Ostatnie mecze przed najważniejszymi turniejami zwykle regulują emocje – rozbudzają nadzieje, albo chłodzą nastroje. Po zwycięstwie w takim stylu, jak w starciu z Ukrainą, balonik oczekiwań pewnie trochę urośnie. Ale niech nikt z kadry się na to nie obraża i tego nie boi. To najlepszy komplement, jaki reprezentacja może dostać od kibiców tuż przed turniejem. Ich wiara niemal równo rok temu – po porażce z Mołdawią – wylądowała na dnie i nie drgnęła przez następnych kilka miesięcy. Dopiero w barażach dało się dostrzec, że reprezentacja powoli z tego dna się podnosi. Nie potknęła się na Estonii, mentalnie udźwignęła mecz z Walią. Ale dopiero w meczu z Ukrainą przekonała grą w piłkę: poprawiła się w wysokim pressingu, miała pomysł, co zrobić z piłką po jej odzyskaniu, szukała kombinacyjnych akcji z udziałem Piotra Zielińskiego, Sebastiana Szymańskiego i Kacpra Urbańskiego, wykorzystała dwa rzuty rożne, a zagrożenie stworzyła jeszcze po kilku kolejnych.
Trudno jednak widzieć w tym meczu wróżbę na Euro. Tam w grze wysokim pressingiem trzeba będzie zmierzyć się ze świetną pod tym względem Austrią, a w rozgrywaniu wielopodaniowych akcji wciąż to Holendrzy będą mieli znacznie większą wprawę. Inna będzie presja i inne tempo gry. Nie ma więc sensu przenosić oczekiwań ze Stadionu Narodowego prosto na turniej w Niemczech. Są jednak coraz solidniejsze podstawy, by wierzyć, że Polska nie stawi się na nim zlękniona i nieprzygotowana. A to już dużo. Poprawa, którą widzieliśmy w barażach, znalazła potwierdzenie w sparingu. Kadra ma już fundament, a Michał Probierz coraz więcej na nim buduje.
Rosnące nadzieje kibiców czuć było szczególnie przy rzutach rożnych. Pierwszy? Cisza na stadionie. Drugi? Jeszcze spokojnie. Ale po golach Sebastiana Walukiewicza i Tarasa Romanczuka kibice już przy niemal każdej kolejnej okazji chóralnie skandowali “jeszcze jeden!”.
Balonik oczekiwań? Prawie nie miał powietrza
Jeśli już mówić o baloniku oczekiwań, to dotychczas ten przed Euro 2024 wyglądał jak sylwestrowy balon znaleziony za tapczanem w połowie marca – bezkształtny, pomarszczony, z resztką powietrza. Co więcej, nikomu z kadry nie zależało, by wpuścić do niego choćby dwa głębsze wdechy. Panowało w kadrze przekonanie, że w poprzednich latach przedturniejowa gorączka nie pomogła osiągnąć zadowalających wyników. Tym razem było bardzo spokojnie – bez relacji w śniadaniówkach, mnóstwa reklam z udziałem piłkarzy i pytań o występy Golców – bo i eliminacje były słabe, i grupa na Euro wylosowała się bardzo trudna, i piłkarze mieli słabszy wizerunkowo czas. O ile inne federacje chwili uniesienia i rozpalenia emocji szukały mistrzowsko ogrywając powołania do kadry, o tyle Michał Probierz znienacka ogłosił szeroką kadrę na konferencji turnieju golfowego. Specjaliści od marketingu i budowania wizerunku łapali się za głowy, ale to wpisywało się w jego narrację, że nie chce żadnego show.
Ostatnie miesiące wyglądają tak, że selekcjoner jedną ręką tonuje emocje wśród kibiców i dziennikarzy, a drugą buduje ducha drużyny – na treningach organizuje ćwiczenia wymagające świetnej współpracy, a poza treningami zaprasza na wspólny wypad na tor wyścigowy. Podsycanie rywalizacji też widać na każdym kroku. I dobrze, bo nie dość, że właśnie tego najbardziej brakowało przed przyjściem Probierza, to tym bardziej nie może tego zabraknąć w Niemczech, gdzie Polska spotka się z naszpikowaną gwizdami Francją, rozpędzoną Austrią i Holandią, która ostatnim razem – we wrześniu 2022 r. – wygrała z Polską 2:0.
Ale żadna zabawa ani wspólny wypad nie dadzą reprezentantom więcej niż takie zwycięstwo z Ukrainą. Oni najlepiej wiedzą, ile pomysłów selekcjonera udało im się zrealizować. Probierz mówił na konferencji prasowej choćby o tym, że podczas tego zgrupowania wreszcie miał czas popracować nad stałymi fragmentami gry. Raczej nie wysypał się z najciekawszych pomysłów przed Euro, ale samo zachowanie piłkarzy w polu karnym – ich większe zdecydowanie i determinacja – dobrze świadczy o postępach w tym aspekcie. Nawet jeśli w obu składach było wielu piłkarzy, którzy na mistrzostwach raczej nie odegrają pierwszoplanowych ról, to zmianę mentalności i podejścia do meczu widać również po nich.
Udany debiut, wygrana rywalizacja w ataku i fruwający Zalewski
Kolejnych pozytywów można szukać w występie poszczególnych piłkarzy: bardzo dobry debiut ma za sobą Kacper Urbański. Jakże przyjemnie widzieć polskiego piłkarza, który wręcz nachalnie prosi o piłkę. Nieważne, czy na plecach ma jednego, czy dwóch rywali. Nie tylko ma pomysł, jak tę akcję poprowadzić, ale jest to pomysł ambitny – zakładający zagranie do przodu. Właśnie! W ataku kluczowe było zachowanie Adama Buksy, który potrafił przyjąć piłkę mimo obecności rywala albo celnie zgrać ją do ofensywnych pomocników. Rywalizację o miejsce w kadrze na Euro wygrał z Arkadiuszem Milikiem już w pierwszej minucie, gdy ten nabawił się groźnie wyglądającej kontuzji, ale w kolejnych minutach przekonał, że może na tych mistrzostwach odegrać ważną rolę.
Co się nie zmienia? Nicola Zalewski dalej fruwa na wahadle. I choć zadanie w Niemczech będzie miał trudniejsze, to on akurat ostatnio w meczach reprezentacji nie pękał. Cieszy też gol Piotra Zielińskiego, który ma za sobą trudny sezon. Jeśli piłka wpada do bramki, nawet jeśli była tylko kąśliwie dośrodkowywana, trzeba przyjąć, że to dobry sygnał.
Poziom trudności będzie rósł, ale reprezentacja Polski – na szczęście – też rośnie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS