że zapiski Jarmana pochłania się błyskawicznie. Interesująco wypadają też wszystkie wojaże autora w swoją przeszłość – zwłaszcza opisy czasów restrykcyjnego wychowania. Trzeba się tylko cieszyć, że wydawnictwo Ha!art zdecydowało się wydać tę wspaniałą książkę.
“Drobny szczegół” to książka podzielona wyraźnie na dwie połowy. Pierwsza przedstawia opis kilku dni z 1949 r. Ofiarą konfliktu izraelsko-palestyńskiego pada młoda kobieta: zostaje wzięta do niewoli, zgwałcona i zabita. To wszystko jest napisane językiem przypominającym repetycyjne arcydzieła Alaina Robbe-Grilleta oraz chłodne analizy Johna Maxwella Coetzeego.
W drugiej części powieści, dziejącej się już w XXI wieku Palestynka natrafia w gazecie na artykuł o zbrodni sprzed lat. Wyrusza do Negewu, chcąc dowiedzieć się, co dokładnie spotkało tamtą dziewczynę – prześladuje ją bowiem pewien “drobny szczegół” łączący jej życie z ówczesnymi wydarzeniami. Czytelnicy zauważą w tej części nie tyle echa twórczości wyżej wymienionych autorów, co Franza Kafki. Mamy tu podobnie bolesne wrażenie przebywania w matni.
“Drobny szczegół” jest krótki, ale uderza z mocą kilku ton. Udowadnia, jaka potęga tkwi w oszczędnej formie wyrazu. Nic więc dziwnego, że powieść zdobyła nominację do National Book Award i znalazła się na liście Międzynarodowego Bookera. I wywołała przy okazji skandal, gdy bezsensownie odwołano przyznanie jej nagrody na Targach Książki we Frankfurcie, powołując się na wybuch wojny Izraela z Hamasem. Dzieło Adanii Shibli to po prostu rzecz obowiązkowa.
Ottessa Moshfegh – “Eileen”, “Tęsknota za innym światem” oraz “Lapvona” (wyd. Pauza)
Ottessa Moshfegh najbardziej znana jest za sprawą głośnej powieści “Mój rok relaksu i odpoczynku”, ale na tym jej dorobek się nie kończy. Już jej debiut “Eileen”, który w ubiegłym roku doczekał się adaptacji filmowej, zdradził, że mamy do czynienia z pisarką szalenie inteligentną i odświeżająco bezlitosną w swojej przenikliwości i złośliwości.
W “Eileen” obsesja, samotność i frustracja łączą się w wybuchową całość – tytułowa bohaterka to właściwie klasyczny przykład niewiarygodnego narratora, ale nie ma znaczenia nawet, czy jej wierzymy, czy nie. Konstrukcja tej postaci (jest jednocześnie sympatyczna, jak i odpychająca) sama w sobie sprawia, że chce się czytać o jej wspomnieniach z czasów, gdy była młoda.
Kolejną rzeczą godną polecenia jest fantastyczny zbiór opowiadań “Tęsknota za innym światem”. Kto wie, czy w krótszej formie Ottessa nie wypada nawet lepiej, bo te pełne dziwactw historie są jak powtarzające się uderzenia pięścią w nos. Jej bohaterzy są uzależnieni od przeróżnych rzeczy (alkoholu, narkotyków lub śmieciowego żarcia), myśląc, że w ten sposób skompensują sobie problem z samotnością, wykluczeniem czy trudną sytuacją życiową.
Warto również sięgnąć po ostatnią powieść Ottessy – “Lapvonę”. To już rzecz totalnie zaskakująca, bo przeładowana bardzo mocnymi, obleśnymi i groteskowymi scenami, co może być testem dla niejednego czytelnika. Ale jak to ujęła Agata Pyzik w swoim tekście dla “Wyborczej”, chociażby przedstawione w książce relacje pospólstwa z feudałami czyta się jak wykoślawioną, średniowieczną edycję “The Office”. Z chorobliwą fascynacją śledzi się także losy szpetnego 13-letniego Marka, który po zabiciu syna księcia musi zająć jego miejsce w jego zamku.
Co można powiedzieć nowego o tej wybitnej noblistce? Wydawnictwo Czarne wydało w marcu trzecią już pozycję z jej dorobku. Dość powiedzieć, że “Ciała” nie ustępują poprzednim pod kątem poziomu. To zbiór bezkompromisowych tekstów, w których autorka rozkłada swoje doświadczenia na czynniki pierwsze i nie boi się zmierzyć z tabu. Gdy opisuje m.in. wprowadzanie sondy i co działo się potem, poraża swoją bezwzględną szczerością.
Oto jedno z dwóch najlepszych wznowień ostatnich kilku miesięcy. “Podziemia” to solidnych rozmiarów cegła, która wbrew temu, co można pomyśleć o powieściach postmodernistycznych, nie jest tekstem nieprzeniknionym i hermetycznym jak np. dzieła Thomasa Pynchona. Już pierwszy rozdział, wciągająco napisana historia ze słynnego meczu baseballowego, pięknie wprowadza w klimat powieści. DeLillo na przestrzeni kilku dekad (od lat 50. do lat 90.) w spójny i klarowny sposób maluje obraz amerykańskiego społeczeństwa, które za sprawą Zimnej Wojny nieuchronnie zaczęło pogrążać się w entropii.
Drugie niezbędne wznowienie z ostatnich miesięcy to z kolei ambitne science fiction. Pierwszy tom trylogii Robinsona skupia się na misji skolonizowania i terra formowania Czerwonej Planety. Jest to jednocześnie powieść naukowa i socjologiczne studium. Myśl polityczna i filozoficzna autora bez wątpienia mocno angażuje umysł. Nie oznacza to jednak, że Robinson zapomniał o wytworzeniu odpowiedniego napięcia dramatycznego. Czytelnika może zaskoczyć to, że pomimo powagi tematów, “Czerwony Mars” jest naprawdę dobrze zaaranżowaną rozrywką. Warto już sięgnąć po nią dla pełnych wyobraźni opisów krajobrazów Marsa.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS