Wygląda na to, że w 2025 roku nie uświadczymy obiecanej
przez ministra Domańskiego ulgi w podatku Belki. Szansę na niewielkie, ale korzystne zmiany daje
jednak projekt poselski, który niedawno trafił pod obrady Komisji Finansów
Publicznych.
– Przedstawiona przez Ministerstwo Finansów wstępna
koncepcja omawiana jest w ramach konsultacji i wypracowywane jest najlepsze
rozwiązanie – tak
23 września resort finansów odpowiedział na zapytanie PAP Biznes. Wydaje się jednak przesądzone, że zmiany
te wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie wejdą w życie od 1 stycznia 2025 roku.
– W projekcie ustawy budżetowej na 2025 r. nie uwzględniono
skutków ewentualnych zmian w tzw. podatku Belki – przyznał oficjalnie resort kierowany
przez ministra Andrzeja Domańskiego. To ostatnie wiadomo już od końcówki
sierpnia, gdy w
uzasadnieniu do projektu budżetu państwa nie znaleziono żadnych wzmianek o jego
modyfikacji. W efekcie jest już w zadzie przesądzone, że w roku 2025 „belkę” zapłacimy tak samo jak
w roku bieżącym. Czyli „tymczasowy” podatek towarzyszący nami od 20 lat
pozostanie bez obiecanych zmian.
Krótkie kalendarium niespełnionych obietnic
Korzystne dla podatników zmiany w podatku Belki zostały
zapowiedziane ponad rok temu w ramach „100 Konkretów” – czyli spisu obietnic wyborczych Koalicji
Obywatelskiej. KO wskazywała wówczas, że
zaproponuje zniesienie tego podatku dla oszczędności i inwestycji, w tym także
na GPW, do kwoty 100 tys. zł i trzymanych powyżej 1 roku. – Z
całą pewnością podatek od zysków kapitałowych, zwany podatkiem Belki, będzie
ograniczony – zadeklarował w styczniu minister finansów Andrzej Domański.
Szczegóły rządowych propozycji w marcu przedstawił
minister finansów Andrzej Domański podczas rozmowy z „Pulsem Biznesu”. Zmiany sprowadzały się do wprowadzenia niewielkiej
kwoty wolnej dla lokat długoterminowych (które obecnie stanowią pomijalny margines rynku depozytowego) oraz
analogiczną ulgę dla inwestorów giełdowych, obligatariuszy czy klientów TFI.
Więcej na temat tej propozycji pisałem pół
roku temu w artykule zatytułowanym „Zmiany
w podatku Belki – co wiemy, a czego zabrakło?”
Jeszcze na początku marca projekt
ustawy zmieniający zasady naliczania podatku od
dochodów z lokat i inwestycji miał
trafić pod obrady Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Ale pod koniec marca w
resorcie finansów wciąż „trwały prace” nad zmianami w „obelkowaniu”, a
nowych informacji było jak na lekarstwo. W kwietniu w Ministerstwie Finansów
policzyli, że ubytek
dochodów budżetowych na skutek zmian w podatku Belki wyniesie ok. 1,5 mld
złotych. A więc są to niewielkie kwoty w skali całego budżetu państwa.
Wtedy to projekt ustawy znajdował się w „konsultacjach wewnętrznych”.
I chyba do dziś w nich pozostał. W każdym bądź razie nie
został złożony w Sejmie, ani nawet zaakceptowany przez Radę Ministrów. Choć jeszcze
w połowie kwietnia wiceminister Jarosław Neneman zapowiadał, że nastąpi to „na koniec bieżącego kwartału lub na początku III kwartału 2024 r”. Trzeci kwartał
kończy się za kilka dni.
– Do 1 stycznia 2025 r. ma
zostać obniżony podatek Belki za pomocą mechanizmu zbliżonego
do kwoty wolnej i że kwota wolna będzie
liczona od kwoty 100 tys. zł. – mówił
jeszcze na początku maja minister Domański. Od tego czasu nic się w tym temacie nie
zmieniło, choć mamy już końcówkę września.
– Chcielibyśmy już po wakacjach wyjść z konkretami i ostatecznym
rozwiązaniem – zapewniał
na początku lipca szef resortu finansów. Nie wiem, o które wakacje
chodziło, ale te szkolne skończyły się trzy tygodnie temu.
Jak nie teraz, to kiedy? Zapewne nigdy…
Czas płynie nieubłaganie i po pół roku od pojawienia się
pierwszych konkretów nadal nie mamy na stole choćby gotowego projektu ustawy.
Ani nawet konkretnego harmonogramu złagodzenia jarzma podatku Belki. Co więcej,
informacje napływające z rządu dość jednoznacznie sugerują, że zapowiadane i
wielokrotnie obiecywane zmiany nie wejdą w życie od 2025 roku.
Zapewne dlatego, że stan
finansów państwa jest zły i jeszcze pogorszy się w przyszłym roku. Tegoroczny
budżet zapewne będzie wymagał już drugiej nowelizacji. I nie chodzi tu tylko o
skutki powodzi, lecz
o przeszacowane wpływy podatkowe. Zresztą sama powódź zapewne zostanie
przez rządzących potraktowana jako wygodny pretekst, aby odsunąć w czasie
realizację wielu innych kosztownych obietnic wyborczych. Nie tylko tych
dotyczących podatku Belki, ale przede wszystkim podwojenia (albo chociaż
waloryzacji o inflację!) kwoty wolnej od PIT czy obniżenia składki zdrowotnej
dla przedsiębiorców i samozatrudnionych.
Takie opóźnienie grozi tym,
że o cała sprawa zostanie wyciszona. Rząd już od wielu tygodni usiłuje grać na
zwłok, licząc na to, że o złożonej obietnicy zapomnimy. I tu się myli. Kwestię zmian w podatku Belki będziemy przypominać regularnie i bez litości. Tym bardziej że rząd ma na tym polu konkurencję. W połowie września Sejm
skierował do komisji finansów publicznych poselski
projekt opozycji dotyczący zmian w opodatkowaniu giełdowych inwestycji.
Chodzi o możliwość rozliczenia części strat kapitałowych od podatku zapłaconego
od otrzymanej dywidendy. To krok bardzo
mały i daleko niewystarczający, ale przynajmniej idący we właściwym kierunku.
Warto też przypomnieć, że
poprzednia ekipa rządząca miała 8 lat na zmiany w podatku Belki. Propozycje
były różne, ale generalnie niezbyt spodobały się inwestorom. Jedna z nich
zakładała podwyżkę
stawki z 19% do 20% i wprowadzeniu kwoty wolnej w wysokości 10 000 zł.
Z kolei w niesławnej
Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego proponowano obniżenie podatku od
dywidend z 19% do 9%, o ile akcje przetrzymamy przez przynajmniej trzy lata.
Żadna z tych propozycji nie stała się obowiązującym prawem. Udało się
wprowadzić tylko jedno: kompensację
strat z funduszy od 2023 roku można uwzględnić przy obliczaniu „giełdowego”
PIT-u. Generalnie od 20 lat żadna siła polityczna rządząca Polską nie miała odwagi dokonać zmian w opodatkowaniu inwestorów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS