To właśnie najprawdopodobniej rodzice wezwali wczoraj pomoc. Z ustaleń TVN24 wynika, że ojciec przebywał z dzieckiem sam w domu. Po kilkudziesięciu minutach zadzwonił do matki chłopca, która z 14-miesiączną córką udała się na zakupy. Poinformował ją o złym stanie dziecka, a ta wezwała pogotowie.
Stan chłopca był jednak tak zły, że konieczne było przybycie na miejsce śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dziecko trafiło do Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach z zatrzymaniem akcji serca. Dzięki reanimacji udało się przywrócić krążenie, jednak po kilku godzinach nastąpił zgon.
Jak poinformował dr Andrzej Bulandra, dziecko trafiło do szpitala w stanie bardzo ciężkim. – Po około 40 minutach reanimacji dziecko zostało przekazane na oddział intensywnej terapii naszego szpitala. Tam po wykonaniu niezbędnej diagnostyki ujawniono obrażenia mogące świadczyć o tym, że było ono maltretowane. Miało liczne złamania i obrażenia głowy – dodał, Dopytywany, czy możliwe aby obrażenia te powstały w wyniku upadku z wysokości, lekarz odparł: “teoretycznie tak”. – Natomiast sekwencja zdarzeń, czyli nakładanie się urazów, występujących w różnym czasie w ciągu miesiąca świadczy o tym, że były to regularne urazy, co przemawia za maltretowaniem – dodał chirurg.
Lekarze zawiadomili policję, która zatrzymała rodziców dziecka. Jeszcze dziś może dojść do ich przesłuchania.
Do szpitala przewieziono także siostrę zmarłego chłopca. Badanie nie wykazało na jej ciele śladów pobicia. W związku z tym, że rodzice przebywają w policyjnym areszcie, dziewczynka trafiła do pogotowia opiekuńczego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS