Kętrzyńscy radni zdecydowali, że w sklepach na terenie miasta nie kupimy w nocy alkoholu. Budzące kontrowersje uchwała, podobnie jak dokument zwalniający restauratorów z opłaty koncesyjnej, została podjęta podczas trwającej siedem godzin czwartkowej sesji rady miejskiej.
Tematem, który wzbudził najwięcej kontrowersji była, podnoszona już w ubiegłym roku, problematyka nocnej sprzedaży napojów alkoholowych. Głównie za sprawą sklepów monopolowych, znajdujących się przy ulicy Mazurskiej.
Pomysł z Olsztyna
Mieszkańcy budynków przy tej ulicy od wielu miesięcy skarżą się na nocne awantury, hałas, a także spożywanie alkoholu pod oknami. W efekcie tych skarg władze miasta postarały się o ustawienie zakazu zatrzymywania i postoju przed sklepami, betonowe donice uniemożliwiające postój samochodów na chodniku oraz częstsze partole Straży Miejskiej. To wszystko okazało się jednak niewystarczające do zapewnienia zupełnego spokoju ludziom mieszkającym przy Mazurskiej.
Po drugiej stronie „barykady”, w ubiegłorocznej próbie wprowadzenia ograniczeń, stanęli przedsiębiorcy. Jednym z argumentów na „nie” z ich strony była groźba ograniczenia zatrudnienia w sklepach i skutki nie tylko dla ulicy Mazurskiej, ale dla całego miasta, włącznie ze stacjami benzynowymi. Teraz kompromisowy projekt uchwały zgłosił Daniel Sapiński, miejski radny i przewodniczący Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
– Zasugerowałem się pomysłem z Olsztyna i napisałem podobny projekt, który zakłada ograniczenie sprzedaży alkoholu poza miejscem spożycia (nie dotyczy restauracji – red.) przy jednoczesnym wzroście limitu na sprzedaż alkoholu o 45 zezwoleń. Tą uchwałą porządkujemy kwestię dotyczącą ulicy Mazurskiej, a jednocześnie umożliwiamy przedsiębiorcom otwarcie nowych punktów i utrzymanie zatrudnienia – argumentował Daniel Sapiński. – Jestem ostatnią osobą, która będzie lekceważyć potrzeby mieszkańców, ale wsłuchałem się też w głos przedsiębiorców – dodał autor uchwały.
Podjęta uchwała zakłada ograniczenie sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych, przy jednoczesnym zwiększeniu liczby wydawanych koncesji. Zgodnie z propozycją Daniela Sapińskiego, jest to 45 zezwoleń na nowe punkty sprzedaży, ale jak przytomnie zauważył Czesław Ćwik, w praktyce najprawdopodobniej będzie to dotyczyło 15 punktów.
– W zdecydowanej większości przypadków przedsiębiorcy wnioskują o wydanie trzech rodzajów pozwoleń na sprzedaż napoi alkoholowych – zaznaczył radny.
Ulga dla restauratorów
Drugim „alkoholowym” tematem czwartkowych obrad było zwolnienie restauratorów z opłaty koncesyjnej. Jak podkreślali samorządowcy, ograniczenia związane z pandemią Covid-19 wciąż uniemożliwiają otwarcie restauracji i innych punktów gastronomicznych dla klientów. Tym samym ich właściciele nie sprzedają napojów alkoholowych w miejscu spożycia. Prawo jest jednak nieubłagane – muszą do końca stycznia uiścić opłatę koncesyjną. Jeśli tego nie zrobią, stracą pozwolenia. Dlatego też Ryszard Niedziółka, burmistrz Kętrzyna, wyszedł z inicjatywą zwolnienia restauratorów z 2/3 kosztów rocznych. Radni przychylili się do tej prośby.
– Jest to faktyczna finansowa ulga dla przedsiębiorców, którzy walczą z gospodarczymi skutkami pandemii. Dzięki tej uchwale restauratorzy, którzy już wnieśli opłatę na ten rok, otrzymają zwrot 2/3 całej kwoty – zaznaczył Ryszard Niedziółka.
Jak informuje Karina Pac, z Biura Prasowego Urzędu Miasta Kętrzyn, doświadczenia innych gmin w Polsce, które wprowadziły ograniczenia w sprzedaży alkoholu nocą pokazują, że liczba zakłóceń porządku publicznego i aktów wandalizmu znacząco spadła. Nie ma natomiast jednoznacznych dowodów na to, że spadło spożycie alkoholu. Ciekawostką jest, że w Kętrzynie co roku „przepijamy” dziesiątki milionów złotych. Wartość sprzedaży napojów alkoholowych wyniosła w roku ubiegłym ponad 35 milionów złotych. W latach poprzednich było to 34,5 mln zł (2019), 33 mln zł (2018) i 30 mln zł (2017). rm
Moim zdaniem: Sprawa zakazu nocnej sprzedaży alkoholu w sklepach przy ul. Mazurskiej w Kętrzynie była nierozstrzygnięta od dawna. Po wzmożonych działaniach mieszkańców tej ulicy latem ubiegłego roku, władze miasta zrobiły co mogły, aby ograniczyć hałas i inne niedogodności, wywoływane przez dosyć specyficzną przecież grupę klientów. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że na ulżeniu sąsiadom zupełnie nie zależało zarządzającym tymi sklepami. Wszelkie działania z ich strony ograniczyły się do użalania się i zasłaniania medialnym hasłem – spadkiem zatrudnienia. Miasto postawiło znaki, Miasto postawiło donice, Miasto wysłało strażników. I tyle. Sklepikarzom – jak czytamy wyżej – intratny interes kręcił się nadal i mieli „gdzieś” bóle głowy i bezsenność często wiekowych przecież mieszkańców najbliższej okolicy. Teraz trudno się dziwić, że prowadząc biznes w stylu dzikiego kapitalizmu sprzed trzech dekad, trzeba zmierzyć się z zakazami podobnymi do tych z poprzedniej epoki. Robert Majchrzak
Fot. dziennikzachodni.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS