Wprost: Frans Timmermans odwiedził niedawno Górny Śląsk z dobrymi wieściami – 5 mld euro w ramach funduszy europejskich dla regionu. Jaki będzie w tym udział Sosnowca?
Arkadiusz Chęciński: Tu trzeba zaznaczyć, że chodzi o pieniądze dla całego województwa śląskiego. O Śląsku mówił też premier, ale niektórzy zastanawiają się, czy nie zapomniał o Sosnowcu, Częstochowie i Bielsku-Białej, które też należą do województwa, choć nie czują się śląskie. Timmermans rzeczywiście przywiózł uzgodnienia dotyczące funduszy dla województwa śląskiego, ponad 5 mld euro – najwięcej w historii, i teraz czekamy na ruch rządu, bo te pieniądze na razie są tylko na papierze. Bez uporządkowania wszystkich spraw związanych z praworządnością, nie dostaniemy ich. Na pewno dobrą wiadomością jest to, że w I i II kwartale 2023 r. możemy, jako samorządy, ogłaszać konkursy i starać się w nich o środki zewnętrzne i działać projektowo. Jako Sosnowiec najbardziej koncentrujemy się na Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji. Chodzi o przemianę następującą w całym województwie i naszym mieście, bo Sosnowiec i Zagłębie to miejsca, gdzie ostatnią kopalnię zlikwidowano kilka lat temu. O ile dobrze pamiętam, 7 lat temu.
Ostatnią z 4 działających w mieście kopalń.
Było ich nawet więcej, ale w procesie likwidacji zaczynały się łączyć. Tak było np. z kopalnią Niwka-Modrzejów, kiedyś funkcjonującymi osobno. Teraz, po 7 czy 8 latach, nie można powiedzieć, że nie ma już śladu po przeszłości i żadnych problemów z nią związanych.
Oczywiście, zostają choćby pokopalniane tereny, z którymi też macie kłopoty. Można znaleźć informacje o tym, że jest pan zachęcany, jako gospodarz miasta, do zagospodarowywania tych terenów, ale pod warunkiem, że wcześniej je wykupi.
Tak się dzieje.
Dla budżetu miasta to poważny problem?
Ogromny. Mieliśmy w tym samym czasie likwidację zakładów pracy, spadek dochodów budżetowych, bezrobocie i rosnące ubóstwo. Wiadomo, że w przypadku górnictwa trudno jest o szybkie przekwalifikowanie się i występował też problem tzw. bezrobocia dziedziczonego – w rodzinie górnicy byli od kilku pokoleń i taki sam plan był na następne, ale sytuacja się zmieniła. Po likwidacji okazywało się, że nie można szybko szukać nowych rozwiązań i tworzyć miejsc pracy na tych terenach, bo przejmował je Skarb Państwa i nie chciał nam ich przekazać poprzez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń, choć ustawa na to zezwalała. Wymagano od nas wykupywania. Kuriozalna sytuacja i skutki tego widać do dziś – często te najbrzydsze tereny w województwie śląskim to tereny pokopalniane, na wykupienie których nie stać dziś gmin. Przecież na wykupie i tak by się nie skończyło, musiałyby się znaleźć dodatkowe środki na rekultywację. To ogromny problem i mam nadzieję, że premier z ministrami znajdą wreszcie dobre rozwiązanie.
Dobre, czyli jakie?
Mieliśmy już takie w przeszłości. Przejmowaliśmy od SRK tereny – a sprzedawać chciano nawet boiska sportowe, na których nie wiadomo co działoby się w przyszłości – podpisując jednocześnie klauzulę, że gdybyśmy w przyszłości chcieli te tereny komuś odsprzedać, to różnice w cenie kupna i dalszej sprzedaży, zwracalibyśmy do SRK. Prosty sposób – przejmujemy teren, wyliczamy jego wartość, a kiedy znajduje się inwestor pod budowlankę albo gospodarkę, sprzedajemy mu teren i różnica w cenie wraca do Skarbu Państwa. Mamy kilka takich aktów notarialnych. Nagle jednak ktoś postawił szlaban i władza już się na to nie godzi.
Mówi pan o terenach pokopalnianych, a w treści pana wystąpienia przy okazji sesji absolutoryjnej, pojawiła się też zapowiedź modernizacji centrum miasta. O zaniedbaniu tej części Sosnowca można też przeczytać w raporcie Uniwersytetu Śląskiego – wielu starzejących się mieszkańców, ludzie o niskich dochodach, ogólne zaniedbanie. Czy od połowy tego roku, gdy mówił pan o tej potrzebie zmian, coś zaczęło się dziać?
Ten problem dotyczy większości miast, nie tylko naszego Sosnowca.
Oczywiście, w takiej Warszawie centrum też ma swoje problemy.
To skutki polityki jeszcze z okresu PRL, kiedy w budynkach komunalnych w centrach miast kwaterowano ludzi o niskich dochodach, z różnymi problemami i to powodowało degradację. Dziś musimy sobie z tym radzić i nie czekamy na pieniądze z UE, żeby rozwiązać tę sprawę.
Mamy np. propozycję obniżki podatku od nieruchomości dla tych, którzy chcą się tam wprowadzić, jest termomodernizacja, poprawia się ogólna estetyka. Robimy naprawdę wiele, żeby ludzie chcieli tu przyjeżdżać i żyć. W opracowaniu Uniwersytetu Śląskiego jest mowa nie tylko o degradacji strukturalnej, ale również, a może przede wszystkim, tej społecznej. Dziś staramy się koncentrować na społeczeństwie, a nie tylko budynkach, bo te w ostatnich latach zostały w dużej części zmodernizowane. Musimy teraz pracować nad, mówiąc brzydko i w dużym cudzysłowie, rewitalizacją społeczną. Powstają miejsca nastawione na seniorów, mamy centra aktywności społecznej, nie tylko w centrum. Tak dzieje się np. w dzielnicy Juliusz, również mocno niegdyś zdegradowanej, a teraz intensywnie odnawianej. Powstało tam centrum aktywności, żłobek, modernizowana jest zabudowa. Chcemy uniknąć takich sytuacji, w której są środki na odnowienie budynków, ale gdzieś po drodze zapomina się o ludziach. Bez tego budynki szybko będą wracać do stanu sprzed rewitalizacji. Projekty twarde muszą być łączone z miękkimi.
To pocieszające, że w samorządach wreszcie zaczyna to być rozumiane.
Chcę powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy z czasów, kiedy byłem członkiem zarządu województwa śląskiego. Mamy m.in. miasto partnerskie Pas-de-Calais i region Nadrenia Północna – Westfalia, to takie same tereny i z takimi samymi, wynikającymi z przeszłości problemami, jak nasze. Tam właśnie przywiązywano dużą wagę do problemów społecznych i chociaż, w zależności od miejsca, górnictwo zlikwidowano tam kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu, wciąż borykają się z bezrobociem strukturalnym. Bez pracy społecznej i szukania nowych rozwiązań, początkowo dzieci tych, którzy byli już na bezrobociu, chodziły do szkół górniczych i dalej chciały być górnikami.
Choć nikt już tego nie potrzebował. Nowych rozwiązań staracie się szukać na bieżąco, próbujecie ściągnąć inwestycje – w listopadzie w ogólnopolskich telewizjach można było zobaczyć spoty pokazujące Sosnowiec jako dobre miejsce dla biznesu – ale później czytam o losach przedsiębiorców z regionu i ci mówią, że jest coraz trudniej. Jest taki przykład właściciela baru z kebabem z Sosnowca. Ten mężczyzna mówi, że chcąc zachować swój biznes, musiałby podnieść cenę kebabu z 25 zł do 40 zł. Co miasto oferuje takim jak on?
Dziś możemy tylko stawiać na współpracę i wspólne szukanie rozwiązań. Jako samorząd mamy dziś dokładnie takie same problemy jak ten kebab. Te same przeszkody, tylko globalnie dużo większe. Razem z właścicielem tego lokalu, do tego człowiekiem z największej piekarni w mieście, zorganizowaliśmy briefing, na którym mówiliśmy o rozwiązaniach pozwalających zatrzymać wzrost cen energii. To było jeszcze przed manifestacją samorządowców w Warszawie i m.in. dzięki naszej postawie wprowadzono ustawę o maksymalnych cenach energii dla wielu branż. Zaznaczaliśmy wtedy bardzo mocno, że nie upominamy się tylko o samorządy, ale też o przedsiębiorców, bo bez nich samorządy nie istnieją. To wszystko musi polegać na współdziałaniu. Trzeba też wspomnieć, że zostaliśmy oszukani przez premiera, co chyba powoli staje się tradycją, bo ten mówił o cenie maksymalnej 785 zł za megawatogodzinę, a potem okazało się, że cena nie zawiera podatku VAT. Na szczęście przedsiębiorcy mogą później ten VAT odliczać. Można teraz powiedzieć, że dzięki wspólnemu uporowi te ceny maksymalne zostały wprowadzone i w ten sposób możemy sobie nawzajem pomagać. W razie przejściowych trudności przedsiębiorcy mogą, podobnie jak w covidzie, występować o rozłożenie pewnych opłat na raty.
A obniżenie czynszów?
Czynsze mamy na minimalnym poziomie i to naprawdę niewielka część kosztów działalności gospodarczej. Rosną opłaty za prąd i gaz, rośnie ZUS i płaca minimalna.
Przedsiębiorcy muszą radzić sobie w trudnym otoczeniu.
Podam przykład: mamy tu jedną z najlepszych knajp w regionie, praktycznie zawsze jest tam pełno gości, a właściciel mówi, że może zwinąć interes i uratować go mogą tylko maksymalne ceny energii. Tylko szukanie takich rozwiązań jak ograniczenie wzrostu cen prądu, a za chwilę mam nadzieję gazu, można pozwolić nam przetrwać.
Prezydencie, zdążył się pan już spotkać ze związkowcami po tym, gdy jesienią tego roku zawiązał się w urzędzie miejskim pierwszy związek zawodowy?
Tak. Widziałem się z nimi niedługo potem i wydaje mi się, że nie mamy jakichś większych problemów, jeśli chodzi o współpracę.
Narzekali w mediach na atmosferę w urzędzie.
Mogę rozmawiać o tym, żeby było miło i przyjemnie, ale w pracy bywa ciężko, niestety. Jesteśmy tu dla mieszkańców, ale taki mieszkaniec, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, ma często niesłuszne pretensje do urzędnika. Brakuje np. jakiegoś dokumentu i trzeba wykonać dodatkowe czynności, a ze względu na socjalne działania rządu, tych ludzi oczekujących na szybką decyzję jest więcej niż kiedyś. Każdy jest dziś bardziej zdenerwowany i ta praca naprawdę nie jest łatwa. To nie tak, jak myślą niektórzy, że w urzędach pije się kawkę i jest spokój. Trzeba mieć do tej pracy i ludzi, którzy ją wykonują duży szacunek. Nie odnoszę wrażenia, że atmosfera jest zła. Ktoś coś powiedział i komuś może się coś nie spodobać, ale mamy tu 700 osób i nie sposób zadowolić wszystkich. Mogę powiedzieć, że w ciągu ostatnich miesięcy podnieśliśmy i do stycznia podniesiemy pensje o ok. 600-900, czyli sporo więcej niż inflacja.
To chyba środek najlepiej poprawiający atmosferę w miejscu pracy?
Kiedy zostawałem prezydentem, umówiłem się z pracownikami, że będą dostawali podwyżki, które nie pozwolą im stracić na inflacji, a pamiętajmy, że ta była w pewnym momencie na poziomie minimalnym albo nawet ujemnym. Mimo to, pensje rosły o minimum 150 zł. Umówiliśmy się na coś i ja to realizuję.
Zakończmy dobrymi wieściami. Sejmik województwa śląskiego znalazł 20 mln zł na program in vitro i może urodzi się dzięki temu więcej sosnowiczan i Ślązaków. Jakie kolejne działania są w planach?
To rzeczywiście bardzo dobra informacja i najlepszy sposób walki z depopulacją. Nie ma chyba w życiu nic piękniejszego niż mieć potomstwo. Po to się żyje, żeby miał nas kto zastąpić. Jako prezydent Sosnowca cieszę się podwójnie, bo my już taki program prowadzimy od kilku lat i urodziło się dzięki niemu kilkadziesiąt nowych mieszkanek i mieszkańców miasta. Wprowadziliśmy to zaraz po tym, gdy rząd zrezygnował z tego projektu i teraz wypada się cieszyć, że program będzie rozwijany szerzej, dla całego województwa. A jeśli chodzi o zarząd województwa śląskiego, to na 1,5 roku przed wyborami chcemy pokazać, że to tu jest ta prawdziwa dobra zmiana, nie tylko z nazwy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS