W Dębicy przy ul. Głowackiego przez wiele lat prowadził mały zakład, w którym naprawiał maszyny do szycia, a wcześniej też te do pisania.
Stefan Wcisło zmarł 6 października, pochowany został 9 października na cmentarzu parafialnym w Starej Jastrząbce. Z tej miejscowości bowiem pochodził.
W sierpniu ubiegłego roku w jego zakładzie odwiedziła go Agnieszka Majba-Pochwat, która przygotowywała serię artykułów o ginących zawodach. Powiedział jej wtedy m.in. że jest jednym z ostatnich przedstawicieli tego fachu, którego nikt raczej uprawiał już nie będzie. A poniżej publikujemy cały materiał, który ukazał się w Obserwatorze Lokalnym (nr 34 z 27 sierpnia 2022 r.).
Zanim całkiem odeszły do lamusa, naprawiał także maszyny biurowe.
Te do pisania i liczenia. Od nich właśnie Stefan Wcisło zaczynał swoją zawodową drogę. Z szuflady wyciąga stary, w zielonych okładkach, dowód osobisty i pokazuje pieczątkę poświadczającą pierwsze zatrudnienie, z datą 15 września 1966 roku. Za chwilę minie 56 lat odkąd jest aktywny zawodowo. Teraz już mniej, ale nadal stara się pracować. Choćby po to, żeby codziennie zmobilizować się do wyjścia między ludzi.
Do pracy daleko nie ma, bo mieszka po sąsiedzku maleńkiego zakładu przy ulicy Głowackiego. Za to do pierwszej firmy musiał dojeżdżać, lokal znajdował się w Dębicy, a on mieszkał jeszcze w Starej Jastrząbce. W mieście osiadł na stałe dopiero w 1970 roku.
W międzyczasie w drewnianej budce, na placu dzierżawionym od kolei, otworzył zakład. Pracy nie brakowało, ale wkraczająca do biur nowoczesność wymogła uelastycznienie profilu, pan Stefan zajął się także reperowaniem maszyn do szycia.
Teraz to głównie je naprawia, bo mimo powszechnej dostępności do gotowej odzieży, szycie powoli wraca do łask. Kiedy o tym rozmawiamy, jakby na dowód słuszności tej tezy, w drzwiach staje pani i pyta o możliwość naprawy maszyny. A właściwie regulację.
– Proszę przynieść, ale dopiero we wrześniu, bo tyle co z sanatorium wróciłem i mam zaległości – właściciel zakładu pokazuje urządzenia czekające w kolejce.
Stefan Wcisło nie jest samoukiem, tajniki fachu zgłębiał w szkole w Rzeszowie, gdzie uczył się w klasie o specjalności mechanik maszyn biurowych. Przez lata pracy zdobywał natomiast doświadczenie. Teraz w Dębicy jest jedynym fachowcem w tej branży.
– Był kolega w Ropczycach, ale nie żyje. Najbliżej to chyba w Rzeszowie można znaleźć – zastanawia się pan Stefan.
Nie ma zbyt wielu klientów i zaznacza, że gdyby nie miał emerytury, a na utrzymaniu rodzinę, z tego fachu by nie wyżył. Z maszynami do pisania nie przychodzi już prawie nikt, czasem zajrzy ktoś starej daty, kto przedkłada klawisze w starych mechanizmach nad te w klawiaturze komputera. Zdarzają się kolekcjonerzy, ale też rzadko.
Stefan Wcisło ma świadomość, że jest przedstawicielem zanikającego zawodu, którego po nim nikt raczej uprawiał już nie będzie.
– Teraz to wszystko już chińszczyzna. Ludzie wyrzucają, jak się zepsuje – komentuje.
I wraca do pracy, bo – choć nieliczni, ale klienci czekają.
Autor: Janusz Grajcar
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS