“A wie pan, ile dni zostało do igrzysk w Soczi?” – zapytał Marek Siderek. Z dyrektorem sportowym Polskiego Związku Narciarskiego rozmawiałem tuż po sensacyjnej inauguracji olimpijskiego sezonu 2013/2014. Konkurs w Klingenthal wygrał Krzysztof Biegun. Drugim polskim liderem Pucharu Świata (oczywiście po Adamie Małyszu) w skokach został człowiek, który dopiero drugi raz w życiu startował w konkursie najwyższej rangi.
Do rozpoczęcia igrzysk w Soczi pozostawało wtedy 75 dni. “Natomiast do igrzysk w Pyeongchang w 2018 roku zostało 1538 dni” – zaskoczył Siderek. “My odliczamy czas już również do imprezy w Korei. Wszystko mamy podzielone na mikro- i makrocykle, trenerzy są świetnie zorientowani, wiedzą jak pracować. Zabezpieczamy wszystko, co tylko jesteśmy w stanie” – zaskakiwał dyrektor.
Młokos się modlił, mistrzowie telefonowali
W Krzysztofie Biegunie chcieliśmy widzieć przyszłego mistrza. Jasne, że wygrał zaledwie jeden, loteryjny konkurs. Jednoseryjny. Z tak trudnymi warunkami wietrznymi, że do swoich trenerów dzwonili i ze startu w końcu zrezygnowali Gregor Schlierenzauer i Anders Bardal, czyli dwaj najlepsi skoczkowie sezonu 2012/2013.
Ale Biegun był w tamtym szalonym Klingenthal w szalonej jak na niemal debiutanta formie. 19-latek z Gilowic przyjechał na swój drugi Puchar Świata w życiu (debiutował kilka miesięcy wcześniej na lotach w Oberstdorfie i zdobył punkt za 30. miejsce). Zaczął od dziewiątego i 12. miejsca w piątkowych treningach oraz od 15. miejsca w kwalifikacjach. W sobotniej drużynówce wystartował z Kamilem Stochem, Piotrem Żyłą oraz Dawidem Kubackim. Ze starszymi i już utytułowanymi kolegami wywalczył czwarte miejsce. Ale z Polaków to on był najlepszy. A indywidualnie miał czwartą notę w konkursie.
Natomiast w niedzielę był już po prostu najlepszy ze wszystkich, którzy skoczyli.
– Widzieliśmy, jak Schlierenzauer rozmawia ze swoim trenerem przez telefon, nie wiemy, co sobie powiedzieli, ale wiemy, że decyzję podjęli wspólnie. Pewnie podobny telefon wykonał Bardal. Konkurs przeciągano, długo czekano aż warunki dla dwóch ostatnich skoczków będą lepsze. Oni w końcu czekać już nie chcieli i nie ma co tego komentować. Są na liście wyników na końcu, nie startowali, to ich decyzja. Ich decyzją nie ma sensu się emocjonować – mówił nam Siderek. I dodawał: – W Kuusamo, na inauguracje poprzednich sezonów, wiele konkursów przeprowadzano w jeszcze gorszych warunkach. Dlatego nie ma co dramatyzować. Bardzo przepraszam, ale jeżeli ktoś nie chciał oddać skoku, to nie oddał. Szkoda, że dwaj najlepsi zawodnicy nie podjęli próby rywalizacji, ale nic na to nie poradzimy.
– Modliłem się, żeby pierwsza seria została dokończona. Jestem bardzo szczęśliwy – mówił z kolei sensacyjny zwycięzca. – Trochę mi pomogło, że trenowałem w Klingenthal przed sezonem – dodawał.
“Bałem się, że przejdę historię from hero to zero”
Biegun zapowiadał się świetnie, ale mistrzem nie został. Już tydzień później był “tylko” 18. w Kuusamo. Albo aż 18. Bo przecież do wyjazdu pierwotnie nie był typowany. On miał się szykować na Uniwersjadę i później na mistrzostwa świata juniorów.
– Miałem tam nie jechać, tam zawsze wiało, tam były wypadki, jak choćby salto w powietrzu Thomasa Morgensterna. Ale ja się wcale tego nie bałem. Salta to się wszędzie kręci, to się po prostu zdarza. Ja na szczęście zawsze z upadków wychodziłem bez szwanku, więc pod tym względem byłem spokojny. Bardziej myślałem o tym, co się mówiło o Kuusamo i o formie – że jak skaczesz dobrze, to tam możesz formę zgubić, możesz się rozregulować i przez pół sezonu się męczyć. Dlatego jadąc do Kuusamo, myślałem sobie tak: “Jezu, a co jak mi nie wyjdzie?”. W tydzień bardzo wzrosła presja. Tak, że bałem się porażki i tego, że mnie za nią zjedzą. Jechałem jako lider, a byłem chłopakiem nieprzyzwyczajonym do Pucharu Świata. Nie byłem na tyle przygotowany, żeby nosić koszulkę lidera. Bałem się, że w tydzień przejdę historię from hero to zero – opowiada Biegun.
A plastron obronił i wrzucił do szafy
On 18. miejsce przyjął z ulgą. – Bardzo byłem zadowolony. Zeszło ze mnie ciśnienie. Dla mnie takie miejsce to był naprawdę duży sukces. Mimo że tydzień wcześniej wygrałem – mówi.
Jak się okazało, 18. miejsce pozwoliło mu zachować plastron lidera Pucharu Świata. Choć na chwilę go stracił. Organizatorzy źle policzyli punkty i wyszło im, że po drugim miejscu w Kuusamo Bieguna wyprzedził Marinus Kraus. Po kilku minutach zauważono błąd w wyliczeniach. – Wcale się nie wkurzyłem. Śmiałem się z tego zamieszania – mówi nasz sensacyjny zwycięzca. – A plastron gdzieś mam. Leży w szafie – dodaje.
Pogrzeb po weselu
Między zdobyciem a obroną tego plastronu Biegun wrócił do Polski na pogrzeb babci. – Babcia zmarła w piątek, a ja się dowiedziałem dopiero w niedzielę. Rodzice postanowili mi wcześniej nie mówić, żebym spokojnie startował. Po tym, jak wygrałem, była dekoracja i konferencja, a dopiero po wszystkim przyszedłem do auta do Łukasza Kruczka, który ze mną został, gdy reszta chłopaków pojechała do hotelu. I jak wsiadłem do auta, to porozmawiałem z mamą. Usłyszałem, że wszystko fajnie, że się bardzo cieszą, ale jutro muszę wysiąść w Nysie, bo będzie pogrzeb babci. Szok – wspomina.
Sezon 2013/2014 był dla Bieguna ciągłą sinusoidą. W listopadzie został liderem Pucharu Świata i jeszcze w listopadzie obronił swoje prowadzenie, by w grudniu jechać na Uniwersjadę i zdobyć dwa medale złote oraz jeden srebrny. Następnie wrócił do Pucharu Świata i bez powodzenia startował w Turnieju Czterech Skoczni (27. miejsce w Oberstdorfie, 31. w Garmisch-Partenkirchen, odpadnięcie w kwalifikacjach w Innsbrucku i brak startu w Bischofshofen). W końcu po udanych występach w Wiśle (20. miejsce) i Zakopanem (15.) dowiedział się, że nie ma dla niego miejsca w kadrze Polski na igrzyska w Soczi. Po czym na MŚ juniorów indywidualnie był szósty, a z drużyną zdobył złoty medal. Po tym sukcesie nie wrócił już do Pucharu Świata na żaden konkurs tamtego sezonu! A w trzech następnych sezonach uzbierał zaledwie 10 startów i nigdy nie zapunktował. Wreszcie, w wieku zaledwie 24 lat, skończył karierę.
Dlaczego Biegun nie został wielkim skoczkiem? – Jeszcze kilka lat po 2014 roku skakałem na poziomie kadry. Ale jak przyszedł do Polski Stefan Horngacher, to zabrakło motywacji. Wtedy całe zaplecze nam się posypało, jeśli chodzi o poziom. Do tego doszedł brak pieniędzy. Nie miałem wyników, nie miałem sponsora […]. Chyba jesienią w 2017 roku zacząłem dorabiać, jako dostawca pizzy. A jak mnie odsunięto od kadry, to wyjechałem na dwa miesiące w trasę – mówi były skoczek.
O maratonach (nawet 46-godzinnych!) za kółkiem, o próbach łączenia ich z uprawianiem skoków i o “zagrywce” Stefana Horngachera, przez którą ostatecznie ze skakania zrezygnował, Biegun opowiedział nam w jednym z ostatnich odcników cyklu nieDawny Mistrz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS