Pechowa lotnicza seria trwa w najlepsze, ale tym razem jej bohaterem (a raczej antybohaterem) nie jest wcale Boeing, ale Beechcraft. A konkretniej jego model King Air B200, który został zmuszony do lądowania bez podwozia.
W ostatnim czasie głośno było o lotach samolotów Boeinga, którym przytrafiały się kolejne niebezpieczne incydenty. W styczniu podczas jednego z lotów Boeinga 737 Max 9, należącego do linii lotniczych Alaska Airlines, doszło do oderwania panelu zaślepiającego miejsce na opcjonalne drzwi ewakuacyjne, w efekcie czego w lecącym samolocie powstała duża dziura, a kabina uległa rozhermetyzowaniu.
Na początku kwietnia doszło do podobnego wydarzenia, a mianowicie podczas lotu Boeinga 737-800 obsługiwanego przez Southwest Airlines odpadła pokrywa silnika i uderzyła w klapę skrzydła, a w ubiegłym tygodniu oglądaliśmy awaryjne lądowanie transportowego 767 na lotnisku w Stambule, który dosłownie tarł “brzuchem” o płytę lotniska, bo nie wysunęła się przednia goleń podwozia.
Teraz z kolei bohaterem podobnego wydarzenia został Beechcraft King Air B200, który w wyniku awarii mechanicznej zmuszony został do lądowania bez podwozia na lotnisku Newcastle w australijskiej Nowej Południowej Walii. Jak informuje Nine News, pilot Peter Schott godzinami krążył wokół lotniska, by spalić paliwo, a następnie wykonał “podręcznikowe awaryjne lądowanie”.
Samolot wystartował o 8:30 rano i miał wykonać 26-minutowy lot z Newcastle do Port Macquarie, ok. 400 kilometrów na północ od Sydney, ale ostatecznie spędził w powietrzu blisko 4 godziny. Wszystko dlatego, że kiedy pilot odkrył usterkę … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS