Z Józefem Zawadą spotkaliśmy się w Nowej Zelandii w dniu 90-tych urodzin oraz 60-lecia małżeństwa. Wielokrotnie wspominał, że miał cudowną żonę, z którą nigdy się nie kłócił.
Była niezwykle dobrą, uczciwą, kochającą, operatywną, rozważną kobietą. Nie bała się ryzyka, podejmując bardzo rozważnie decyzje stanowiące o przyszłości rodziny. Wychowała czwórkę wspaniałych dzieci, doczekała się kilkunastu wnucząt. Nigdy nie ubolewała nad piekłem syberyjskim, którego doświadczyła. Zawsze optymistycznie patrzyła w przyszłość.
Państwo Zawadowie tylko dlatego znaleźli się na Syberii, że byli polakami. Mogli żywi nie opuścić nieludzkiej ziemi.
10 lutego 1940r. waleniem do drzwi, Sowieci obudzili rodzinę Zawadów i kazali szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy; po czym wypędzili wszystkich z domu. Na saniach wywieźli schorowanego ojca na pobliską stację kolejową. Po umieszczeniu rodziny w bydlęcym wagonie rozpoczęła się deportacja. Zawadowie podzielili los milionów istnień ludzkich niewinnie zesłanych na Wschód.
Trafili do obozu pracy w Kotłasie, w obwodzie archangielskim; prawie 2400 km na północny wschód od Lwowa. Porozrzucani w barakach, zostali zmuszeni do niewolniczej pracy. Ojciec Józefa wycinał las, w lecie pracował w cegielni. W lipcu 1941r. podpisano w Moskwie Układ Sikorski-Majski. Zakładał amnestię dla wszystkich więzionych w ZSRR Polaków oraz stanowił o utworzeniu Wojska Polskiego w Związku Sowieckim, dla walki ze wspólnym już wrogiem – III Rzeszą. Nastąpiła ewakuacja Sybiraków na południe. W uzbeckich Guzarach formowała się Armia Polska pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Podobnie, jak większości deportowanych, Zawadom towarzyszył okropny głód. Tam też otrzymali pierwsze skromne posiłki z kuchni wojskowej. Na nizinie turańskiej Józef stracił ojca. Niedługo potem zmarła z wycieńczenia jego matka. Został zabrany do polskiej ochronki w Karkisz- Batasz, będącej pod opieką Wojska Polskiego.
Następnie przez Morze Kaspijskie, port w Pahlevi, Teheran; dotarł do Isfahanu. Znalazł się w Cywilnym Obozie Przejściowym. Wówczas zmarł najmłodszy z Zawadów – Ludwig. Miał tylko 6 lat. W isfahańskim obozie panowało przeludnienie. Rozpoczęły się masowe transporty polaków do Indii, Meksyku oraz kolonii brytyjskich w Afryce. Na międzynarodowy apel Rządu Londyńskiego do Ligii Narodów z prośbą o pomoc w rozwiązaniu trudnej kwestii sierot, odpowiedziała Nowa Zelandia. Nikt nie wiedział z dzieci, gdzie znajduje się ten kraj. Mówiono o „Nowej Islandii”. Józefowi pozostał tylko jeden brat- Mieczysław. Mimo, że był na liście do NZ, skierowano go na studia do Wielkiej Brytanii, do Polskiej Szkoły Morskiej; dla odbudowania po wojnie Polskiej Marynarki Handlowej. Dopiero po 60 latach bracia spotkali się w Londynie po raz pierwszy.
Na statkach do Bombaju oraz Wellington panowały trudne warunki. Pasażerowie cierpieli na choroby morskie, dostawiali „czekoladę dla rozbitków” od marynarzy. Po przybyciu do wellingtońskiego portu zdumiewały go piękne krajobrazy. Nastąpiło przetransportowanie dzieci do miejscowości Pahiatua, odległej 160 km od nowozelandzkiej stolicy. Obóz był pod opieką nowozelandzkiego wojska. Zajmował powierzchnię 3 ha. Panowała w nim wojskowa dyscyplina. Językiem wykładowym był polski. W Pahiatua Józef należał do harcerstwa. Za dobre wyniki w nauce otrzymał Pana Tadeusza. W języku maoryskim słowo „Pahiatua” oznacza miejsce „spoczynku bogów”.
Miałem wielkie szczęście (prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz) widzieć się z Panem Zawadą. Obiecałem mu że w przyszłym roku przylecę na Antypody dla dokończenia pisania jemu poświęconego rozdziału w autorskiej książce. Być może uda mi się spełnić to wielkie marzenie….
Michał Gawle
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS