A A+ A++

Szpitale w dużych miastach odbierają rocznie po 3 tys. porodów, podczas gdy niektóre powiatowe mniej niż sto. Utrzymanie tych ostatnich jest kosztowne, ale eksperci wskazują, że jeśli kobieta ma jechać 50 km do porodu, to lepiej, aby porodówka była blisko niej.

400 porodów rocznie – taką granicę przyjęto przed kilkoma laty w resorcie zdrowia jako minimum dla porodówki, która powinna się bilansować ekonomicznie, a szpital nie tracić na jej utrzymaniu. Czasy jednak się zmieniają, dzieci rodzi się coraz mniej. Dotychczas rodziły je głównie kobiety urodzone w latach 80-tych, czyli z wyżu demograficznego. Dziś małe powiatowe miasta się wyludniają, bo młodzi ludzie wędrują do wielkich metropolii. I o ile szpital specjalistyczny, jak np. Uniwersytecki Kliniczny im. ks. Anny Mazowieckiej w Warszawie, ma 3 tys. porodów rocznie, tak np. szpital w Gostyniu, w woj. wielkopolskim, sprawozdał do NFZ  37 porodów w I półroczu 2022 r. 

Mniej niż 400 porodów w 87 podmiotach

Z danych NFZ, jakie uzyskała Polityka Zdrowotna wynika, że w 2022 roku Fundusz ma podpisany kontrakt na porody z 357 podmiotami. W tym roku mniej niż 400 porodów było w 87 podmiotach. Z tym, że są to dane za okres od stycznia do maja. Biorąc pod uwagę jeden region, np. wielkopolski, i patrząc na liczbę porodów przez pryzmat subregionów, po raz kolejny zdecydowanie najwięcej było ich w subregionie poznańskim – 8,2 tys.

-Ma na to wpływ fakt, że jest to obszar z największą liczbą mieszkańców w województwie, a także to, że w Poznaniu znajdują się największe porodówki w Wielkopolsce, w tym ta należąca do Szpitala Ginekologicznego-Położniczego przy ul. Polnej, czyli jedna z największych w kraju- wskazuje Agnieszka Pachciarz, dyrektor wielkopolskiego oddziału NFZ.

Szpital Ginekologiczno-Położniczy w Poznaniu odebrał w samym tylko I półroczu tego roku prawie 3 tys. porodów. Na drugim miejscu jest Szpital Miejski im. F. Raszei w Poznaniu z 1030 porodami na koncie.

– Na przeciwnym biegunie są szpitale, w których przez pół roku odebrano poniżej 200 porodów. W niektórych przypadkach była to kwestia konieczności zabezpieczenia łóżek dla pacjentów ze stwierdzonym zakażeniem koronawirusem w okresie funkcjonowania oddziałów covidowych (np. szpital w Gostyniu, który na razie sprawozdał 32 porody). Są jednak wśród nich także placówki, które co roku były pośród tych odbierających najmniej porodów. To np. szpitale w Chodzieży oraz Złotowie – zauważa Agnieszka Pachciarz.

Dzieci może być jeszcze mniej

Centrala NFZ podaje ponadto, że w 2021 r. w całym kraju było 321 817 porodów.  Zaś w okresie styczeń – maj 2022 było ich 122 844. Tamten rok był okresem pandemicznym, wiele osób wstrzymywało się z decyzją o urodzeniu dziecka. Niemniej dane za pierwsze pięć miesięcy tego roku pozwalają przypuszczać, że urodzi się jeszcze mniej dzieci. W poprzednich latach rocznie rodziło się ok. 400 tys. dzieci. To stawia pod znakiem zapytania sens funkcjonowania porodówek, w których odbywa się jeden poród na dobę, albo co drugi dzień?

– Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej bowiem strony, z punktu widzenia czystej ekonomii, 600 porodów rocznie, to jest minimum pełnego zbilansowania oddziału.  W Polsce przyjęto 400 porodów, jako granicę sensu utrzymywania placówki. Mamy 365 dni w roku i to daje jeden poród dziennie. Problem w tym, że wymogi kadrowe i pensje na oddziale z jednymi narodzinami na dobę są takie same, jak tam, gdzie odbywa się ich 5. Trzeba spełnić standardy bezpieczeństwa kobiety i jej dziecka – wskazuje prof. Krzysztof Czajkowski, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa. 

W istocie, do problemów z utrzymaniem porodówek, na których mało się dzieje, przyznają się dyrektorzy szpitali.

– To jest bardzo drogie. Minimalna obsada to 5 lekarzy na oddziale. Dodatkowo powinniśmy mieć neonatologa.  Łącznie trzeba zatrudnić 15-17 osób. Lokalnej ludności bardzo ciężko jest jednak wytłumaczyć, że może nie w każdym powiecie powinna być porodówka- mówi Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala powiatowego w Makowie Mazowieckim.

Kluczem zabezpieczenie ludności

Z drugiej jednak strony, eksperci zauważają, że nie zawsze szpital z 200 porodami rocznie powinien likwidować porodówkę.

– Kiedyś NFZ zrobił ciekawą symulację. Sprawdził porodówki zlokalizowane w odległości do 40 km od siebie. Cóż z tego, że szpital będzie miał tylko 250 porodów, jeśli kolejny jest dla pacjentki zlokalizowany 50 km dalej? Podstawowym argumentem w sprawie jest zabezpieczenie zdrowotne ludności – zauważa prof. Czajkowski.

Podkreśla też, że nie może być tak, że ktoś jedzie ponad 40 km do porodu. Ale jego zdaniem  w regionach gdzie szpitale są oddalone od siebie 15 – 20 km, nie ma sensu w każdym z nich utrzymywać porodówki. Inna kwestia jest taka, że czasem same ciężarne wybierają duże szpitale, gdzie jest dużo porodów. Jest takie przekonanie, że tam gdzie narodzin jest więcej na dobę, personel jest bardziej doświadczony. Choć nie ma też prostej reguły, że tam, gdzie porodów jest mniej, pacjentki są lepiej doglądane. 

W powiatach bywa różnie

– Z mojej praktyki wynika, że błąd okołoporodowy ma większą szansę wydarzyć się w małym szpitalu, bo mniej porodów rozleniwia personel, np. lekarze – jeśli tylko nie pełnią dyżurów samodzielnie – częściej się urywają z pracy wcześniej, przychodzą później, czas biegnie wolnej. Ponadto obowiązują utarte zwyczaje, np. zakaz budzenia lekarza w nocy przez położne. Co więcej, z uwagi na brak codziennego kontaktu z cięższymi przypadkami, nie docenia się zagrożenia, zatrzymuje rodzącą w szpitalu, zamiast jak najszybciej przekazać do szpitala referencyjnego – zauważa Jolanta Budzowska, radca prawny i specjalista ds. procesów o błędy medyczne.

Podkreśla też, że  w przypadku złego stanu urodzeniowego noworodka, brak wyspecjalizowanego zespołu noworodkowego i brak wypracowanych reguł przekazywania dziecka do ośrodka referencyjnego, zwykle wydłuża czas przekazania i wdrożenia pilnych, specjalistycznych procedur, np. coolingu przy niedotlenieniu. 

– Z kolei w wyspecjalizowanych klinikach zagrożeniem dla rodzących może być to, że nadzorem nad porodem zajmują się często rezydenci bez wymaganego doświadczenia, nad którymi nie sprawuje bezpośredniego nadzoru specjalista – dodaje mec. Budzowska. 

Wygląda więc na to, że problem jest złożony. Jednak o ewentualnym utrzymaniu lub likwidacji porodówki nie decydują często kwestie ekonomiczne, uwarunkowania lokalne, ale polityka. Na przykład obawa, że samorządowiec, za kadencji którego zlikwidowano oddział w szpitalu, może nie wygrać kolejnych wyborów.

Polecamy także:

Wyzwiska, policzkowanie i szczypanie na porodówkach

RPO wystąpił do ministra zdrowia w sprawie opieki okołoporodowej

MZ: Opieka okołoporodowa będzie nadal na wysokim poziomie

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu:
Niż demograficzny powoduje zadłużanie porodówek. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku “zgłoś”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNOWE STAWKI OPŁAT NA CMENTARZACH PRZY CHROBREGO I SPOKOJNEJ. 50% DROŻEJ DLA NIEZAMELDOWANYCH W OSTRÓDZIE – 20% RABATU NA KARTĘ OSTRÓDZKĄ
Następny artykułTesla obiecuje większy zasięg. Ale baterii już nie wymienisz