A A+ A++

Pracownicy gastro mówią, jacy klienci sprawili im najwięcej problemów i napędzili strachu nie tylko obsłudze, ale i klientom.

U mnie kiedyś naćpany gość zaczął sobie chrupać szklany kufel (do tej pory nie wiem, jak to możliwe), a później chciał rzucać we mnie hockerem. Ochrona skubańca kilka razy przeciorała przez parkiet i wykopała za drzwi, a ten wracał.

Kiedyś też przyszedł gość z długim mieczem. Zachowałam spokój i zaproponowałam, że przetrzymam mu go na zapleczu. Po chwili pochwalił się, że ma jeszcze pistolet.

Weszły mi też podczas karaoke do lokalu dwie skrajnie naćpane nastolatki, ze szkłem we włosach, zdemolowały pół sali i wyszły. Udało się wezwać policję, później widziałam, jak jedna z nich dzwoniła do rodziców przez banknot 50 zł.

20 lat w gastronomii, a jeszcze potrafi mnie coś zaskoczyć. Przyszedł klient, zamówił tequilę z solą i dwiema cytrynami. Sól wciągnął nosem, wypił tequilę, a cytryny wtarł sobie w oczy. Kurtyna.

Tym razem pomocnik kucharza w znanym hotelu w Sopocie. Przyszedł, zdemolował szatnię, porozwalał wózki na korytarzu. No zrobił totalną rozpierduchę. Po czym wyszedł z pracy, wsiadł w auto, ruszył i na wyjeździe przywalił w słup. Podobno pokojówka, z którą się bujał, przyprawiła mu rogi i go olała.

Do mnie gościu wbił z mieczem, spanikowany uciekł na kuchnię. Okazało się, że gonili go robotnicy kładący niedaleko kostkę brukową, bo ich zwyzywał.

U mnie raz naćpany typ się awanturował z ochroną, ochroniarz wyjął gaz, a ten mu go wyrwał i se psiknął sam do mordy, po czym zaryczał i spytał: „I co teraz?”.

Nie bar, a kuchnia u mnie dawała czadu. Jeden z pomocników szefa kuchni naćpał się i zrobił awanturę, rzucał szklankami w jednego ze swoich kolegów, mi wyznawał miłość, a na koniec wyszedł z pracy z drzwiami od szafki na ubrania z szatni (takimi metalowymi), śpiewając „mam wyje***e”. Zostawił je na pobliskim parkingu i rzucił kamieniem w witrynę naszej restauracji.

Kiedyś mieliśmy gościa, który tak się nawalił, że sam na siebie zadzwonił na policję, że robi awanturę w lokalu. Inny był tak naćpany, że zdjął buty i w skarpetach wybiegł, no i tyle go widzieliśmy. Buty zostały.

U nas było karaoke i jedna pani podeszła do śpiewającej, żeby powiedzieć jej, żeby nie śpiewała, bo nie umie, a ta jej mikrofonem rozcięła łuk brwiowy.

Przyszło dwóch kolesi ładnie ubranych, eleganckich, czystych, ale w takich dziwnych humorach podśmiewali się, usiedli przy stoliku blisko baru, zamówili obiad.
Czekając na przystawki, jeden udał się do toalety. Nagle sru… coś jebło w toalecie. Oczywiście zamknięta, wiec musieliśmy nożem otwierać. Koleś leży, muszla klozetowa pęknięta (nie pytajcie, jak on to zrobił), wyglądało tak, jakby przy upadku głową ją rozwalił, woda się leje. Ten, co został przy stoliku, też zaczął się źle czuć i wpierdzielił się pod stolik. Knajpa pełna ludzi, elegancka. Jak się teraz ich pozbyć?
Dwóch rosłych kelnerów wzięło każde pod swoje ramię kolesia z toalety i w pionie go wynieśli przed restaurację. W tym samym czasie kucharze wynieśli tego spod stolika w ten sam sposób.
Natychmiast przyjechała karetka. Okazało się, że kolesie przed przyjściem do nas na obiad nażarli się jakichś grzybów. Masakra. Ten z toalety cały czas nieprzytomny, a ten drugi zarzygał całe wejście do lokalu przy wyprowadzaniu.
(Holandia, Haga)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiblioteka Kędzierzyn Koźle: Wystawa Agnieszki Lechickiej pt. „Wyjście z cienia”
Następny artykułNetflix pokazał zwiastun finałowego sezonu „The Crown” – Filmoteka Joe Monstera