A A+ A++

Wcale nie tak dawno, dawno temu i wcale nie tak daleko stąd, bo nie za siedmioma górami i siedmioma morzami, ale na pograniczu Kotliny Sądeckiej i Beskidu Sądeckiego, na lewym brzegu Popradu, na terenie Popradzkiego Parku Krajobrazowego w miejscowości Barcice, siedem lat temu powstało pewne miasteczko. Niby prawie każdy ma do niego dostęp, ale nie wszyscy jeszcze o nim słyszeli. A miasteczko jest magiczne, bo bramy do niego otwierają się tylko raz w roku pod koniec sierpnia i to tylko na trzy dni.


To miasteczko rządzi się swoimi prawami, a jego mieszkaniec musi wykazać się wieloma uzdolnieniami i cechami. Musi lubić muzykę bałkańską, cieszyć się śpiewem, nawet jeśli fałszuje, tańczyć, nawet jeśli nie ma poczucia rytmu, lubić uczyć się nowych rzeczy i być otwartym na nowe znajomości. Musi też umieć nie spać przez co najmniej dwie noce z rzędu lub posiadać tajemną moc zasypiania przy dudniących bębnach i trąbkach. Musi mieć otwarty umysł, uśmiech na twarzy i tolerancję w sercu.

Jeśli choć przy kilku punktach pomyślałaś/pomyślałeś: „To ja!”. Nie zwlekaj i już planuj przyszłoroczną podróż do Niepodległej Republiki Pannonica. Pamiętaj, bramy otwierają się tylko raz w roku. Nie przegap kolejnej okazji.

A jeśli wiesz już, że byłbyś idealnym mieszkańcem tego miasteczka, to spieszę ci z pomocą, przytaczając dekalog „panoński”, który udało mi się stworzyć przy okazji mojej tegorocznej podróży do tego niezwykłego miejsca.


Rzadko bywa, że przyjeżdżasz gdzieś i już od pierwszych chwil czujesz się jak u siebie, jak w domu albo w odwiedzinach u dobrego przyjaciela. Zwykle potrzebny jest czas, choćby kilka dni, by się oswoić. W miasteczku „w krzakach nad Popradem” od pierwszej chwili czujesz, że to jest właśnie „TU”, gdzie chcesz być.

Ale w sumie jak można się czuć inaczej w miejscu, który rządzący określają właśnie „krzakami nad Popradem”? Na wstępie pozwala się to już poczuć swojsko, bo przecież nie wśród pól i łąk „ukwieconych majem”, nie w gęstwinie zarośli czy w gąszczu róż, ale w najpospolitszych krzakach.

Swojsko  czujesz się, już rozkładając namiot. Sąsiedzi uśmiechają się, witają i pozdrawiają tak, jakbyście każdego dnia spotykali się na tym zielonym polu, ponad którym górują zalesione góry.


Każde miasteczko powinno mieć jakieś oczko wodne, rzeczkę, nad które można pójść, odpocząć, spotkać ze znajomymi. Pannonica też je ma. Więc gdy się zmęczysz upałem, idź nad Poprad i zanurz się w chłodnej wodzie. Zresztą jak się nie zmęczysz albo upału akurat nie będzie, to też idź. To swego rodzaju „chrzest”, bo jak powiedziano „kto nie przeszedł Popradu wzdłuż i wszerz, ten nie był na Pannonice”. Więc musisz iść, przejść się w tę i z powrotem, zanurzyć choćby stopę, a najlepiej rozsiąść się lub popłynąć z nurtem. Poprad oczyści cię z pyłu tanecznego, wyleczy z zamętu umysłowego, orzeźwi, otrzeźwi, a nawet natchnie. Pomoże nawiązać nowe znajomości i zasili baterie niezbędne do przetańczenia i prześpiewania kolejnej nocy.

W tym miasteczku muzyka gra nieustannie, mimo że koncerty zaczynają się dopiero o szóstej. Ale gdy już na dużej scenie zagrzmią pierwsze dźwięki, pędź  i zajmij dobre miejsce, bo to najważniejsza część wydarzeń w miasteczku, choć nie jedyna oczywiście. Daj się ponieść bałkańskim rytmom  tak, jak ja dałam się porwać przy siódmej edycji francuskiemu zespołowi Aälma Dili, cygańskiemu Orkiestra Stefana Mladenovića i zaskakującym i pięknym paniom z The Bulgarian Voices – Angelite. Baw się, poznawaj nową muzykę, rozkoszuj dźwiękami instrumentów dętych i zarażaj niesamowitą energią, która płynie ze sceny.

Pannonica jest bardzo prorodzinna. Tu dzieci są mile widziane, a wszystko odbywa się w ostatnich dniach wakacji, dzięki czemu zamieszkanie w miasteczku na te trzy dni, stanowi idealne ich zakończenie. Tu organizowane są dla najmłodszych specjalne zajęcia, wydarzenia, a nawet tworzone przestrzenie, które pozwalają ciekawie i twórczo spędzić czas. Zamiast matematyki czy polskiego, dzieciaki mają lekcje rysowania lub żonglowania. Pannonica jest takim nieco większym familijnym muzycznym obozem, podczas którego rodzice mogą spędzić czas z dziećmi, ale i każde z nich może nawiązać nowe znajomości i nauczyć się czegoś nowego. Jeśli masz pociechy i chcesz im i sobie zapewnić najlepszy z możliwych koniec wakacji, przyjeżdżaj.


W jednym namiocie dudnią na bębnach, w drugim tańczą. Na jednej z ulic jeżdżą na bicyklu, a w kolejnym miejscu uczą się żonglować. W miasteczku życie wre od wczesnych godzin porannych, choć prawdę mówiąc tu życie nie zamiera nawet na pięć minut. Ciągle się coś dzieje. Pierwsze warsztaty ruszają już od dziewiątej rano i trwają do późnych godzin wieczornych. Chętnych do nauki nie brakuje, wręcz przeciwnie, brakuje miejsc, bo tylu chętnych. Po przyjeździe od razu wybierz więc z dziesiątek warsztatów te, które cię interesują i idź zdobywać nowe umiejętności.


Miasteczko Pannonica ceni dobrą sztukę. Docenia przede wszystkim artystów handmade. Dlatego nie znajdziesz tu szczekających tandetnych piesków, figurek śpiących kotków, plastikowych samochodzików. Znajdziesz za to masę niezwykłych ręcznie robionych rzeczy: ubrań, nerek, ceramiki i oczywiście masę niezwykle pięknej i oryginalnej biżuterii. Rzemiosło robione z pasją i miłością, choćby przez dziewczyny z Bobowej, które metodą klockową tkają koronkowe kolczyki i bransoletki. Żeby nie wspomnieć o biżuterii z używanych i porzuconych łyżek, noży i widelców, czy tej prosto z Ameryki Środkowej inspirowanej kulturą majańską. Rozejrzyj się po stoiskach i kup sobie unikalną pamiątkę z festiwalu. 

Kuchnia miasteczka Pannonica jest niezwykle zróżnicowana. Dominuje kuchnia bałkańska, ale znajdziesz też jedzenie indyjskie, tajskie lody, jak również specjały kuchni polskiej, choćby pierogi i przepyszny żurek. Każdego dnia na każdy posiłek możesz jeść co innego, a i tak nie licz, że uda ci się skosztować potraw ze wszystkich stoisk, jakie czekają w strefie gastronomicznej.

– Wiem, że wyglądam jak szalona z tą całą biżuterią, ale ja ją kocham. W pracy nie mogę nosić niczego. – A gdzie pracujesz? – pytam. – Jestem pielęgniarką, więc rozumiesz. No to, jak jadę na festiwal, to zakładam, co się da, żeby móc się wyszaleć.

W miasteczku możesz nosić wszystko, co chcesz, zapominając, że nie wypada, bo wiek, bo praca, bo stanowisko. Załóż wianek z kwiatów, śmieszną czapkę albo strój krowy lub głowę konia i zapomnij, że nie wypada, nie wolno, że idiotycznie. Im bardziej zwariowanie, tym lepiej. W Niepodległej Republice Pannonica możesz wszystko. Tu nikt nikogo nie ocenia.


„Bella ciao, bella ciao” nucę jeszcze do te pory. Utwór śpiewany przez włoskich partyzantów spokojnie mógłby zyskać tutaj miano hymnu. Z „Bella ciao” w uszach wracałam do namiotu, zasypiałam, a nawet budziłam się nad ranem, gdy inni mieszkańcy wracali, podśpiewując ją niekoniecznie pod nosem, ale na cały możliwy regulator zmęczonych już całonocnym wrzaskiem strun głosowych. Czy umiesz śpiewać i tańczyć, czy też nie, tutaj kompletnie tym się nie musisz przejmować. Otwórz się, odreaguj, wyładuj. Tu jest na to idealne miejsce.  Ruszaj nóżką, wpraw w wibracje swoje ciało i pozwól się ponieść muzyce. Niech ona kieruje twoim ciałem. Nie oglądaj się na innych, nie myśl, że nie potrafisz tańczyć czy śpiewać, po prostu rób to. Tu  nikt nikogo nie ocenia.

Olga przyjechała już po raz piąty. I już od pierwszego razu wiedziała, że to będzie coroczna podróż, w którą będzie się wybierać. Przede wszystkim przyjeżdża tu dla bałkańskich rytmów, które kocha, ale i dla ludzi, których tu poznaje oraz dla niekomercyjnego i luźnego, wręcz rodzinnego charakteru.

Marcin jest muzykiem i jest tu po raz pierwszy. Wie już jednak, co by zmienił. Wydłużyłby możliwość pobytu w Republice Pannonica do tygodnia albo i dwóch, by totalnie móc się tu zatracić.

Ania, Magda i Ewa też są po raz pierwszy, ale ich znajomi przyjeżdżają tu od pięciu lat. I to oni je namówili. – Na kolejną edycję już nie muszą namawiać. Jestem zachwycona klimatem i tym jacy fantastyczni ludzie tu przyjeżdżają. Wszyscy są tacy uśmiechnięci.

Kamil i Martyna poznali się na Pannonice trzy lata temu. Każde z nich przyjechało wtedy po raz pierwszy. Po pierwszym spotkaniu ich drogi się rozeszły, by zejść ponownie rok później podczas 6. edycji. Na 7. przyjechali już wspólnie jako para. Zakochali się w sobie, ale i w sielankowym klimacie, panującym nad Popradem.

I w moich podróżniczym kalendarzu, podróż do tej magicznej wioski nad brzegiem Popradu, zawitała na stałe. Będę wracać dla miejsca, klimatu, muzyki, ludzi i tej niezwykłej, a z drugiej strony tak właśnie „zwykłej”, rodzinnej, ciepłej, swojskiej atmosfery. To miejsce jest wyjątkowe. I choć otwiera się dla ludzi tylko na trzy dni, to i tak warto w tę podróż się wybrać.


Materiał powstał dzięki uczestnictwu w Inspire Campie 2019 prowadzonym przez Organizatora 7. edycji .

Zapraszam również   do przeczytania  relacji z Festiwalu Pannonica pozostałych uczestników Inspire Camp 2019:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSusza zmniejsza rentowność produkcji mleka
Następny artykułShowrunnerka What If komentuje liczbę odcinków serialu