Pierwszy spacer 4 lutego poprowadził świdnicki sportowiec – pięściarz i trener Jan Kazimierczak. Podobno lekarz zalecił mu spacerowanie ze względu na stan zdrowia. Zaczęło się od kilku grupek.
Z każdym dniem wiadomość o “świdnickich spacerach” rozchodziła się pocztą pantoflową. W końcu na ulicach były tysiące mieszkańców – w tym całe rodziny.
Władze były kompletnie zaskoczone. Nie wiedziały jak mają reagować, bo ludzie rodzinami po prostu spacerowali – wspomina Adam Żurek z Miejskiego Ośrodka Kultury w Świdniku. Z każdym dniem milicji i ZOMO było coraz więcej. Policyjne szczekaczki, zaczęły się zatrzymania, wywożenie ludzi poza miasto tak, aby musieli wracać pieszo do Świdnika. W ten sposób władze próbowały zastraszyć ludzi. – dodaje.
Stawiało się telewizor w stronę okna, gasiło światło i szło z dziećmi na spacer – tak protest sprzed lat relacjonuje starsza kobieta zaczepiona na ulicy w Świdniku przez reportera RMF FM. Nie chcieliśmy słuchać tych kłamstw i propagandy, która o 19:30 była w Dzienniku Telewizyjnym, zdrowiej było się przespacerować – dodaje inny mieszkaniec miasta.
Z czasem represje były coraz silniejsze. W końcu doszło do tego, że godzina milicyjna w Świdniku została przesunięta z godziny 22:00 na 19:00.
Zakazano kontaktów telefonicznych, telefaksowych, mieszkańcy Świdnika nie mogli korzystać samochodów osobowych i dostawczych, zostały zakazane imprezy. Na poważnie zaczęły się internowania, aresztowania na 48 godzin – opowiada Adam Żurek z Miejskiego Ośrodka Kultury w Świdniku. Represje były coraz silniejsze. Aby nie doszło do rozlewu krwi, ksiądz proboszcz Hryniewicz poprosił o zaprzestanie tej formy protestu i ona rzeczywiście w Świdniku została zakończona 14 lutego – dodaje.
“Świdnickie spacery” odbiły się szerokim echem w Polsce i całej Europie. Podobne protesty w formie spacerów odbyły się również w Lublinie, Puławach a potem wielu innych miejscach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS