Tomasz Kalużny jest grafikiem, malarzem i rysownikiem, jednym z twórców, którzy prezentują swoje prace na zbiorowej wystawie „Skarby Celestynowa” w PMDK. Od dziecka jest zafascynowany komiksami i tworzy sugestywne prace przypominające niekiedy kadry z kryminałów noir albo filmów Quentina Tarantino
O artystycznych poszukiwaniach z TOMASZEM KALUŻNYM rozmawia Przemek Skoczek
Pana prace przykuły moją uwagę oryginalnością i tematami. Są takie popkulturowe, ze świata komiksów i gier komputerowych. Od nich się zaczęło?
– W punkt. Najpierw były komiksy, które kupowali mi rodzice i dziadkowie. Ojciec też zbierał komiksy za młodu, dzięki niemu połknąłem bakcyla. Miał stare relaxy, komiksy czeskie, niemieckie z kowbojami i Indianami. Oglądałem tylko obrazki, bo nie umiałem czytać, ale bardzo mnie to wciągnęło. Potem był Thorgal, Batman i wydawnictwo TM-semic, które w latach 90. prężnie działało w Polsce – pochłaniałem wszystko, co było w kioskach. Oprócz tego telewizja, którą oglądałem, kiedy tylko mogłem: filmy sensacyjne, kryminalne, seriale – najlepiej z mnóstwem strzelanin i pościgów: „Policjanci z Miami”, „Żar tropików”, „Nieustraszony” z Hasselhoffem. No i komputer. Gry wciągnęły mnie jakoś na początku 2000 roku. Niemalże nie odchodziłem od ekranu. Do tej pory ciężko jest się oderwać. (śmiech)
Grafiki, malarstwo i sztuka w ogóle to pana praca czy hobby?
– I hobby, i praca, ponieważ pracuję przy tworzeniu gier. Oprócz tego dostaję dodatkowe zlecenia na ilustracje, grafiki, logo. Od niedawna maluję tradycyjnie, farbami – dla siebie i na zamówienie. Co ciekawe, mam też pracę na etat, która w ogóle nie jest powiązana ze sztuką, niestety życie artysty nie jest łatwe, a rodzinę trzeba utrzymać. (śmiech)
Ma pan za sobą edukację artystyczną?
– Muszę nieskromnie przyznać, że najwięcej nauczyłem się sam. Uczęszczałem na kurs rysunku architektonicznego i rysunku komiksowego, co dało mi solidne podstawy. Skończyłem studia na Wydziale Architektury Krajobrazu, co również nie jest bez znaczenia. Wszystko to można wpisać do CV, ale tylko konsekwentna praca, ciekawość, chęć próbowania różnych rzeczy i przede wszystkim czerpanie z tego przyjemności najbardziej rozwija.
Oglądałem i nadal oglądam mnóstwo dzieł sztuki innych twórców, czytam recenzje i wyrabiam sobie swój styl. Jako anegdotę mogę powiedzieć, że będąc dzieckiem, nauczyłem się rysować w ten sposób, że babcia dawała mi papier śniadaniowy, który przykładałem do komiksów i odrysowywałem ołówkiem kontury postaci.
Kto jest pana idolem? Nie tylko w malarstwie, lecz także w literaturze i filmie.
– Jest za dużo genialnych artystów, żeby wybrać tych kilku ulubionych. Na pewno inspirujący są dla mnie Stanley Kubrick, Frank Miller, Caspar David Friedrich, Edward Hopper, Michael Mann, Zdzisław Beksiński, Nicolas Winding Refn, Michael Haneke, Gaspar Noe, Frederick Forsyth, David Fincher, Andriej Tarkowski, Quentin Tarantino, Martin Scorsese, Władysław Pasikowski i wielu, wielu innych. Muszę też wspomnieć o grze Max Payne, którą uważam za arcydzieło w swoim gatunki. Także ona odcisnęła na mnie piętno.
Skąd czerpie pan inspiracje?
– Najbardziej z tego, co zobaczę i utkwi w mojej głowie tak bardzo, że nie jestem w stanie wyzbyć się tego obrazu z siebie. Może to być kadr z filmu, fotografia, fragment gry czy samo życie – obrazek, który przemyka przed oczami podczas jazdy samochodem lub spaceru. Często też pomysły przychodzą mi do głowy we śnie.
Wiele prac jest dość mrocznych, jak z komiksów wspomnianego Franka Millera albo opowieści Neila Gaimana. To po prostu atrakcyjniejsze wizualnie? Chodzi o formę czy też odzwierciedla to stan duszy autora?
– Nie zastanawiałem się nigdy nad stanem swojej duszy. Wydaje mi się, że jestem raczej pogodną osobą i chyba tak postrzegają mnie inni. Chciałbym, aby każda z moich prac miała swój niepowtarzalny nastrój. To, co robię, może się komuś wydać mroczne, ale bardziej nazwałbym to klimatem, który chcę tworzyć przez swoją sztukę. Nie zawsze jest to mrok. Według mnie praca powinna posiadać pewną tajemniczość, swoistość. Wciągać odbiorcę do wykreowanego przez twórcę świata i tworzyć niejednoznaczną, indywidualną historię dającą odbiorcy swobodę w interpretacji.
Jakie jeszcze tematy pana interesują? Zdarzają się prace realistyczne, takie jak np. krowa na łące.
– Ta krowa to raczej ćwiczenie z malowania, rodzaj żartu. Tworzę najczęściej w nurcie realistycznym i przy tym pozostanę, zwłaszcza malując obrazy tradycyjnie – farbami na płótnie. Na razie malowane abstrakcyjne mnie nie interesuje i źle się w nim czuję. Próbowałem i kompletnie mi nie wychodziło. Interesują mnie kontrasty, przyroda, ale chyba najbardziej ludzie. Lubię też rysunek komiksowy, taki bardziej przerysowany, z grubą kreską i konturem, prześmiewczy.
Obecnie głównie tworzę na komputerze, na tablecie rysunkowym, ale pomysły zwykle szkicuję ołówkiem na papierze. Trzeba „ćwiczyć rękę”, to bardzo ważne, bo mimo wielu ułatwień rysunek komputerowy nigdy nie będzie tak precyzyjny jak tradycyjny. Poza tym fajnie jest poczuć papier czy płótno pod ręką. Od niedawna maluję sporo obrazów, głównie akrylowych. Chciałbym malować więcej, bo daje mi to dużo radości.
Tworzy pan może komiksy albo ilustracje książkowe?
– Próbowałem niemalże wszystkiego w poszukiwaniu własnej drogi w sztuce: od mazania graffiti po murach w Celestynowie, po pracę witrażysty. Odkąd pamiętam, chciałem być twórcą komiksów. W szkole, na lekcjach, rysowałem na ostatnich stronach zeszytów krótkie komiksy, z wymyślonymi i prawdziwymi postaciami. Mam je do tej pory i nadal są całkiem zabawne. Zrobiłem kilka krótkich historii do szuflady. Jedną na konkurs organizowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Mam nadzieję, że kiedyś wydam pełnoprawny album, bo mam sporo pomysłów, tylko brakuje mi czasu na realizację ich wszystkich.
Ilustracji stworzyłem sporo. Długo pracowałem dla portalu „Faktik” jako rysownik satyryczny. Obecnie tworzę plakaty, concept arty, design postaci, photobashing i materiały marketingowe – do gier, piosenek na YouTubie (różnych twórców). W planach mam okładkę płyty hip-hopowej. Sporo z moich ilustracji – między innymi do gier – nie mogę udostępniać (a szkoda), bo gry są w fazie produkcji.
Gdzie poza PMDK można oglądać pana prace?
– Na moim Facebooku, Instagramie, ArtStation, Bahance. Wystarczy wpisać w przeglądarce „@gekonart” lub „#gekonartist”. Zapraszam do polubienia i obserwowania!
Dlaczego Gekon?
– Kolega nazwał mnie tak na jednej ze studenckich imprez i ksywka się po prostu przyjęła. Historia banalna jak w przypadku większości przezwisk. Dużo znajomych zwraca się do mnie w ten sposób, a mnie to nie przeszkadza. Używam tego pseudonimu w swoich pracach komputerowych.
Tradycyjną, malowano-rysowaną sztukę wolę podpisywać swoim nazwiskiem. Chociaż zastanawiam się nad całkowitym przejściem na pseudonim, bo nazwisko mam dość problematyczne i często bywa zapisywane błędnie, przez „ł” – mimo moich usilnych starań.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS