Wałbrzych ma pecha. To kiedyś górnicze miasto, posiadające także całkiem ciekawy teatr, może dzięki lokalnym politykom przejść do historii jako miasto podsłuchów i kompromitujących taśm. W 2013 roku wybuchła tam afera taśmowa, która o mało co nie rozsadziła PO. Teraz polityk należący do jednej z frakcji PiS (w scentralizowanym państwie Kaczyńskiego każda z frakcji partii rządzącej ma swoich ludzi zarówno przy „uchu prezesa” na Nowogrodzkiej, jak też na urzędach, w instytucjach gospodarczych, spółkach skarbu państwa i spółkach komunalnych w najgłębszym „terenie”) nagrał swoich przeciwników z frakcji konkurencyjnej. To, jak na niego naciskają, jakimi argumentami próbują go przekonać. Następnie „nieznani sprawcy” sprawili, że nagrania dotarły do mediów, a konkretnie do lokalnej telewizji Dami w Wałbrzychu.
Czytaj też: Kaczyński chciałby przykręcić śrubę Polakom. Ale maszyna PiS się zacięła
Taśmy wałbrzyskiego PiS pokazują, dlaczego Jarosław Kaczyński wychodzi cało z każdego wewnętrznego kryzysu. Spójność jego obozu nie opiera się na ideowości, więc nie zagrażają jej ideowe różnice czy spory. Kaczyński stosuje „marchewkę” (prawo do uwłaszczania się na państwowych stanowiskach i publicznych pieniądzach) oraz „kij” (odcięcie od udziału w łupach). Taką logikę świetnie rozumieją Ziobro i Gowin, czemu nie miałaby działać na funkcjonariuszy PiS w terenie.
Jak przeżyć w państwie PiS
Taśmy pokazują patologie PiS-owskiego państwa i gospodarki – wzajemne „rozprowadzanie się” i „wykańczanie” przez partyjnych kolegów, a nawet przez powinowatych i krewnych używających partyjnego kadrowego lewara. Przestawiają też dość ponury obraz kompletnego cynizmu ludzi, którzy doszli do władzy wraz z Jarosławem Kaczyńskim.
Walczący ze sobą i nagrywający się wzajemnie działacze PiS-u są „działaczami gospodarczymi” partii, w tym wypadku ludźmi, którymi PiS obsadził Wałbrzyską Specjalną Strefę Ekonomiczną „Invest Park”. Od dyscyplinujących swego kolegę działaczy można usłyszeć następujące „argumenty”: „no, stary, życie ci niemiłe, chcesz umierać za Jurka Langera, Macieja Badorę, dlatego że cię tutaj zatrudnił?… Nie działaj przeciwko, stań sobie, k…, grzecznie z boku… nie prowokuj, trzymaj sztamę, ja wiem, że oni ci coś pomogli, bo czujesz się zobowiązany, ale stań sobie z boku, kup sobie popcorn i patrz, k…, jaki fajny leci film”.
Zobacz więcej: Prof. Marody: Władze PiS usiłują udawać, że obecnej rzeczywistości nie ma. Bo sobie z nią nie radzą
Tym „fajnym filmem” jest kino akcji pokazujące wzajemne wykańczanie się różnych partyjnych frakcji na gruzach instytucji gospodarczych przejętych przez PiS. Kręci się karuzela kadrowa, jedni z niej spadają, inni na nią wsiadają, a każdy kadrowy podróżnik przyciska do piersi torbę podróżną pełną publicznych pieniędzy.
Co ciekawe, nawet potajemnie nagrani, wypowiadający się w poczuciu zupełnej swobody „działacze gospodarczy” PiS z Wałbrzycha samorzutnie wyrażają autentyczny podziw dla Jarosława Kaczyńskiego. Tyle że nie jako patrioty, polityka, państwowca, nawet nie jako lidera PiS, ale jako „ojca chrzestnego”, który pozwolił im rozkwitać i nauczył bardzo specyficznej wiedzy o Polakach i Polsce.
Jeden z nagranych mówi: „Ja zawsze stałem z boku PiS i zawsze mi się to nie podobało… tacy sami ludzie jesteśmy jak ci w PO czy SLD, niczym się nie różnimy i każdy jest pazerny, każdy by coś chciał, tylko różnimy się szefami, którzy, k…, mają jakieś tam wiesz…, bo Kaczyński to jest dla mnie wzór i tyle. Ja jestem „kaczystą”, nie PiS-owcem, ale z uwagi na to, że trzeba było, to się zapisałem do tego PiS, tak jak i reszta”.
Zatruci cynizmem
Byłoby banałem stwierdzenie zupełnej oczywistości, że żaden z argumentów pojawiających się w tych nagranych rozmowach działaczy PiS nie dotyczy kwestii ideowych, programowych, o Polskę nikt się tam nie spiera. O wiele ciekawsze jest to, że słuchając tych ludzi przekonujących się wzajemnie do posłuszeństwa i oportunizmu, widzimy, jak głęboko zatruł ich cynizm wsączany im do ucha przez Jarosława Kaczyńskiego od kilkudziesięciu lat.
Nagrania pokazują działaczy PiS, niektórych jeszcze stosunkowo młodych, którzy nie musieli uczyć się cynizmu, bo większość z nich szła już do władzy, przyjmowała oferty kadrowe Kaczyńskiego, bez cienia jakiegokolwiek idealizmu. Sprzedawany im od lat przez prezesa PiS obraz całej polskiej polityki, całego polskiego państwa, a nawet całego polskiego społeczeństwa – streszczał się w słynnej definicji – „Teraz K… My!”. Kaczyński zdiagnozował kiedyś w ten sposób rządy Akcji Wyborczej „Solidarność”, ale wyłącznie dlatego, że po nieudanych negocjacjach koalicyjnych sam się w nich nie zmieścił. W rzeczywistości jednak „TKM!” było od samego początku jego autorską metodą polityczną, realizowaną przez niego od czasu Porozumienia Centrum, Fundacji Prasowej „Solidarność” czy spółki „Telegraf”.
Czytaj więcej: Co może zrobić opozycja, by odebrać władzę PiS?
Kaczyński z jednej strony własne patologie delegował na innych (na swoich politycznych przeciwników i konkurentów), żeby się samemu oczyścić. Z drugiej jednak strony nie potrafił ukryć, że on sam zasadę „TKM!” uważa za jedyne istotne źródło politycznej siły i stosuje ją – lub zamierza stosować – zawsze, kiedy tylko ma ku temu okazję, to znaczy, kiedy sam dorywa się do władzy.
W takim duchu zostali przez Kaczyńskiego wychowani wszyscy jego ludzie – od Kuchcińskiego, Suskiego, Brudzińskiego, Błaszczaka po najbardziej szeregowych i najmłodszych działaczy PiS w najgłębszym „terenie”. Ten jego cynizm zatruł całe młode pokolenie prawicy – zarówno najbardziej fanatycznych młodych patriotów i katolików, jak też najbardziej bezideowych oportunistów, którzy po roku 2015 zgłaszali się do Kaczyńskiego po stanowiska w Trybunale Stanu albo brali legitymacje PiS i Solidarnej Polski, żeby dostać stanowiska w państwie, gospodarce, w „terenie”.
Czy taśmy z Wałbrzycha zaszkodzą PiS-owi
Burza wokół taśm z Wałbrzycha jest na razie burzą w szklance wody i nie wydaje się prowadzić do żadnego politycznego przesilenia. Swój rytuał odprawiają wokół niej „symetryści”, powtarzając argument użyty już przez jednego z „kaczystów” na taśmach, że „PO i SLD były takie same jak PiS” (co nie jest prawdą, jeśli nie na poziomie używanego języka czy ujawnionych skłonności, to przynajmniej jeśli chodzi o coraz bardziej nieporównywalną skalę systemowych patologii państwa PiS). Oczywiście czasami – tak jak na Węgrzech przy okazji „taśmy Gyurcsany’ego” czy w Polsce przy okazji „kelnerskich podsłuchów” – tego typu niedyskrecje i wpadki mają poważne konsekwencje polityczne. Ale musi być do tego spełniony kluczowy warunek: skompromitowany lub osłabiony taśmami polityk czy partia muszą mieć silnego konkurenta i wyraźnego zmiennika (wewnątrz lub na zewnątrz swojej formacji), który potrafi taśmy wykorzystać. W Polsce nie ma dziś takiej sytuacji.
Dlatego taśmy PiS z Wałbrzycha nikogo nawet nie oburzą (choć hipokryci będą oburzenie udawać). Ani w obozie władzy (Kaczyński zażądał od swoich ludzi odprawienia rytuału „ukarania winnych”, ale on sam nie widzi w tym niczego, poza PR-em), ani po stronie opozycji, która już wie, że tego typu „rewelacje” albo nie docierają do wyborców PiS, albo nie robią na nich żadnego wrażenia.
Jeśli taśmy z Wałbrzycha mają w ogóle na coś się przydać, powinniśmy na ich przykładzie próbować zrozumieć, dlaczego nie działa populizm. Dlaczego nostalgie populistycznej prawicy i populistycznej lewicy – za wszechobecnym państwem, za wszechmocnym liderem czy partią – pogłębiają wszystkie patologie polityki i gospodarki, zamiast je naprawiać. Kadry upartyjnionego państwa zawsze budowane są na zasadzie nepotyzmu, kolesiostwa, posłuszeństwa wobec wodza, partyjnego „rozprowadzania się” przez poszczególne frakcje partii rządzącej. W takiej polityce kadrowej nigdy nie pojawia się choćby cień merytorycznych kryteriów.
Alternatywą zarówno dla obecnej polityki PiS, jak też dla PRL-owskich czy etatystycznych nostalgii populistycznej lewicy jest dokończenie transformacji ustrojowej, która rozpoczęła się w Polsce po upadku PRL. Nawet jeśli czasami była zbyt nieśmiała lub niekonsekwentna, to po zdobyciu władzy przez PiS zaczęto ją odwracać, a jej efekty marnować. I… w całej Polsce zrobiło się tak jak w Wałbrzychu.
W interesującym nas obszarze najważniejszymi zdobyczami ustrojowej transformacji były – decentralizacja państwa i prywatyzacja znacznej części gospodarki. Samorządy nie są może idealnym panaceum na kolesiostwo i cynizm. Ale po pierwsze obywatele kontrolują je bardziej z bliska, a po drugie: różnorodność rządzących na szczeblu lokalnym politycznych i społecznych podmiotów utrudnia zbudowanie mafijnej sieci, jaką Kaczyński oplótł dziś całe państwo. Z kolei prywatyzacja jak największej części gospodarki – tak, aby silne państwo tworzyło jedynie kontekst prawny ograniczający patologie i gwarantowało równość wobec prawa prywatnych podmiotów – daje szansę, że prywatnych przedsiębiorców nie zastąpią w całej Polsce „PiS-owscy działacze gospodarczy z Wałbrzycha”.
Dopóki zatem ustrojowa transformacja nie zostanie podjęta ponownie po rządach PiS i dopóki nie zostanie doprowadzona do końca – gwarantując Polakom silne, lecz ograniczone w swoich zainteresowaniach, a przede wszystkim ograniczone przez prawo państwo, funkcjonujące w rynkowym i prywatnym otoczeniu gospodarczym – dopóty wszystkie teksty na temat PiS-owskiego mafijnego państwa (łącznie z tym, który Państwo właśnie kończą czytać) będą naiwnymi i bezsilnymi moralitetami. Mającymi przekonać „swoich”, niedocierającymi do „tamtych” i pozostawiającymi w kompletnej obojętności pozostałą część społeczeństwa, która z „naszymi” ani z „tamtymi” się nie utożsamia, a korupcję i mafijność etatystycznych rządów PiS uznała już za nieuniknione zjawisko naturalne – jak deszcze jesienią czy przymrozki wiosną.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS