A A+ A++

Notowania ropy naftowej rozpoczęły tydzień od spadków za sprawą niepewnej sytuacji w Chinach na skutek planów kolejnych lockdownów pandemicznych. Niemniej, informacje napływające z Chin już po południu istotnie zmieniły swój wydźwięk – wiele wskazuje na to, że lokalny rząd jednak restrykcje złagodzi, biorąc pod uwagę bezprecedensowe protesty ludności przeciwko kolejnemu zamknięciu ich w domach. W rezultacie, jeszcze wczoraj ceny ropy naftowej odbiły w górę i dzisiaj rano także na rynku tym przeważa strona popytowa.

Tymczasem w Europie głównym tematem z początku tygodnia pozostaje kwestia zaakceptowania ceny maksymalnej skupu ropy naftowej z Rosji. Niedawno kraje G7 po długich naradach ustaliły maksymalną cenę importu rosyjskiej ropy naftowej na 65-70 USD za baryłkę, co jest uznawane za dość łagodne potraktowanie tego kraju – prawdopodobnie państwa G7 obawiały się, że przy niższym limicie Rosja może zdecydować się na wstrzymanie eksportu do państw stosujących limity, co przyczyniłoby się do obaw o podaż ropy naftowej na świecie (Rosja jest nadal jednym z kluczowych dostawców ropy na świecie, obok USA i Arabii Saudyjskiej).

Wczoraj o przyjęciu limitu dyskutowali przedstawiciele krajów UE, jednak nie doszło w tej sprawie do porozumienia. Na tak wysoki poziom maksymalny cen nie chciała zgodzić się głównie Polska, argumentując, że taki poziom w żaden sposób nie uderzy w Rosję – a to miało być głównym celem limitu. Obecny średni koszt wydobycia baryłki ropy w USA wynosi 20 USD za baryłkę, więc Rosja i tak czerpie ogromne zyski z eksportu surowca. W rezultacie, Polska, wraz z Litwą i Estonią, opowiadała się za limitem bliższym 30 USD za baryłkę.

O ile Polska odcięła się od importu ropy naftowej z Rosji i może pozwolić sobie na twarde stanowisko, to wiele innych krajów jest mu przeciwna. Największe obawy związane z limitem posiadają Malta, Cypr i Grecja, które obawiają się, że uderzy on w ich gospodarki, oparte m.in. o przemysł transportu wodnego. Tymczasem kraje, które wynegocjowały sobie wyłączenie z zakazu importu ropy z Rosji (m.in. Węgry) również potwierdziły wyłączenie z limitów.

PSZENICA

Duża podaż pszenicy ciosem w jej ceny.

Sytuacja na rynku pszenicy w bieżącym roku pokazuje, jak diametralnie może się zmieniać nastawienie inwestorów do konkretnego surowca lub towaru. Jeszcze wiosną ceny pszenicy wyraźnie zwyżkowały na fali obaw o jej podaż ze strony Ukrainy i ogólnie rejonu Morza Czarnego (także Rosji), jednak już w późniejszych miesiącach cena pszenicy spadła do poziomów sprzed inwazji Rosji na Ukrainę.

Obecnie na rynku pszenicy przeważają negatywne nastroje. Jest to efekt dużej podaży tego zboża. W listopadzie przedłużone zostało porozumienie zapewniające eksport ukraińskiego zboża korytarzem przez Morze Czarne – zresztą, zboże z Ukrainy i Rosji jest obecnie wyjątkowo tanie.

Ponadto, w ostatnich miesiącach wiele innych państw produkujących pszenicę zaangażowało się w wyścig dotyczący produkcji tego zboża po to, by móc stać się kluczowym dostawcą pszenicy do Chin. W rezultacie, rynek jest dobrze zaopatrzony – a ironią losu jest fakt, że pojawiły się obawy o popyt na pszenicę w Chinach za sprawą problemów pandemicznych tego kraju.

Według danych CBOT, obecnie fundusze wykazują najbardziej niedźwiedzią pozycję na rynku pszenicy od 2019 roku. Warto mieć jednak na uwadze, że rynek towarów rolnych jest kapryśny i jakiekolwiek kłopoty dotyczące produkcji szybko przekładają się na ceny.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTaidu M34HWW-Pro – chiński monitor dla graczy o niezwykle imponującej specyfikacji
Następny artykułPrzemysław Burek dołączył do Ruchu Marka Materka