opinie
19 czerwca 2022, 11:50
W tym roku seria Assassin’s Creed obchodzi piętnastolecie swojego istnienia i podobnie jak w roku 2017 fani liczą na to, że rocznica ta zostanie uczczona remasterem jej pierwszej odsłony. Sam o tym marzę, mimo że absolutnie w to nie wierzę.
14 listopada 2022 roku, czyli już za niespełna pięć miesięcy, minie piętnaście lat od premiery pierwszej gry z cyklu Assassin’s Creed. Świętowanie urodzin Ubisoft rozpoczął de facto już teraz, choć największe działa zostaną wytoczone dopiero we wrześniu, gdy dowiemy się, co takiego francuski gigant zrobi ze swoją flagową marką w niedalekiej przyszłości. Fani serii po cichu liczą na to, że oprócz informacji o nowej grze wydawca wykorzysta okazję, by wreszcie odnieść się do kwestii remastera bądź remake’u „jedynki”, która uwiera Ubisoft od lat. Nadchodząca rocznica nadawałaby się do tego idealnie, zwłaszcza że takiej zapowiedzi nie doczekaliśmy się w roku 2017, gdy „Asasyni” obchodzili okrągłe, dziesiąte, urodziny.
Czy to w ogóle może się wydarzyć? Szanse oczywiście są, choć ja akurat jestem zdania, że stosunkowo niewielkie. Moja niewiara w powrót do Ziemi Świętej wynika przede wszystkim z dotychczasowej niechęci Ubisoftu do wzięcia się za bary z tym tematem. Niechęci, która zresztą doprowadziła do interesującej konkluzji – pierwsze Assassin’s Creed to jedyna część serii, która w żadnej postaci nie doczekała się oficjalnego wydania na konsolach ósmej generacji. Francuzi przeportowali na PlayStation 4 i Xboksa One wszystkie duże gry od „czwórki” w dół, dorzucili do tego mniejsze Liberation i Rogue, ale nigdy nie zrobili tego z „jedynką”, której powrotu fani od lat domagają się najmocniej.
Z czego wspomniana niechęć może wynikać? Teorie są tak naprawdę dwie. Pierwsza mówi, że gra za bardzo odstaje od późniejszych odsłon cyklu pod względem konstrukcji, więc wymagałoby to totalnej przebudowy, np. zastąpienia nudnych i powtarzalnych modułów zróżnicowanymi misjami z prawdziwego zdarzenia, bo trudno dziś delektować się niestrawnymi przystawkami (minigry), zanim na stół wreszcie trafi danie główne, czyli właściwa eliminacja celu. Mówiąc krótko – przydałby się porządny, przemyślany remake, niekoncentrujący się wyłącznie na poprawieniu oprawy wizualnej, tylko też mocno mieszający w rozgrywce. To z kolei wymagałoby zaangażowania dużych środków, więc Ubisoftowi zwyczajnie się to nie opłaca.
Druga teoria związana jest już z samą treścią, a konkretnie z różnymi pociskami skierowanymi w stronę religii. Assassin’s Creed to przecież opowieść o syryjskim mordercy chrześcijan, należącym do zakonu otwarcie wyśmiewającego postać Jezusa Chrystusa. Dla mentora bractwa, Al Mualima, Jezus był zwykłym cieślą i hochsztaplerem, który dzięki artefaktom stworzonym przez Pierwszą Cywilizację dokonywał swoich słynnych „cudów”, od przemiany wody w wino zaczynając, na wskrzeszeniu Łazarza kończąc. Takich akcentów jest w „jedynce” znacznie więcej i deweloperzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że dla wielu odbiorców mogą się one okazać zbyt kontrowersyjne. Słynny już komunikat o „grze stworzonej przez wielokulturowy zespół wyznający różne religie” nie wziął się znikąd. Dziś na tę planszę nie zwracamy już większej uwagi, bo to stały element wszystkich odsłon serii Assassin’s Creed. Pierwotnie jednak pełnił on funkcję zwykłego dupochronu, mającego uświadomić odbiorcom, że w gronie autorów znajdują się ludzie o bardzo zróżnicowanych poglądach i oni sami niekoniecznie muszą zgadzać się z hasłami, które ich dzieło eksponuje.
Tu właśnie kryje się według mnie sedno problemu. To, co w zasadzie przeszło niezauważone piętnaście lat temu, dziś mogłoby wywołać niepotrzebne kontrowersje. Z opisanych wyżej powodów pierwsze Assassin’s Creed wyraźnie odstaje od tego, czym ta seria jest dziś, czyli totalnie wyważonym produktem skierowanym do mas, który ma niwelować ewentualne podziały, a nie tworzyć nowe. „Jedynka” wydaje się pod tym względem bardzo niewygodna i dlatego Ubisoft niespecjalnie kwapi się do jej odświeżenia. Globalnej marce, a taką Assassin’s Creed niewątpliwie już jest, nie są potrzebne żadne zawirowania, bo te gry mają się sprzedawać i nic ponadto.
Oczywiście teoria, której sprzyjam, weźmie w łeb od razu, gdy ewentualny remaster pierwszej odsłony serii zostanie zapowiedziany we wrześniu, i jestem tego w pełni świadomy. Zdanie jednak podtrzymuję, bo uważam, że gdyby Ubisoft nie bał się z jakichś względów przygód Altaira podczas krucjaty, gra już dawno zostałaby w jakiejś formie wznowiona, zwłaszcza że od lat proszą o to sami fani. Dziwnym trafem to się jednak nie dzieje, a ludzie z Ubisoftu związani z tą marką wyraźnie unikają wypowiadania się na ten temat.
Tak naprawdę chciałbym się mylić i marzę o tym, żeby remaster lub remake stał się faktem. Jasne, nadal mogę odpalić grę na pececie i od czasu do czasu to mi się nawet zdarza, ale takim ruchem Ubisoft udowodniłby mi, że to, o co go podejrzewam, można między bajki włożyć. Ogólnie rzecz biorąc, byłoby to zresztą ciekawe doświadczenie. Nowe pokolenie mogłoby przekonać się, że seria Assassin’s Creed potrafiła być kiedyś bardzo niegrzeczna, i zrozumieć, dlaczego towarzyszące jej hasło „historia jest naszym placem zabaw” miało więcej sensu wtedy niż obecnie. Wówczas potrafiono pojechać po bandzie, dziś już niestety niekoniecznie.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS