A A+ A++

Podczas mojej pierwszej wizyty w Stambule perłą w koronie tego fragmentu miasta było muzeum İstanbul Modern. Po jakimś czasie w miejscu muzeum zobaczyłem już tylko dźwigi stawiające luksusowe apartamentowce. Trudno się nawet specjalnie dziwić.

Karaköy to spektakularny fragment wybrzeża leżący w miejscu, gdzie Bosfor styka się ze Złotym Rogiem. Takie położenie gwarantuje niesamowite widoki z okna, a kto nie chciałby mieć widoku na Bosfor, niech pierwszy rzuci kamieniem. Mój, tani nieco, romantyzm widziałby w tym miejscu, co prawda, stare drewniane wille, ale pewnego dnia zrozumiałem, że Stambuł, jakiego szukam i jaki chciałbym znaleźć, i tak już nie istnieje, więc nauczyłem się akceptować ten nieustanny ruch. W końcu Stambuł to ciągła zmiana. Było muzeum? Było! Teraz jest gdzie indziej!

Zmiana nie zaczęła się teraz, w XX czy XXI wieku. Miasto ewoluowało nieustannie i od zawsze. Bizancjum stało się Konstantynopolem, ten zmienił się w Stambuł. Pobieżny rzut oka na panoramę może zwodzić, bo minarety stoją, jak stały, ale Stambuł to nieustanna transformacja. Miasto albo się paliło, bo duża część domów była z drewna, albo ziemia pod nim, na styku płyt tektonicznych i kontynentów, trzęsła się tak, że to, co przetrwało pożar, padało pod wpływem ruchu ziemi.

Dziś Karaköy to knajpy i kawiarnie, galerie i butikowe hotele. Pełno tu młodych ludzi, muzyka gra mniej więcej dwadzieścia cztery godziny na dobę i trudno się tu nudzić. Grafficiarze nie próżnują, więc nieoficjalny nurt sztuki sąsiaduje tu z nurtem głównym, bo muzeum przeniesiono do tymczasowej siedziby kawałek dalej. Bardzo lubię Karaköy za atmosferę, zwłaszcza w porze śniadania. Przypomina mi krakowski Kazimierz nieco ponad dekadę temu. Troszkę nietkniętych gentryfikacją miejsc i mieszkańców jeszcze zostało, więc rano ruszają po mleko i bajgla, przeciskając się między nowymi lokatorami spieszącymi otworzyć butiki z pracami młodych tureckich projektantów.

Mural w stambulskiej dzielnicy Karakoy Fot.: mat.pras

Kiedyś panował tu jednak zupełnie inny klimat. Wybrzeże w tym właśnie miejscu przerodziło się w port — gdzieś trzeba było załadowywać i rozładowywać statki, bo Konstantynopol był miastem żyjącym handlem i z handlu. Dzisiejsza nazwa dzielnicy pochodzi od jej dawnych mieszkańców. Karaimi ot grupa etniczna i religijna wywodząca się z judaizmu. Nazwa pochodzi z języka hebrajskiego i znaczy „czytający”. W Cesarstwie Wschodnim zaczęli osiedlać się w X wieku, a jak widać, ich obecność w Stambule była na tyle istotna, że dali nazwę osadzie. Karaimów można spotkać też w Polsce, ale to już oddzielny temat. Karaköy zawsze było zresztą wielokulturowe i wieloreligijne, bo to tu po edykcie z Granady osiedlali się sefardyjscy Żydzi uciekający przed sądami inkwizycyjnymi. Tu też już od połowy XIX wieku zamieszkało wielu chrześcijan chcących uniknąć wojen i rewolucji, które w tym czasie na nowo układały lub burzyły stary europejski porządek.

W XXI wieku okolicę rozruszało uruchomienie İstanbul Modern. A z czasem, jak to często bywa, alternatywna okolica stała się tak naprawdę mainstreamem. Kiedy zapytałem mieszkankę Stambułu o to miejsce, powiedziała: „Super, ale trochę już przebrzmiewa”. Zatem kto wie — może kiedy kolejny raz pojadę do Stambułu, okaże się, że Karaköy pełne hipsterów już nie istnieje. Zasmucę się, ale tylko na chwilę! Przecież już wiem, że Stambuł karmi się zmianą!

To tylko fragment książki „Stambuł do zjedzenia” wydanej przez Grupę Wydawniczą Foksal

Okładka książki Stambuł do zjedzenia Fot.: mat.pras
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPremier: jesteśmy za przestrzeganiem europejskich traktatów
Następny artykułKonsultacje projektu uchwały