Orkiestra, która zawsze towarzyszyła górnikom z Makoszów przetrwała, mimo że kopalnia nie. Od wielu lat jest dyrygentem jest Henryk Mandrysz. Zaczął w niej grać jako 12 – letni chłopiec.
Grał pan pobudkę podczas tegorocznej Barbórki?
Od początku istnienia orkiestry gramy górnicze pobudki. Jedynie w tym roku, z przyczyn organizacyjnych, podzieliśmy się na dwa składy. Jeden był na mszy św. w Biskupicach, w kościele pw. Wniebowzięcia NMP, drugi w kościele pw. Świętego Krzyża.
A rok temu graliście dla górników przed ich domami?
Jak co roku.
Gdzie? Objeżdżamy górnicze osiedla. Zaczynamy od ulicy Rymera, później jesteśmy w Kończycach, Makoszowach, Janku, w osiedlu Mikołaja Kopernika.
Nie jest panu smutno, że Barbórkę fetujecie w mieście, w którym nie ma już żadnej czynnej kopalni? Pewnie niedługo nie będzie kogo budzić.
Serce ściska się na samą myśl. Na szczęście górników jest w Zabrzu wciąż wielu i pewnie jeszcze długo z nami będą.
Czyli potencjał jest.
W ludziach. Chociaż nie ma kopalni, w tym roku, dzień przed Barbórką graliśmy w cechowni KWK Makoszowy oraz przed znajdującym się naprzeciw pomnikiem górników poległych w pożarze.
Jaki był klimat?
Smutno patrzeć na kopalnię Makoszowy, od razu przypominają się minione Barbórki.
W końcu orkiestra wiele lat grała pod szyldem KWK „Makoszowy”.
Ponad 100 lat. Później kopalnia stała się „Sośnicą – Makoszowy”, a jeszcze później własnością Spółki Restrukturyzacji Kopalń, która obecnie ją likwiduje. Wobec nas spółka nie przyjęła jednak żadnych zobowiązań. Zostaliśmy więc samodzielnym stowarzyszeniem.
Jak się teraz nazywacie?
Zabrzańskie Stowarzyszenie Kulturalne Orkiestra Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu.
SRK nie zdobyła się na przygarnięcie orkiestry. Muzeum zrobiło to z własnej inicjatywy?
Duży udział w tym miała prezydent Zabrza. Dzięki inicjatywie pani Małgorzaty Mańki – Szulik staliśmy się orkiestrą Muzeum.
Jak pan ocenia to, co stało się z polskim górnictwem? Wiele lat byliście z nim związani, podobnie jak Zabrze. Kilkadziesiąt lat temu nasze miasto stało kopalniami.
Nie mnie oceniać, ale to, co się stało jest tragiczne.
Przed transformacją nie byliście sami. W Zabrzu grało wiele orkiestr.
Była m.in. Huta Zabrze i koksownia, które też miały swoje orkiestry.
Chciałabym jednak naciągnąć pana na ocenę sytuacji polskiego górnictwa.
Nie znam się na tym. Wiem jednak, że już podczas pierwszej fali likwidacji kopalń, na początku lat 2000 nie działo się dobrze. Ludzie tracili pracę, przechodzili na wcześniejsze emerytury. Teraz zamykanie kopalń tłumaczy się ekologią.
Ale prezydent Andrzej Duda mówi, że z węgla nie będziemy rezygnować, że węgiel jest ok. Potrzebujemy go, to oczywiste. Nie produkujemy energii z atomu, niewiele pozyskujemy jej z odnawialnych źródeł.
Powiedział pan, że nie zna się na górnictwie, nie jest górnikiem…
Ale moja rodzina związana była z kopalnią od pradziadków. Pierwszą ofiarą śmiertelną był ojciec mojej babci. Zginął w kopalni Makoszowy. Mój ojciec pracował na kopalni, brat pracował na kopalni, szwagrowie i syn też.
A pan nie chciał pracować w kopalni?
Już jako 10 – latek chciałem grać. Zaczynałem od akordeonu, potem był klarnet i saksofon. Mając wykształcenie pedagogiczne związałem się ze szkołą górniczą. Uczyłem śpiewu, prowadziłem zespół akordeonistów. Czasem akompaniowałem baletowi.
Skończył pan szkołę muzyczną?
Pierwszego i drugiego stopnia, a potem zostałem powołany do służby wojskowej i grałem w Orkiestrze Reprezentacyjnej Wojska Polskiego w Warszawie.
W mundurze i z instrumentami jest pan za pan brat od dawna.
Miałem 12 lat, gdy zacząłem grać w orkiestrze kopalni Makoszowy. Pamiętam, że wtedy połowa jej muzyków nie mówiła po polsku. Przed wojną kopalnia należała do Niemiec. Ówczesna orkiestra była na wysokim poziomie, składała się z ludzi, o których można powiedzieć, że byli zawodowcami. Tworzyli ją absolwenci przedwojennej szkoły muzycznej.
Jak się rekrutowało muzyków? Wyłącznie wśród tych dobrze wykształconych. Później dostawali etaty w kopalniach.
Jako kto? Wiadomo, że nie fedrowali, bo muzyk to nie górnik. Dyrektor Wilhelm Kasperlik był na przykład wielkim miłośnikiem muzyki i zatrudniał ich na stanowiskach niezwiązanych z wydobyciem.
Jaki był dyrektor Wilhelm Kasperlik? W Zabrzu to postać legendarna.
Kiedyś powiedział mi, że jego rodzice chcieli, by został skrzypkiem. Gdy przychodziłem do niego z muzykiem, by go zatrudnił, zawsze pytał: „kaj my go domy/ gdzie go zatrudnimy?” No i moi muzycy stawali się m.in. kalfaktorami, czyli zaopatrzeniowcami oddziałów. Dzięki temu, byliśmy orkiestrą na każde zawołanie. Prawie wszyscy pracowali w kopalni i nie było problemów organizacyjnych.
Proszę powiedzieć jeszcze parę słów o dyrektorze Kasperliku. Był wielkim sympatykiem orkiestry. Organizował festyny, zabawy dla całej załogi oraz wyjazdy do Wisły, Ustronia i Szczyrku, gdzie orkiestra koncertowała. Tradycją było, że przed jego domem graliśmy w Barbórkę oraz w dniu jego urodzin.
Na Konopnickiej.
Tak. A on wtedy wychodził z flaszką. Zawsze miał odpowiednią ilość kieliszków. Jego ulubioną pieśnią, na stałe w urodzinowym repertuarze, było „Niebiosa głoszą …” Beethovena. To był wspaniały człowiek.
Pod jakim względem?
Dla ludzi. Gdy ktoś miał problem, mówiło się: „idź do Wilusia”. I Wiluś go rozwiązał. Był niezwykle wyrozumiały. Zaczynał w górnictwie na dole. Wiedział, jak ciężka to praca i że każdemu zdarza się popełniać błędy.
Barbórka, dzięki zabrzańskiej inicjatywie została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Czy to nie paradoks, że procedurę rozpoczęto w mieście, w którym za kilkadziesiąt lat nie będzie kto miał jej świętować?
To bardzo dobre posunięcie. Mamy Muzeum Górnictwa Węglowego ze Sztolnią Królowa Luiza, jest kopalnia Guido, wokół których dużo się dzieje. W ten sposób zachowujemy górnicze tradycje dla pokoleń.
Ile osób tworzy obecną orkiestrę?
Sześćdziesiąt osiem. To dużo. Rzadko gramy w pełnym składzie. Mimo to mamy braki w niektórych instrumentach. Na przykład w tenorach i tubach. Na tej drugiej nikt nie chce grać, bo to wielka i ciężka trąba. Poza tym na tubie nie da się chałturzyć.
Jest jakaś tuba orkiestrze?
Dwie.
Ale wakaty jeszcze są?
Mogłoby być nas trochę więcej. Wiadomo – część składu się starzeje, niektórym zaczyna brakować kondycji, a tu trzeba maszerować.
Na karczmach górniczych jeszcze gracie?
Jeśli jest zapotrzebowanie.
Jaki jest wasz repertuar?
Od tradycyjnych melodii górniczych i śląskich, po nowe aranżacje przebojów musicalowych, operetkowych i tych na czasie.
Zenka Martyniuka gracie?
Nie.
Dlaczego nie?
Orkiestra dęta do tej muzyki nie pasuje.
Zapytałam o disco polo, bo chciałam wiedzieć, jak bardzo dopasowujecie repertuar do gustów publiczności.
Dziś w dążeniu do tego celu mamy więcej możliwości. Kiedyś w orkiestrze nie grały na przykład saksofony. Są u nas od około dwudziestu lat. Dzięki poszerzeniu instrumentarium, wykonujemy nowe aranżacje. Aranżacja jest bardzo ważna.
Z byle czego da się zrobić cacko? Da.
A z disco polo?
Nie.
Kiedyś w Zabrzu byliście jedną z wielu zakładowych orkiestr. Od kilku lat, raz w roku spotykacie się w szerszym gronie, podczas Festiwalu Orkiestr Dętych. Po co jest ta impreza?
Dla nas to mobilizujące wydarzenie. Trzeba się do niego przygotować. W ten sposób się rozwijamy. Poza tym, każda orkiestra ma swój klimat.
Jaki jest wasz?
Jesteśmy stabilni.
Co to znaczy?
Że większość muzyków gra tylko u nas.
Z czego to wynika? Z pana twardej ręki?
Z lojalności do orkiestry. Kiedyś było tak w 100 proc. Kopalnia zapewniała muzykom wszystko: pracę, mundury, instrumenty. Teraz nikt sobie nie kupi tuby, tenoru lub dużego bębna.
Ile kosztują instrumenty?
Najdroższe są właśnie tuby. Za dobrą trzeba dać nawet 50 tys. zł.
Pan zaczął grać w orkiestrze w wieku 12 lat. Wynikało to w dużej mierze ze specyfiki tamtych czasów. Dziś czerwone pióropusze wciąż kuszą młodych?
Ja zawsze chciałem go nosić. Cieszy mnie, że teraz młodzież też chce. W tym roku przyszła fajna dziouszka, maturzystka. Gra na oboju. Najmłodszy członek orkiestry ma 8 lat. U nas jest werblistą i świetnie się zapowiada.
Martwi się pan o przyszłość orkiestry? Bo może nie ma powodu. W końcu schroniliście się pod skrzydłami dużej instytucji, Muzeum Górnictwa Węglowego.
Bardzo się martwię, bo chciałbym, by kultura i tradycje górnicze zostały zachowane i nie poszły w zapomnienie. W Zabrzu było sześć kopalń i sześć orkiestr.
Teraz nie ma kopalni, jest orkiestra.
Bo o nią wałczyłem. Ile nocy nie przespałem, ile klamek wyczyściłem…
Czuję pan satysfakcję? Udało się panu to, co innym nie.
Raduję się, bo przeżywaliśmy naprawdę tragiczne momenty. Nikt w końcu nie powiedział, że będzie łatwo, ale widzimy realne wsparcie i dobrze się nam współpracuje z dyrektorem Muzeum, Bartłomiejem Szewczykiem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS