A A+ A++

Ostatni, nieudany mecz Legii w Lidze Europy dla wielu, których znam, oznacza sportowy koniec świata. I trochę ich rozumiem, bo gdy byłem dzieckiem też tak patrzyłem na polski futbol, a nawet cały polski sport. Wtedy wydawało mi się, że jak nie wygramy jakiegoś ważnego meczu, turnieju, albo złotego medalu mistrzostw świata, Europy czy Igrzysk Olimpijskich to następnego dnia słońce już nie wstanie. A jednak wstawało i wstaje do dzisiaj.

Oczywiście, jako nastolatek miałem o wiele lepiej od współczesnych kibiców Legii, bo “moja” Legia to była ta Kazimierza Deyny, Roberta Gadochy czy Lesława Ćmikiewicza, a nawet samej końcówki kariery Lucjana Brychczego. Sukcesów było wtedy sporo. Pamiętam wielkie boje z Feyenoordem Rotterdam o finał Pucharu Mistrzów Krajowych, czyli ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów i inne wielkie pucharowe mecze Legii z początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Oczywiście pamiętam również wszyst … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowy rozkład jazdy na kolei od niedzieli
Następny artykułFotowoltaika na budynkach