A A+ A++

Marianna* (62 l.), wykładowczyni akademicka, psycholożka, na portalu randkowym ma profil od kilku lat: – Nigdy nie daje zdjęcia profilowego. Najpierw czat, potem telefon i dopiero wtedy wysyłam fotografię.

Na jednym z portali czytamy: „Profil randkowy to twoja wizytówka.” (…) Warto dobrze przemyśleć, co na nim zamieścimy.

Przemek (68 l.), emerytowany nauczyciel chemii, uśmiecha się pobłażliwie: – Zazwyczaj wersje takich wizytówek są dwie. Pierwszy, wyjęty niczym z Mniszkówny: spokojna, zrównoważona czeka na przyjaciela, z którym mogłaby spędzać wieczory przy winie. Drugi: nieokiełznana miłośniczka ekstremalnych sportów szuka aktywnego pana. To jest jak jarmark, kompletne targowisko próżności – wzdycha. Sam na portalu o sobie pisze tak: „Uprzejmie informuję szanowne panie, że nie posiadam konta bankowego, mieszkania własnościowego, majątku ani prawa jazdy. Wiem za to prawie wszystko o mechanice kwantowej i poezji amerykańskiej. Można pisać.”

– I co? Piszą? – pytam.

– Tak, ale niewiele z tego wynika.

Walentynki 2022. Dancing queen

Małgorzata (66 l.) wyjmuje z szafy czarną tunikę przeszywaną złotą nicią i dyskretnym dekoltem. Do niej wygodne legginsy, podkreślające nogi. Kreacja na fajfa gotowa.

– W internecie jest banda kłamczuchów – mówi sprawnie żonglując wieszakami. – A mnie mężczyźni interesują, pod warunkiem, że dobrze tańczą.

Pasję do tańca odkryła przed sześćdziesiątką. Na pierwszy dancing wyciągnęła ją przyjaciółka, po dekadzie zna już wszystkie lokale w Krakowie. Z nostalgią wspomina drewniany parkiet z Restauracji Śląskiej, tłoczną piwnicę w Ermitażu czy kryształowe żyrandole z Feniksa. W tym ostatnim bywa do dziś. W każdy piątek i sobotę między 17 a 22.

– Ludzie przychodzą tu z różnych powodów, na parkiecie zawiązują się pary, potem rozchodzą. Z reguły widać to w tańcu, kto z kim obecnie jest w jakiej relacji. Towarzystwo jest stałe od lat, rzuca się w oczy gdy przychodzi ktoś nowy – opowiada.

Mężczyzn przychodzących na dancing dzieli na trzy grupy. Pierwsza to obserwatorzy.

– Bierze taki setkę i ciastko, oczy ma skierowane na parkiet. Sam nie poprosi do tańca, ale zagajony przez kobietę trzeźwą i elegancką nie odmawia – wymienia. – Drudzy się wstydzą. Siedzą w kilku, oceniają wygląd pań, potem kilka szybkich kolejek i ruszają na podbój. Trzecia grupa to przedstawiciele starej elity. Byli cinkciarze, którzy kiedyś trzęśli miastem. Skajowe kurtki, złote łańcuchy i auta sprowadzane z Niemiec.

Małgorzata przyznaje, że rzadko zdarza się jej kontynuować znajomości poza parkietem. Tłumaczy, że nie lubi być uległa wobec mężczyzn. – Tęsknota za dotykiem, przytulaniem, bliskością jest we mnie ogromna – mówi. – Ale niechęć do cierpienia po nieudanej relacji też.

Platonicznie i w realu

Na rozmowę z Celiną* (69l.), emerytowaną polonistką i działaczką społeczną, umawiamy się w jednej ze stylowych restauracji w Krakowie. Celina przykuwa uwagę. Spomiędzy blond loków wystają miętowe klipsy, do tego dopasowana szminka w odcieniu jasnego różu. Mężczyźni podziwiają jej nogi, kobiety komentują długość spódnicy. – Szpilki noszę od piętnastego roku życia. Inaczej w nich wygląda sylwetka – zaznacza na wstępie. Nie szuka partnera na stałe, dobrze czuje się sama. Od rozwodu nie zaprosiła do domu nikogo nowego. Dlaczego?

– Żonaty stawia żonę na piedestale. Rozwiedziony? Nigdy nie wiadomo z czyjej winy, a kawalerowie mają już swoje przyzwyczajenia. Jestem zbyt stara, żeby je akceptować – tłumaczy.

Znajomości zawiera głównie w swoim środowisku, na spotkaniach organizacji politycznych, stowarzyszeniach i klubach, do których należy od lat. Czasem mężczyźni zaczepiają ją na ulicy.

– Raz zagadał mnie młodszy o dwadzieścia lat farmaceuta. Powiedział, że mu się podobam, grzecznie zaprosił na kawę. Innym razem w barze mlecznym poznałam geodetę. Dosiadłam się, bo nie było miejsca. Był z Warszawy, dwa lata mejlowaliśmy, spotykaliśmy się, gdy odwiedzałam rodzinę w stolicy. Jeździliśmy nad zalew i do kawiarni.

Celina podkreśla, że seks nie wchodzi w grę. Ze wszystkimi panami chodzi jej tylko o przyjaźń.

– Seks miałam, jak byłam młoda. Teraz nie muszę, akceptuję siebie. Uważam, ze seks czasami jest substytutem przyjaźni. Obserwuję to wśród kobiet z mojego otoczenia. Po śmierci męża czy partnera, czują się samotne i za wszelką cenę chcą zdobyć spodnie.

Kochanka, nie pielęgniarka

Ewa: – Nie wierzę w brak potrzeb seksualnych. Uważam, że to zwykłe dorabianie teorii do praktyki. Niektóre dziewczyny nie wiedzą, co tracą, bo nigdy nie miały dobrego seksu, inne uważają, że są za stare i już im nie wypada.

Sama przyznaje, że prawdziwy seks odkryła dopiero po sześćdziesiątce, dzięki partnerowi poznanemu w internecie. Konto na Sympatii założyła jakieś piętnaście lat temu. Krótko po tym, jak po rozwodzie z obcokrajowcem, wróciła do Polski. O swojej obecnej relacji mówi: „stacjonarny związek z dostawą do domu”, a partnera nazywa Osobistym Trenerem.

– Nie szukałam kochanka, to raczej było myślenie, że spotkam faceta, może coś nam się jeszcze uda przeżyć. Ale jak zaczęłam spotykać się z Trenerem, odkryłam, że taki układ bardzo mi odpowiada. Żadnych wspólnych znajomych, planów, wyjazdów – wylicza Ewa. – Ameryki w łóżku pewnie nie odkrywamy, ale bardzo dba o moje potrzeby, jest w tym dużo czułości i jakaś iluzja bliskości.

Obecny, jak i wszyscy poprzedni partnerzy Ewy, poznani na portalu randkowym, byli od niej młodsi mniej więcej o dziesięć lat. – Chcę być kochanką, a nie pielęgniarką, faceci w moim wieku do niczego się nie nadają. To dziadkowie szukający niańki do parzenia ziółek albo domatorzy siedzący przed telewizorem. A jak trafi się normalniejszy, to szuka czterdziestoletniej.

Internetowa lista pomyłek

Po śmierci męża Marianna nikogo nie szukała. Zdarzały się spotkania z kimś poznanym na uczelni albo na imprezie u znajomych, jednak większość z nich kończyła się po pierwszej randce. Portal Sympatia.pl poleciła jej koleżanka. – Nie chciałam się zamykać. Chciałam z kimś być, ale nie za wszelką cenę – tłumaczy.

– Czego mi brakowało? Bycia zauważaną. Weekendowych wypadów. Wspólnych wyjść do teatru. Wakacyjny wyjazd za granicę? Bycie singlem jest upiorne, bo gdzie zostawię bagaże, by skoczyć na róg do knajpki? Z kim podzielę się wrażeniami z tego, co doświadczam?

Na portal randkowy nie wrzuciła zdjęcia, w opisie podała: „Jestem niezależna, nie adoptuję facetów, szukam partnera, cenię intelekt.” I się zaczęło.

– Jeden pan uznał, że jestem zbyt dominująca, po tym jak wybrałam miejsce spotkania z nim bez konsultacji. Drugi rzucał żenujące teksty o tym, że chętnie zaparkowałby swój rower w moim garażu. Inny awanturował się z zazdrości gdy pojechałam bez niego na Mazury – opowiada.

Lista internetowych pomyłek Marianny jest dłuższa, znajdują się na niej między innymi:

  • Szkieletor – miał tak skadrowane zdjęcia, że w ogóle nie był do siebie podobny.
  • Kolarz – na pierwszej randce chwalił się, że spał ze znaną poetką.
  • Marynarz – obraził się, że nie chcę nocować z nim na łódce przy pierwszym spotkaniu.
  • Nerwus – bał się jechać rowerem po poboczu, martwił się, że zgubimy się w lesie.

– Mówiłam synowi, że wracam z randki. „I jak?” pytał, a ja dawałam kciuk w dół. Wtedy śpiewał: znowu w życiu mi nie wyszło – śmieje się. Marianna podkreśla, że nie szuka przygód, dlatego najbardziej wkurzają ją żonaci faceci. – Mówi taki, „zadzwonię z pracy”, a mnie już czujka się włącza, że w domu czeka żona. Jeśli się przed kimś otwieram, to nie po to, żeby po miesiącu odszedł, bo zostaniemy nakryci.

Lubię siebie, gdy zaczynam podrywać

– Prawie wszystkie moje dziewczyny z ostatnich dwóch dekad były mężatkami – śmieje się Tomasz* (68 l.), sprzedawca i miłośnik wina. Siwe włosy sięgają mu do ramion. Siedzimy w wynajmowanej kawalerce, z głośnika gra jazz. Na ścianach: kolekcja płyt, literatura współczesna, kieliszki do wina i bujna roślinność. – Ja nikogo nie uwodzę – zarzeka się. – Moje pojawienie się powoduje, że kobiety nagle mówią sobie: a co mi tam!

Swoje partnerki poznaje przez kolegów, w sklepie, w pracy, w tramwaju.

– Od żadnej z tych kobiet nigdy nie usłyszałem: „Wiesz, mam świetnego męża”. Faceci je zaniedbują, nie zauważają. A ja? Stwarzam nastrój, zapalam świece i otwieram wino. To nie są stricte znajomości łóżkowe. Spotykamy się doraźnie, czasem idziemy na rowery, do kina, lepimy razem pierogi. Kobietom potrzebna jest taka wszechstronność.

Tomasz podkreśla, że ważne, aby o małżeństwie, rodzinie mówić sobie od razu. Dowiadywanie się o tym po czasie utrudniałoby relację. A tak? Można wpaść, przytulić się, wyżalić na męża i dzieci. – Jestem dla swoich partnerek takim ruchomym konfesjonałem, czasem jedyną osobą, która ich słucha. To uwalnia, jak terapia grupowa.

Jakie plusy związków z mężatkami widzi Tomasz? Te kobiety nigdy nie zostają na dłużej.

– Niektóre wpadają z rana przed pracą albo gdzieś w przerwie, jedna z dziewczyn miała męża w Stanach, dzwonili do siebie codziennie o 20.00, więc musiała być dostępna w domu, pod telefonem – tłumaczy. – To zawsze czas wykradziony z codziennego rytmu, prowadzący donikąd. I świadomość, że aby to zmienić, trzeba by się rozwieść, zmienić swój komfort życiowy, a to nie wchodzi w grę. Zresztą, chyba nie ma we mnie takiej potrzeby, żeby na emeryturze, ktoś mi się do życia wprowadzał na stałe.

* Imiona niektórych bohaterek i bohaterów zostały zmienione.

Dane o ponad 60 proc. osób w wieku emerytalnym korzystających z portali społecznościowych za portalem Cafesenior.

Czytaj także: „Sanatorium miłości”. Bajka o szczęśliwych seniorach

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIndie zakażą prywatnych kryptowalut i chcą stworzyć jedną narodową walutę cyfrową
Następny artykułPoszukiwany dwoma listami gończymi