A A+ A++

Dane za luty pokazały, że inflacja CPI w Polsce zbliżyła się
do 2,5-procentowego celu Narodowego Banku Polskiego. W marcu może nawet spaść
poniżej celu. Ale w kwietniu znów go opuści. I nie wiadomo, kiedy do niego
ponownie powróci.

W
lutym 2024 roku inflacja CPI spadła do 2,8% – poinformował w piątek Główny
Urząd Statystyczny. Był to wynik nie tylko najniższy od lutego 2021, ale
też pierwszy odczyt od prawie trzech lat mieszczący się w dopuszczalnym
zakresie odchyleń (+/-1 pkt proc.) od 2,5-procentowego celu Narodowego Banku
Polskiego. Ekonomiści szacują, że inflacja za marzec będzie już bardzo blisko
tego celu. Dane te poznamy w Wielki Piątek, 29 marca.

Przez poprzednie 36 miesięcy inflacja CPI w Polsce
nieustannie przekraczała 2,5-procentowy cel NBP. Jeszcze
nieco ponad rok temu – w lutym 2023 – sięgała 18,4% i była najwyższa od 26 lat.
Dwucyfrowa inflacja konsumencka utrzymywała się w naszym kraju przez 18
miesięcy, zaś przez 30 miesięcy wynosiła 5% lub więcej. 2,5-procentowy cel inflacyjny NBP po raz ostatni trwale był
realizowany wiosną 2019 roku – czyli blisko 5 lat temu.

Reklama

Średnia (geometryczna) inflacja CPI za ostatnie 5 lat
wyniosła 7,3%, za poprzednie 10 lat 3,8%, a za okres ostatnich 20 lat – 3,3%.
Jak widać 2,5-procentowy cel został przekroczony nie tylko w średnim, ale też
długim i bardzo długim okresie. To doświadczenie podważyło zaufanie opinii
publicznej do polskich władz monetarnych i w moim przekonaniu już parę lat temu
doprowadziło
do trwałego odkotwiczenia się oczekiwań inflacyjnych wśród Polaków.

Cel dotknięty, ale nieosiągnięty

– Przywrócenie 5% VAT-u na żywność sprawia, że cel inflacyjny
(2,5%) osiągnięty będzie tylko przejazdem, w jednym miesiąc (marzec). To tak,
jak niektórzy twierdzą, że byli w wielu krajach, ale tylko transferem na
lotnisku – napisali na platformie X ekonomiści mBanku.  

I taki jest też rynkowy konsensus. Przez poprzedni rok
dezinflację „robiło” nam kilka czynników. Po pierwsze, był to efekt globalnego
spadku cen paliw, który nawet po przywróceniu rok temu 23% stawki VAT sprawił,
że za
benzynę czy olej napędowy płacimy mniej niż rok temu. Jeśli jednak ceny
paliw utrzymają się na dotychczasowych poziomach, to ten dezinflacyjny efekt wygaśnie
w kwietniu (w przypadku ON) lub w maju (w przypadku Pb95).  Po drugie, przynajmniej do końca czerwca obowiązują
administracyjnie „zamrożone” taryfy na energię elektryczną i gaz ziemny.
Istnieje obawa, że ich urynkowienie może doprowadzić do skokowego wzrostu
rachunków za energię i ogrzewanie. Byłby to silny impuls inflacyjny, który
analitycy NBP oszacowali na ok. 4 pkt proc. wzrostu rocznej dynamiki CPI. Co
prawda ostatnie
„przecieki” z rządu sugerują, że od lipca ceny energii elektrycznej nie wzrosną
aż tak gwałtownie, to jednak dołożą swoją cegiełkę do wyższej inflacji.

Po trzecie, na światowych rynkach od czerwca 2022 roku trwa
silny spadek cen płodów rolnych. Ale dopiero w ostatnich tygodniach efektów
tego zjawiska zaczęliśmy doświadczać na sklepowych półkach, gdzie od stycznia
trwa ograniczona
wojna cenowa pomiędzy dwoma największymi sieciami dyskontów spożywczych. Po
czwarte, na rzecz ograniczenia wzrostu cen (a czasami wręcz ich spadku)
wpływała bezprecedensowa
deflacja w sektorze wytwórczym, która skorygowała szalone wzrosty cen
wyrobów przemysłowych z lat 2021-22. Wpływ ten w ostatnich 12 miesiącach
wzmocniła aprecjacja złotego. I wreszcie po piąte, za sprawą trwającego od
wiosny 2022 do lata 2023 roku realnego spadku wynagrodzeń, Polacy zmuszeni byli
ograniczyć konsumpcję, co w pewnym (ale niezbyt znacznym) stopniu ograniczyło
krajową presję inflacyjną.

Trendy dezinflacyjne zaczynają się odwracać

Wszystkie wyżej
wymienione czynniki w najbliższych miesiącach najprawdopodobniej przestaną
działać
lub ich wpływ znacząco osłabnie. Wiemy już, że od 1
kwietnia wraca 5-procentowy VAT („tymczasowo” podniesiony z 3% do 5% w roku
2012) na nieprzetworzoną żywność. Szacuje się, że samo to podbije roczną dynamikę CPI o niespełna jeden
punkt procentowy. I tylko ten czynnik może wystarczyć, aby przez kolejne
miesiące inflacja utrzymywała się powyżej celu.

– Inflacja za kwiecień ponownie znajdzie się poza górną granicą celu inflacyjnego i zatrzyma się na 4,1 proc. – uważa ekspert Konfederacji Lewiatan Mariusz Zielonka. Podobnie na sprawę patrzą ekonomiści Pekao SA, którzy spodziewają się inflacji w marcu poniżej 2,5%, ale już 4,0-4,5% w drugiej połowie roku.

Po drugie, od wiosny wygaśnie efekt wysokiej bazy w
przypadku cen paliw. Po trzecie, w zasadzie można być pewnym, że po czerwcu
podniosą nam taryfy na prąd i gaz. Nie wiadomo tylko, o ile. Po czwarte, ceny
wyrobów przemysłowych znów zaczynają rosnąć. Trudno też liczyć, że złoty
cały czas będzie się tylko umacniał, ponieważ
w ujęciu realnym nasza waluta jest najmocniejsza od 16 lat.

Jednakże kluczowy jest czynnik numer pięć. Czyli kwestia
tego, w jaki sposób gospodarstwa domowe wykorzystają świeży zastrzyk gotówki. Temat
ten od początku roku dzieli ekonomistów. Jedni spodziewają się, że konsumenci
wykorzystają silny realny wzrost wynagrodzeń (które
w styczniu wzrosły średnio aż o 8,6%) na odbudowę oszczędności, które
znacząco uszczuplili w latach 2022-23. Inni twierdzą, że cała finansowa „para”
pójdzie w nowe wydatki, kreując boom konsumpcyjny nakręcający wzrost cen w
gospodarce.

NBP

Póki
co w danych o sprzedaży detalicznej takiego boomu nie widać. Co prawda
dysponujemy jedynie statystykami za styczeń, ale Biedronka nie wojowałaby z
Lidlem, gdyby popyt dopisywał. Możliwe też, że konsument przegrupowuje swoje
siły finansowe i uderzy na sklepy i punkty usługowe dopiero w kolejnych
miesiącach. Tym bardziej że obiecane w zeszłorocznej kampanii wyborczej podwyżki
dla pracowników sfery budżetowej pojawią się dopiero w kwietniu. Podobnie
jak 14. emerytury, które wypłacone zostaną w drugiej połowie roku. Zatem na
razie z całego dodatkowego zasilania finansowego ujawniła się tylko potężna
podwyżka płacy minimalnej (od stycznia) oraz waloryzacja 500+na 800+. Zatem
popyt konsumpcyjny może się ożywić dopiero późną wiosną lub latem i dopiero
jesienią przełożyć się na podwyżki cen.

Czy czeka nas nowa fala inflacyjna?

„Zwykła” inflacja jest zjawiskiem cyklicznym i zazwyczaj
nasila się w dojrzałej fazie ożywienia gospodarczego. Ożywienia, które w
polskiej gospodarce zaczęło być widoczne już jesienią 2023 roku. Zgodnie z
klasycznym cyklem koniunkturalnym inflacja CPI „powinna” zacząć przyspieszać
ok. 10 miesięcy po dołku dynamiki PKB. A ten
według wszelkiego prawdopodobieństwa przypadł gdzieś pod koniec II kwartału
2023 r. I póki co wszystko się zgadza. Marcowy dołek CPI miałby miejsce 9
miesięcy po zakończeniu II kw. 2023.

Marcowa
projekcja inflacyjna NBP zakłada, że przy braku przedłużenia „działań
osłonowych” (czytaj: zerowego VAT-u na żywność i zamrożonych cen energii)
inflacja CPI przyspieszy nam do 8,4% pod koniec 2024 roku i dopiero w drugim
półroczu roku następnego znajdzie się poniżej 2,5-procentowego celu, by
ponownie przyspieszyć w roku 2026. Oczywiście to tylko wyniki modelu otrzymane
przy założeniu, że nie spotka nas żaden nowy szok cenowy (np. mocna zmiana
notowań ropy naftowej).

Jednakże wciąż nierozwiązanym problemem pozostaje
podwyższona inflacja bazowa, czyli wskaźnik nieuwzględniający cen energii,
paliw i żywności. Analitycy NBP przewidują, że bazowa CPI utrzyma się wyraźnie
powyżej 2,5-procentowego celu w całym horyzoncie prognozy, czyli do końca 2026
roku. Oznacza to, że NBP przewiduje utrzymanie się stosunkowo silnej krajowej
presji inflacyjnej wynikającej przede wszystkim z bardzo napiętej sytuacji na
rynku pracy. Marcowa projekcja zakłada, że nominalna dynamika płac w tym i
przyszłym roku utrzyma się w pobliżu 10%. W takim scenariuszu nie jest możliwe,
aby inflacja CPI sama z siebie spadła do celu inflacyjnego, na co zwróciła
zasiadająca w Radzie Polityki Pieniężnej Joanna Tyrowicz.

– Zakładana w marcowej projekcji średnia
dynamika wynagrodzeń nominalnych w 2026 r. na poziomie 6,7 proc. nie jest
spójna z osiągnięciem celu inflacyjnego – oceniła
Tyrowicz. – Kluczem do ustabilizowania inflacji w
tym epizodzie był, jest i będzie rynek pracy. W nowej projekcji NBP bezrobocie
w porównywalnych horyzontach jest niższe o niemal 1 punkt procentowy (względem
poprzedniej projekcji – przyp. red.), a płace nominalnie wyższe o 3,4 punktu
procentowego na 2024 oraz niemal 1 punkt procentowy na 2025. Na rok 2026 (nowy
horyzont) według projekcji średnia dynamika wynagrodzeń nominalnych ma wynieść
6,7 proc., co nie jest spójne z osiąganiem celu inflacyjnego – napisała Joanna
Tyrowicz.

Bankierzy centralni na całym świecie zapewniają nas, że
wygrali walkę z inflacją i że zaraz mogą zacząć obniżać stopy procentowe. Jednakże, póki co, inflacja CPI zarówno w USA, jak i w strefie euro przekracza
cele władz monetarnych. Te ostatnie ryzykują powtórzeniem scenariusza z lat
70-tych XX wieku. Wtedy zbyt szybkie poluzowanie polityki pieniężnej
doprowadziło do drugiej fali inflacyjnej, jeszcze wyższej od tej pierwszej.
Także wtedy wzmocniły ją szoki naftowe wywołujące kryzys energetyczny na Zachodzie.
Oby tym razem było inaczej, choć zbyt dużych pieniędzy bym na ten optymistyczny
scenariusz nie postawił.

Źródło:
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKaliszanie zatańczą walca Barbary z filmu “Noce i Dnie”