I rzeczywiście, trudno odmówić jej racji, bo chociaż ze względu na liczbę zatrudnionych plasują się w grupie małych firm, to ponad 450 tytułów w portfolio, kilkumilionowe nakłady niektórych pozycji – np. „Map” Aleksandry i Daniela Mizielińskich – oraz bogata kolekcja międzynarodowych nagród i wyróżnień stawiają je w gronie poważnych graczy rynkowych. Od kiedy założyły firmę w 2005 r., pozostają fenomenem polskiego rynku wydawniczego.
Jako jedne z pierwszych postawiły na nieinfantylne książki dla dzieci – inteligentne, przewrotne, zabawne, ale niestarające się przypodobać czytelnikom. Wybierają je, kierując się własnym gustem, ale nie stosują sztywnych kryteriów. – Szukamy czegoś, co podoba się dziecku, które siedzi w nas. Jeśli je śmieszy lub wzrusza, podejmujemy ryzyko. W sumie jednak za każdym razem to jest loteria. Nie wiemy przecież z góry, co się sprzeda – mówią.
Obie mają własne dzieci, ale zapewniają, że wydawniczych pomysłów nigdy na nich nie testują. Nie śledzą też badań dotyczących preferencji czytelniczych ani nie korzystają z usług skautów, czyli opłacanych pracowników, którzy monitorują rynek i wyłuskują ciekawe pozycje. Za to ogromne zaufanie pokładają w swoich czterech redaktorach, z którymi podejmują decyzje wydawnicze. Jeśli chodzi o pozycje obce, to ufają zaprzyjaźnionym zagranicznym wydawcom. To oni rekomendują im, co warto wydać po polsku. Co dwa lata organizują też międzynarodowy konkurs dla młodych twórców książki ilustrowanej „Jasnowidze” i wybierają najciekawsze propozycje spośród zgłoszonych projektów.
Jędryas jest tłumaczką, skończyła lingwistykę stosowaną. Zna francuski, angielski, flamandzki, hiszpański i niemiecki. Stiasny jest graficzką, specjalistką od ilustracji książek. Ich wspólna historia zaczęła się od pracy nad wydaniem zbioru opowiadań Toona Tellegena „Nie każdy umiał się przewrócić”. Jadwiga przetłumaczyła go na polski i szukała wydawcy. Skojarzyła je wspólna znajoma, z którą stworzyły wydawnictwo. Gdy w 2005 r. zakładały spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, zainwestowały 50 tys. zł, każda po 12,5 tys. zł, bo zakładały ją we czwórkę – z jeszcze jedną znajomą. Z czasem ich drogi się rozeszły. Dzisiaj Dwie Siostry to dwie wspólniczki – Jadwiga i Ewa.
Covid książkom pomógł
Zawsze działały intuicyjnie. Wydawnictwo także zakładały właściwie bez biznesplanu. Tłumaczą, że nie mają takiego przygotowania ekonomicznego, by z góry wszystko dokładnie sobie przekalkulować, ale świadomie budują na swojej największej przewadze konkurencyjnej nad dużymi wydawnictwami – elastyczności. – Możemy podejmować decyzje z dnia na dzień. Pamiętam, jak na początku pandemii były ogromne nerwy i huśtawka nastrojów, nikt nie wiedział, co robić. Jednego dnia decydowałyśmy, że wstrzymujemy premierę, a drugiego, że jednak nie – opowiada Ewa.
Pandemia zresztą nie przeraziła ich tak b … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS