W rozmowie z Elizą Olczyk dla “Rzeczpospolitej” Rafał Grupiński wraca do kwietnia 2010 roku. Wtedy to Polską wstrząsnęła tragedia, której skutki do dziś odczuwalne są w krajowej polityce. Pod Smoleńskiem rozbił się rządowy samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim i towarzyszącą mu delegacją. Okazuje się, że na pokładzie tupolewa miał znaleźć się także polityk PO.
– Grzegorz znów się umocnił. Na dodatek media opisywały jego nominację na marszałka Sejmu jako decyzję Bronisława Komorowskiego, która zapadła trochę poza Tuskiem. Byłem świadkiem jednej rozmowy na ten temat w Belwederze i odniosłem wrażenie, iż sprawa została z Donaldem uzgodniona. Ale nie wykluczam, że stało się to przy skrywanym niezadowoleniu Tuska. Mimo to ciągle współpracowaliśmy, bywaliśmy w Kancelarii Premiera i między innymi polecieliśmy z Tuskiem do Smoleńska, a pierwotnie mieliśmy towarzyszyć Lechowi Kaczyńskiemu – wspomina tamten czas Grupiński. Jak podkreśla, kilka dni wcześniej Tusk zaprosił ich na rozmowę w sprawach bieżących i wspomniał, że leci na uroczystości katyńskie. – Powiedzieliśmy, że też lecimy, tyle że w sobotę, 10 kwietnia. Na to Donald: „słuchajcie, dlaczego nie mielibyście polecieć ze mną? Mam wolne miejsca w samolocie”. I polecieliśmy z nim – wskazał.
Na pytanie dziennikarki, czy Donald Tusk uratował im życie, Grupiński odparł: “W pewnym sensie tak, i nigdy tego nie zapomnę”.
Czytaj też:
Tusk przynaje: To będzie dla Platformy problemCzytaj też:
Tusk znów krytykuje rządzących: To niszczy ludzi, nie wirusa
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS