Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus oświadczył na konferencji prasowej w Genewie 11 marca 2020, że koronawirus wywołujący chorobę COVID-19 może być określany jako pandemia (z tego powodu zmieniono nawet definicję „pandemia” w Wikipedii). Potem wszystko poszło jak z płatka. Kolejno wszystkie kraje ogłaszały wzrost zakażeń, oraz przypadków śmiertelnych nie biorąc pod uwagę paraliżu służby zdrowia. Po kilku miesiącach trwania pandemii, która zabija tysiące osób, nie wzięto pod uwagę chorób współistniejących oraz braku dostępu do specjalistów. W trakcie, pojawiały się kolejne obostrzenie i restrykcje mające na celu opanowanie „morderczej epidemii”. Ale pojawiło się światełko w tunelu – szczepionka opracowana w ekspresowym tempie.
W Polsce ma ona się pojawić tuż po świętach, ale nawet służba zdrowia nie jest do niej przekonana i niechętnie zgłasza się na szczepienie w pierwszej kolejności. W tej sytuacji rząd zdecydował się na kampanię społeczną która ma się opierać na argumentach emocjonalnych:
– Będzie duża kampania społeczna, która będzie się opierać głównie na argumentach emocjonalnych. (…) To jest narodowa kampania, wszyscy angażujemy się w przekonywanie do tego, aby jak najwięcej Polaków się szczepiło – powiedział Maliszewski szef Centrum Analiz Strategicznych przy KPRM.
Jakby tego było mało, chirurg Andrzej Matyja zaproponował zaangażowanie celebrytów do promocji szczepień:
– Trzeba zaangażować różne osoby z pierwszych stron gazet. Oni nie mają żadnej wiedzy, ale oni mają większy wpływ, niż mowa niejednego znawcy, profesora. Trzeba zmienić styl zachęcania do szczepień – powiedział Matyja.
Od kilku dni możemy obserwować wprowadzanie w życie zapowiadanej kampanii społeczną w każdej telewizji, która zaprasza celebrytów, którzy czekają z utęsknieniem na szczepienie. W informacjach wieczornych słuchamy kolejnych absurdów, które mają sprawić, że społeczeństwo poprzez zastraszanie podda się szczepieniu.
Wczorajsze Fakty posunęły się jeszcze dalej – głosząc kolejne absurdy, namawiają do omijania bliskich podczas Świąt Bożego Narodzenia.
To zły czas na rodzinne zloty i pielgrzymki po domach od krewnego do krewnego. Jeśli mimo ostrzeżeń zaryzykujemy spotkanie, każdy przełamuje tylko swój kawałek opłatka, życzenia ogólne bez przytulania się. Czas przy stole ograniczony do minimum – takie informacje usłyszeliśmy we wczorajszych Faktach.
Zostawić otwarte okno i trochę jednak wymieniać to powietrze w pomieszczeniu. Zrobić większe nieco odstępy przy stole wigilijnym, żebyśmy nie siedzieli łokieć w łokieć – dodaje dr Paweł Grzesiowski.
Ale uwaga to będzie tylko próba zminimalizowania ryzyka, a nie tarcza przed COVID-19. Nawet wigilia tylko z domownikami zda się na nic jeśli tłumnie ruszymy na Pasterkę. To jest czas w którym zdrowy rozsądek nakazuje dać sobie dyspensę (…) z podrzucaniem prezentów też lepiej poczekać na szczepionkę (…) Najlepiej byłoby zrezygnować ze spotkań z bliskimi, którzy przyjadą na święta pociągami, promami czy samolotami. Po drodze koronawirus może przykleić się do każdego – Fakty TVN.
Fakty ostrzegają przed Pasterką, która towarzyszy wiernym od lat, która jest jedną z najważniejszych świątecznych tradycji. Ważniejszą nawet od urodzin Radia Maryi, podczas których jak dotąd nie ma informacji o zakażeniach COVID-19.
Nie tylko podczas spotkań wigilijnych i Pasterki według ekspertów możemy zarazić się koronawirusem, również podczas obdarowywania świątecznymi prezentami.
Pozostawmy go gdzieś tam w jakiejś komórce, w jakimś pokoju, nie otwierajmy, nie dotykajmy go. Pamiętajmy, że te powierzchnie mogą być również skarżone wirusami, także kwarantannujmy te prezenty przez co najmniej 72 godziny – doradzała dr Joanna Jursa – Kulesza.
/RaS/
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS