Prof. Zbigniew Nęcki: To cudowny typ relacji między ludźmi i życzę jej wszystkim. Ale dziś jest ona kłopotem. Wie pan dlaczego? Bo czegoś od nas wymaga. Nie ma w niej miejsca na pozory z Facebooka. Wprawdzie tam interesujemy się sobą, wstawiamy emotikony pod postami innych, ale gdzieś brakuje szczerości obowiązującej w przyjaźni. Na portalach społecznościowych nie znajdziemy selfie ludzi skołtunionych, zmęczonych. W zamian za to jest powierzchowność, chwalenie się, narcystyczny zachwyt, pozorne relacje i konsumpcyjny stosunek do nich. Zarówno w sieci, jak i w bezpośrednich kontaktach obowiązuje jeszcze ograniczona autentyczność, dyplomacja. Trzeba wiedzieć, co napisać albo powiedzieć.
A mnie przyjaźń śni się jak u Mickiewicza. „Mówiono o nich, że gdy znaleźli orzeszek/ Ziarnko dzielili na dwoje” – pisał poeta w „Przyjaciołach”. Bo przyjaciel powinien czerpać radość z dawania, nie brania. A im będzie więcej wnosił, tym większe okażą się jego zaangażowanie i więź. Słowo „więź” zawsze mnie zastanawia. Jest tajemnicze. Nie zastąpi go „lina” czy „sznur”. Wyraża jednocześnie coś potężnego, ale i niewidocznego. Przypomina siłę grawitacji – nie widzimy jej, choć nas otacza.
Dlatego nie boję się powiedzieć, że przyjaźń jest piękniejsza niż miłość.
Dlaczego?
– Miłość to intensywne uczucie, które może skończyć się po kilku miesiącach. Budowanie na niej wydaje się mniej pewne. Jest zaborcza: ty kochasz mnie, ja ciebie i nie istnieje nikt poza nami. Przypomina więc oazę na pustyni. Żyje na niej dwoje ludzi, a dookoła piach. Poza tym niemal zawsze zaczyna się od aspektu fizycznego, choćby muśnięcia ciała.
Przyjaźń z kolei rodzi się wtedy, gdy stykają się nasze wartości. Ma przewagę nad miłością, bo otwiera na więź, jednocześnie nie zamykając na kolejne. Podobna jest do polany w lesie, których tam pełno. Spotykamy się na nich z różnymi przyjaciółmi i nikt nie ma o to żalu.
Kiedy możemy powiedzieć, że ktoś jest naszym przyjacielem?
– Kiedy okazuje te same uczucia co my. Ich wymiana nie będzie jednak możliwa bez gigantycznego zaufania i otwartości. Musimy wiedzieć, że dany człowiek nas nie oszuka. Poza tym jesteśmy przyjaciółmi, gdy nie puszymy się przed sobą jak pawie, gdy nie robimy już tylko dobrego wrażenia ogonem, którym przysłaniamy zmartwienia.
Może pana zadziwię, ale kolejną cechą przyjaźni jest podobieństwo. Zarówno psychiczne, jak i fizyczne.
To wygląd ma z nią coś wspólnego?
– Proszę się przyjrzeć ludziom, którzy się kumają. Są równego wzrostu. Chudy trzyma z chudym, a ładny z ładnym. Są oczywiście wyjątki od tej reguły. Ale tendencja do szukania podobnych do siebie jest wysoka. My nawet ubieramy się jak nasi przyjaciele. Bardziej znaczące od wyglądu jest jednak podobieństwo psychiczne. Nie wyobrażam sobie głębokiej relacji między artystą a biznesmenem. Owszem, pójdą na imieniny, wypiją wódkę. Ale świat sztuki nie zaprzyjaźni się z pieniędzmi. W męskich przyjaźniach ta wspólnota zainteresowań wydaje się szczególnie ważna. Często decyduje o nich pasja, na przykład miłość do starych motocykli. Kobiety natomiast potrzebują podkładu wrażliwości o podobnym charakterze. Tu musi być życzliwość, ciepły kontakt, ale i ekspresja emocjonalna. Im nie wystarczy piwo podczas wbijania gwoździ.
Jeszcze bardziej skomplikowana okazuje się przyjaźń międzypłciowa. Moja wiara w nią jest niewielka. Powiem wprost: uważajmy na tę relację. Bo będzie miała sens tylko wtedy, gdy jedna strona nie będzie podobać się drugiej. Lepiej nie ukrywać tego pociągu, nie zaprzeczać mu. Dla bezpieczeństwa więzi radziłbym go wyeliminować. Stąd uważam, że jeśli ktoś nazywa partnera przyjacielem, to nie wie, co mówi.
A wsparcie? Bez niego przyjaźń wydaje się tylko koleżeństwem.
– Aż ciężko westchnąłem, gdy wymówił pan to słowo. Bo kto dziś nie będzie nas odpytywał, gdy poprosimy go o pomoc? Poza partnerem, partnerką, rodzicami zostaje tylko przyjaciel. Potrzebujesz samochodu? Dzwonisz do niego i bez wahania dostajesz kluczyki.
Zgodzę się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Raz powiedziałem mojemu przyjacielowi: „Potrzebuję zastępstwa na uczelni. Poprowadź za mnie wykład”. Byłem pewny, że przytaknie. Zawsze tak robił. Ale jakie było moje zdziwienie, gdy wybuchł: „Znowu mnie wykorzystujesz!”. Aferka o jeden wykład nadkruszyła naszą więź. Potem okazało się, że nie chodziło o zastępstwo. Tylko o zawiść, zazdrość, która płynęła pod spodem relacji.
A przecież przyjacielowi się nie zazdrości. Jego się wspiera. To nie teatr, gdzie na scenie krzyczymy: „Ach, drogi przyjacielu!”, a za kulisami nazywamy go skurczybykiem.
Co do wsparcia – mam przyjaciela Jacka, który od trzydziestu lat żyje w Anglii. Widzimy się raz na sześć lat. Dzwonimy może co trzy miesiące. Ale poczucie przyjaźni jest tak wielkie, że gdybym czegoś potrzebował, facet zjawiłby się w Polsce natychmiast. Ja również poleciałbym mu pomóc. Bo od Jacka wieje w moją stronę życzliwe bezpieczeństwo. Liczę na niego bardziej niż na kolegę, którego co dzień spotykam.
Ale przyjaźń to też towarzyszenie.
– Gdyby Jacek mieszkał w Polsce, nie wyobrażałbym sobie imprezy bez niego. Bo rzeczywiście potrzebujemy przyjaciela w świętowaniu rytualnych sytuacji życiowych. Głupio bez kogoś tak ważnego oblewać maturę, imieniny, awans.
Jednak bycie razem jest dla przyjaźni równie znaczące jak autentyczność. Erving Goffman, socjolog, mówił, że pozwalamy sobie na nią tylko w łazience. Nikt nas tam nie widzi, więc nie udajemy. Ale gdy z niej wychodzimy, obowiązuje już etykieta w postaci przyklejonego uśmiechu. Dlatego do łazienki, poza partnerem, wpuścimy jedynie przyjaciela. Kogoś, kto będzie nas widział w fazie przygotowań do wyjścia na scenę życia.
Rozumiem marzenie wielu osób, aby zawsze realizować to, co w nich siedzi. Tylko że autentyczność bywa niebezpieczna, nie pomaga w każdej sytuacji. Gdy zmarł mój młody przyjaciel, na pogrzeb przyszła jego małżonka. Była w kolorowej sukni w kwiaty, roześmiana. Widocznie tak chciała go pożegnać. Na jej widok doznałem szoku kulturowego. Bałem się tylko, aby ona, dość bezkompromisowy luzak, nie dostała społecznej sankcji w postaci wykluczenia przez niektórych ludzi. Bo na podobną autentyczność można sobie pozwolić w wąskim gronie. Między innymi wśród przyjaciół.
Poza tym w przyjaźni trzeba nie tylko rozumieć drugiego człowieka, ale i go odczuwać. Tylko wtedy będziemy z nim na poważnie. Lis z „Małego księcia” ostrzegał, że tak bliskie relacje niosą ze sobą ryzyko łez. Przecież za znajomkami nie tęsknimy, prawda? A przyjaciela nam brakuje. On nie mieszka w rozumie, tylko w sercu.
Zobacz też: Co robić, gdy nie cieszą nas sukcesy osób, które kochamy?
Czyli jego smutek jest moim smutkiem?
– Oczywiście. Jesteśmy związani. Na dobre i na złe. Ale ta relacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje. Bo na razie opowiedziałem panu o cechach przyjaźni. A są jeszcze jej typy.
Myślałem, że przyjaźń to przyjaźń.
– To stara szkoła postrzegania tego zjawiska. Bo dziś mamy pięć rozróżnień przyjaciela. Pierwszy, czyli konwencjonalny. To on idzie z nami od podstawówki przez życie. Drugi – towarzyski lekkoduch. Przyjaźnimy się, ale smutki omijamy. Trzeci typ przypomina znakomitego kumpla. Bawimy się razem, tańczymy i mamy wobec siebie życzliwe stosunki. Czwarte rozróżnienie – przyjaciel poważny. Pouczamy się, spędzamy czas na rozrywce, ale też rozmowach. No i typ ostatni, czyli relacja dojrzałych intelektualistów. Tu prowadzimy dysputy ciężkiego kalibru. O egzystencji, moralności, etyce.
A nie można mieć tego wszystkiego w jednym człowieku?
– Potrzeba szczęścia, aby takiego spotkać. Bo, niestety, dziś dominuje pseudoprzyjaźń. Ta pozorna, tylko od zabawy. Mówimy: jesteśmy przyjaciółmi, bośmy imprezowali w klubie, uśmiechali się i pili gorzałę. Nie powiem, to fajna część życia, ale na dłuższą metę – płytka. Dlatego żałuję, że tak głęboka relacja amerykanizuje się.
Dla mnie przyjaciele to nasze lustra. Gdy świat pyta, kim jesteśmy, wystarczy spojrzeć właśnie na nich. Skoro mamy więź z zakonnikami, pewnie przejawiamy większą religijność. Gdy trzymamy bliżej ze sportowcami, lubimy wysiłek fizyczny. Co więcej, przyjaźń daje wiarę w życie. Skoro komuś opowiadam o swoich problemach, ufam, że w tej chwili przeżywamy je razem. To z kolei pozwala mi bardziej optymistycznie spojrzeć na człowieka. Bo moim zdaniem ten, kto nie ma przyjaciół, rozczarował się ludźmi i przestał w nich wierzyć.
Radziłbym każdemu, kto czyta tę rozmowę, aby walczył o swoje relacje. Żeby pamiętał, że przyjaźń to ofiarowywanie się. Pożyczanie nie tylko rzeczy, ale i emocji. Z obcym można co najwyżej pohandlować. A przyjacielowi tylko dać, użyczyć. Ja na przykład daję bliskim osobom za mało uwagi. To mój ból, że brakuje mi czasu na ich wysłuchanie. Bo siedmiu moich przyjaciół umarło. Dziś tylko rozglądam się, kto z tej grupy przeżył. A śmierć kogoś tak bliskiego jest bardzo trudna.
Nieraz wystarczy drobnostka, aby przyjaźń się rozpadła. Choćby prośba o niewielką pożyczkę.
– Relacja tego typu powinna wytrzymać każdą trudną sytuację. Proszenie przyjaciela o pięćdziesiąt złotych na leki nie powinno niczemu zaszkodzić. A jednak niektóre przyjaźnie nie potrafią przetrwać tego testu. Bo druga strona zastanawia się, gdyba, czy w ogóle warto pożyczyć. Oczywiście nie mówię o fortunach, ale niewielkich sumach. Lepiej wtedy wziąć pieniądze z banku niż od tego człowieka.
Ja raz pożyczyłem kasę przyjacielowi. Rozpłynął się z nią. Po czasie zaczął jednak do mnie dzwonić. Rzadziej niż zawsze, bo tylko raz w roku. Ale nie umie częściej z powodu wstydu. Po prostu nie ma z czego oddać. Nie obraziłem się. Dalej rozmawiamy. Bardziej niż na pieniądzach zależy mi na relacji z nim. Dlatego uważam, że przyjaźń jest ostatnią wyspą, na którą nie dotarła komercja. To czysty, idealny świat. Nikt w nim nie rozlicza: ja dałem tyle, a ty tyle. Zamieszkujący go ludzie chcą jedynie szczerze ze sobą być.
Czytaj więcej: Sekret długiego życia? Przyjaciele. Dowiodły tego badania na szympansach
Prof. zw. dr hab. Zbigniew Nęcki – psycholog społeczny. Były dziekan Wydziału Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących kierowania zespołami ludzkimi, psychologii biznesu, negocjacji, zdolności interpersonalnych. Członek kilku rad naukowych instytucji badawczych
Łukasz Pilip – reporter. Laureat Festiwalu Wrażliwego w kategorii Twórca Szczególnie Wrażliwy i Nagrody Dziennikarskiej im. Zygmunta Moszkowicza
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS