1 godz. 21 minut temu
Ostatni, nieudany mecz Legii w Lidze Europy dla wielu, których znam, oznacza sportowy koniec świata. I trochę ich rozumiem, bo gdy byłem dzieckiem też tak patrzyłem na polski futbol, a nawet cały polski sport. Wtedy wydawało mi się, że jak nie wygramy jakiegoś ważnego meczu, turnieju, albo złotego medalu mistrzostw świata, Europy czy Igrzysk Olimpijskich to następnego dnia słońce już nie wstanie. A jednak wstawało i wstaje do dzisiaj.
Oczywiście, jako nastolatek miałem o wiele lepiej od współczesnych kibiców Legii, bo “moja” Legia to była ta Kazimierza Deyny, Roberta Gadochy czy Lesława Ćmikiewicza, a nawet samej końcówki kariery Lucjana Brychczego. Sukcesów było wtedy sporo. Pamiętam wielkie boje z Feyenoordem Rotterdam o finał Pucharu Mistrzów Krajowych, czyli ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów i inne wielkie pucharowe mecze Legii z początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Oczywiście pamiętam również wszyst … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS