Fajnie jest być na bieżąco. Śledzić seriale. Znać wiadomości. Klikać powiadomienia. Mieć otwarte sto rozmów z tysiącem osób i w każdej regularnie odpowiadać, by nawet na chwilę nie wypaść z obiegu tego głośnego, nigdy nie odpoczywającego świata. Och. Łatwo wtedy o ciarki.
Boskie uczucie.
Przez jakiś czas.
Bo widzisz, jak mawiają weseli ludzie, z czasem zaczynamy czuć się jak za mała ilość masełka rozsmarowana na stanowczo za dużej kromce chleba. Zaczynamy pękać. Zaczyna nam lecieć uwaga. Czujemy się roztrzaskani emocjonalnie. Brakuje nam stabilności w nastroju.
Zaczynamy się uzależniać, bo jedynym lekarstwem na ten słabnący stan psychiczny jawi się nam kolejny “strzał” internetowego nadmiaru wszystkiego co tylko istnieje na świecie.
Zestaw tych problemów nazwano w pewnym momencie “FOMO” (“Fear of missing out”), czyli strachem przed nie byciem na bieżąco lub strachem przed byciem pominiętym.
I wiecie co?
Wy nawet nie wiecie, jaką radość mi sprawił kontakt od , gdy poprosili mnie w minionych tygodniach o przygotowanie tekstu promującego ich nową ofertę nastawioną na podejście zupełnie odwrotne 🙂
Uwielbiam, gdy razem z fajną marką mogę przekazać Wam trochę dobra.
FOMO vs JOMO
No więc, jak to już w życiu bywa, przyroda nie znosi próżni. Błyskawicznie po upowszechnieniu się pojęcia “FOMO” zaczęto mówić o trendzie stojącym w kontrze. O tak zwanym “JOMO” czyli JOY of missing out, radości z nie bycia na bieżąco lub radości z bycia pominiętym.
Nie jest to nowy pomysł.
Marek Aureliusz w “Rozmyślaniach” przestrzegał, że przesadne poświęcanie uwagi tematom doczesnym prowadzi do zepsutego umysłu.
Henry David Thoreau w “Walden” twierdził, że filtrowanie informacji to jeden z fundamentów życia zgodnego z naturą.
Cała psychologia poznawcza dowodzi, że nadmiar bodźców to doskonała droga do zrobienia własnej głowie dosyć nieprzyjemnego “kuku” 😉
Podstawą radzenia sobie z “FOMO” (choć pewnie Marek Aureliusz używał innego określenia na ten problem) jest skupianie się na tym, co jest ważne. Poświęcanie czasu i uwagi by świadomie wybrać to, czym chcemy się otaczać i na co chcemy poświęcić czas.
O to podejście oparta jest nowa oferta T-Mobile i z powabem małego słonika na deskorolce mogę teraz płynnie przejść do tego, że o to podejście oparta jest też moja główna porada w tym tekście 😉
Dlatego wybieram świadomie – tylko to, na co poświęcam uwagę
Nie chodzi o to, by zostać odludkiem. A skąd.
Ja jestem społeczne zwierzę, więdnę bez innych 😀
Ale – zgodnie z wiodącą teorią Daniela Kahnemana – ludzką uwagę najlepiej rozpatrywać porównując ją do “paliwa”, które spalamy angażując się w różne rzeczy. To podobna analogia co z tym masełkiem na początku artykułu, tylko trochę poważniej brzmi 😉
Jak rozlejemy nasze “uwagowe paliwo” na 9 512 571 rzeczy to każda z nich dostanie po kropelce i nie chodzi nawet o to, że coś wykonamy źle – to w końcu nie jest tekst o produktywności. Nie.
Raczej smutne jest to, że żadnej tak naprawdę nie zapamiętamy. Żadna nie da nam radości. Żadna nie przysporzy nam dumy. Żadna nas nie ukoi. Bo widzisz, żeby coś nas cieszyło, żebyśmy w ogóle coś zauważyli, my się na tym czymś musimy skupić.
Wyobraź sobie więc, że w ciągu dnia skupiasz się na dziesięciu rzeczach. Ale skupiasz się na nich tak mocno, jak to tylko możliwe.
Wyobraź sobie, że wybierasz TO, CO DLA CIEBIE NAJWAŻNIEJSZE.
Wtedy nawet proste oglądanie serialu zmienia się w świetnie spędzony wieczór. Wtedy każde “poczatowanie” z ziomkiem staje się wartościową, fajną rozmową, którą potem razem pamiętacie.
Wtedy nawet najprostsze wrzucenie zdjęcia do internetu jest jakieś takie bardziej satysfakcjonujące. Bo przyłożyliśmy się. Postaraliśmy. Poświęciliśmy wysiłek. A to często cieszy samo w sobie 🙂
W efekcie: otacza mnie to, co ważne
Rzeczy bardziej mnie cieszą. Nie czuję się zaszczuty. Mam czas pomyśleć. Mam okazję zmienić zdanie. Mogę posłuchać. Widzę lepiej innych ludzi i z większą uwagą potrafię im odpowiedzieć.
I taki stan to jest – moi drodzy – bajka.
Jasne, że czasem pękam i znowu odpalam taką “bieżączkę”, że hejo.
Ale na szczęście z dnia na dzień coraz szybciej, coraz łatwiej z powrotem wyrywam się z niej w stan świadomego decydowania na co chcę poświęcać uwagę.
Uczę się coraz lepiej podejmować decyzje, co jest dla mnie wartościowe i na co chcę poświęcać swoje myśli 🙂
W nowej ofercie T-Mobile znajdziecie tylko to, co najlepsze
I słuchajcie – teraz słowo od naszego partnera. T-Mobile poprosił mnie o powiedzenie Wam o świadomym wybieraniu tego, co Was otacza, bo i .
Uwielbiam, gdy udaje się tak “spiąć” moje prywatne przekonania ze strategią marki 🙂
Chodzi o , w której pakiety internetu mobilnego oraz stacjonarnego połączone są z – no właśnie – rozrywką na wysokim poziomie. W tych nowych pakietach () razem z dostępem do internetu dostajecie np. Netflixa. Tak po prostu.
Jest jednak w tym wszystkim jeden szkopuł, jedna prośba.
Byście przeczytali o tej nowej ofercie, spojrzeli na nią czy Wam odpowiada.
I – jeśli się Wam spodoba – byście podeszli do niej bardzo personalnie.
Z technicznego punktu widzenia mówimy bowiem o połączeniu najlepszej sieci wg. niezależnych testów (P3 Communications, piąty raz z rzędu) z szybkim internetem światłowodowym, z super usługami. To jest ultra dobry deal.
Ale z emocjonalnego punktu widzenia jest to dodatkowo szansa, by postawić na korzystanie z tych możliwości w stu procentach tak, jak Wam i Waszym bliskim będzie najlepiej. Po swojemu. Sięgając po to, co wybierzecie.
Nie sięgając “po wszystko”, bo wszystko jest szkodliwe.
Ale sięgając .
Tak po prostu 🙂
Ciao ,
Tekst powstał we współpracy z T-Mobile.
Photo by on
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS