A A+ A++


Zobacz wideo

Z sondażu przeprowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że co piąty Polak w wieku 18-24 lata w ogóle nie chce mieć dzieci. Politycy dwoją się i troją, żeby przekonać Polaków do powiększania rodziny, a statystyki nie wyglądają optymistycznie. Główny Urząd Statystyczny podaje, że w 2022 roku urodziło się 305 tys. dzieci. To najmniej od końca II wojny światowej.

Dlaczego tak wielu Polaków nie chce mieć dzieci? Psycholożka Justyna Dąbrowska zwraca uwagę na to, że obecnie “jest wiele różnych bardzo atrakcyjnych sposobów na spędzanie życia w sposób owocny i kreatywny”.

– Rodzicielstwo jest tylko jedną z nich. Po drugie, maleje siła stereotypu mówiącego, że “człowiek dorosły to ten, który ma dzieci”, można być bezdzietnym i dojrzałym, coraz rzadziej to dziwi. Po trzecie, niechęć do rodzenia i wychowywania dzieci w Polsce ma bardzo pragmatyczne podstawy: ciąża stała się stanem mało bezpiecznym a opieka nad malutkim dzieckiem – szalenie wymagająca – wiąże się z izolacją i ryzykiem utraty pracy po pierwszym roku – mówi autorka książki “Przeprowadzę cię na drugi brzeg. Rozmowy o porodzie, traumie i ukojeniu”.

Nasza rozmówczyni podkreśla, że “dzieci nie są mile widzianymi współtowarzyszami życia społecznego, są ‘wypychane’ z przestrzeni społecznej”.  – Więc decyzja o rodzicielstwie wiąże się z ryzykiem wypadnięcia z tego życia. Innym motywem jest – jak sądzę – zapracowanie. Polacy pracują bardzo dużo a work-life balance jest dla wielu odległym marzeniem – argumentuje.

“To nie jest pies, którego można gdzieś porzucić albo komuś oddać”

Marek od siedemnastego roku życia nosi zbroję. Przez lata walczył w turniejach i wcielał się w rycerza. Teraz, choć wita turystów i oprowadza ich po wczesnośredniowiecznym grodzie w stroju słowiańskiego chłopa i walczyć już nie musi, trzyma mnie na dystans. Gardę trzyma wysoko. Niewidoczna zbroja lśni w słońcu. Tylko na chwilę uchyla przyłbicę.

– Nie chcę mieć dzieci. Nie lubię ich. Żadne argumenty nie sprawią, żebym zmienił zdanie – mówi, po czym szybko dodaje: “Chyba że dojdzie do wpadki”. – A gdyby tak się stało, jakim będę ojcem? Jestem cholerykiem, łatwo się irytuję. Bałbym się, że mógłbym wyładowywać złość na dziecku – dzieli się swoimi obawami 33-latek.

Misiek jest po ekonomii, pracuje jako handlowiec, na brak pieniędzy nie może narzekać, ale i dla niego pierwszą przeszkodą na drodze w posiadaniu potomstwa są względy ekonomiczne. Jako drugi powód wymienia względy geopolityczne. – Sprowadzać dzieci na ten gówniany świat, w jakim teraz żyjemy? Plułbym sobie w brodę – mówi zdecydowanie. – Teraz mając 28 lat, nie potrafię niczego przewidzieć. Nie jestem w stanie sobie zapewnić bezpieczeństwa, nie mówiąc już o dziecku. To nie jest pies, którego można gdzieś porzucić albo komuś oddać. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to jest duża i długa wycieczka – opowiada. 

Jakie argumenty skłoniłyby go do zmiany decyzji? – Gdyby stosunek zarobków do wydatków był w Polsce inny. Jeśli zarabiam średnio 10 tys., a rata na mieszkanie może wynosić miesięcznie średnio 4 tys., to 40 proc. wynagrodzenia będę wydawał na spłacanie kredytu. Myślę, że ta proporcja jest zaburzona. Nawet gdybym bardzo chciał, to bez pomocy rodziców albo koszmarnego zadłużenia się w dwie osoby, nie jest możliwe osiągnięcie stabilności i zapewnienie bezpieczeństwa dziecku. A nie daj Bóg, przyjdzie kolejna pandemia i po miesiącu będę musiał z potencjalną małżonką ogłosić bankructwo. Tak nie da się żyć – mówi stanowczo Misiek. 

“Nie mam ochoty rozmnażać się ku chwale ojczyzny”

Filip (33 lata) najchętniej oddałby się muzyce. Gra na kilku instrumentach, zdarza mu się komponować. W dni wolne od pracy zasiada w wygodnym fotelu nad lekturą kolejnej biografii. Może kiedyś sam jakąś napisze? Wieczorami oddaje się innej pasji – kinu. Może kiedyś zrealizuje jeden ze swoich pomysłów na scenariusz? Nie nudzi się, zajęć nie zabraknie mu do śmierci. Skończył kulturoznawstwo, pracuje w księgarni, zarabia nieco powyżej pensji minimalnej. – Utrzymać się z takiej pensji w pojedynkę w większym mieście to wyzwanie. Na samodzielne mieszkanie o “chlebie i wodzie” może by starczyło, ale ledwo, więc wolę zostać przy wynajmie pokoju. O kredycie hipotecznym nie mam nawet co marzyć – przyznaje.

Czy gdyby zarabiałby lepiej, zmieniłby zdanie w kwestii posiadania potomstwa? – Nigdy nie poczułem takiej potrzeby, choć rodzice dzielili się ze mną swoimi oczekiwaniami, nie bacząc na moją postawę. Są dumnymi patriotami, mocno wierzącymi. Nie ukrywają swojego oburzenia, że ani ja, ani brat, nie planujemy dzieci, lecz nie podejmują z nami dialogu, nie wnikają w powody takich decyzji. A ja nie mam ochoty rozmnażać się ku chwale ojczyzny, czy tylko dlatego, że Bóg tak nakazał – kontynuuje mój rozmówca, dla którego namiastką rodzicielstwa jest zajmowanie się kilkuletnią chrześnicą od czasu do czasu. W ten sposób realizuje swoje “pararodzicielskie” potrzeby.

Filipowi ciąży presja ze strony rodziców. – Gdy już jako osiemnastolatek przyznałem, że nie chcę mieć nigdy dzieci, mama wybuchła: “Niektórzy latami starają się bez skutku, a ty sobie ot tak rezygnujesz!”. Pamiętam, że mocno przeżyłem tę wymianę zdań. Dosyć ślepo jeszcze wierzyłem w rodzicielską słuszność i miałem wyrzuty sumienia. Poczułem się winny, że powinienem skorzystać z tego daru, nawet jeśli wcale go nie pragnąłem. Dziś się oczywiście z tego śmieję, bo już dawno “oswobodziłem” się spod ich wpływu, a moje czyny nikogo ani nie pogrążą, ani nie uratują, bo to jest myślenie życzeniowe. Uważam, że naciski rodziców mogą stać za większością nieudanych małżeństw i rozbitych rodzin. Niestety nie wszyscy dorastają do tego, by walczyć o swoją autonomię – ocenia.

Wiele osób wkraczających w dorosłe życie jest karmionych przekonaniami, że dzieci nadadzą sens życiu.

Decydowanie się na dziecko z powodu presji ze strony otoczenia to niezbyt dobry pomysł. Koncept, aby jakiś człowiek miał “nadać sens” naszemu życiu jest niebezpieczny. Jestem przekonana, że sens naszemu życiu możemy nadać tylko my sami. A inni mogą nam w tym towarzyszyć. Oczekiwanie, że sens nada ktoś inny, kto się nawet jeszcze nie urodził, może być dla tego kogoś bardzo obciążającym bagażem. Rodzicielstwo może nas bardzo rozwinąć, sama tego doświadczyłam i doświadczam. Ale to nie jest jedyna droga osobistego rozwoju

– komentuje Justyna Dąbrowska. 

Rodzice 28-letniego Miśka pamiętają jeszcze PRL, on urodził się już w latach 90. Mówi, że są ze “starego świata”, a on został już wychowany w “nowym świecie”. Oprócz różnic pokoleniowych wskazuje na brak przygotowania do ojcostwa. – Rodzice mojego pokolenia nie dali nam najlepszego przykładu, jak być rodzicami, szczególnie ojcowie. Nieobecny ojciec nie jest w stanie zaszczepić idei rodziny – podkreśla.

Filip ubolewa, że z domu rodzinnego nie wyniósł akceptacji. – Choć byłem “uwzględnionym w planach”, nie czułem się dzieckiem zbytnio wyczekiwanym. W domu czułem się raczej jak zawalidroga, ktoś, kto tylko przeszkadza, generuje koszty i bywa nieposłuszny. A powinien przynosić tylko dobre stopnie, nie sprawiać kłopotów, być dobrze “wytresowanym”, wyznawać takie same wartości, jak rodzice i bez szemrania robić to, co każą. Nie utożsamiam takiej postawy z autentyczną miłością. Widzę raczej pozory troski, a nie szczere zainteresowanie drugą osobą. To relikt “zimnego chowu” – uważa.

Przyznaje też, że od lat boryka się ze skłonnościami depresyjnymi. Choć jest w stanie funkcjonować w społeczeństwie, nie każda praca jest dla niego, zwłaszcza taka wymagająca więcej wysiłku, nastawiona na efektywność i szybkość, a nie jakość. Nie zamierza więc narażać potencjalnego potomka na podobne przeszkody w życiu, bo dostrzega tendencje panujące na rynku pracy.

Mój rozmówca przypomina sobie moment, gdy tuż po maturze udał się w tajemnicy przed rodzicami do psychologa. – Zareagowali oburzeniem i totalnym niezrozumieniem, a następnie prędko o całym zajściu zapomnieli i było po staremu. Bardziej niż na moim zdrowiu zależało im na tym, aby o tym nie rozmawiać. Ani w domu, ani poza nim. To było takie “śmierdzące jajo”, którego lepiej nie ruszać i udawać, że go wcale nie ma. Do dziś zresztą moich bolączek nie traktują poważnie, choć do psychologa chodzę od paru lat i przyjmuję antydepresanty. Chyba zupełnie nie wiedzą, jak ugryźć ten temat. Poniekąd jest to zrozumiałe, skoro za czasów ich młodości nie chodziło się z takimi sprawami do specjalistów. – podkreśla 33-latek.

Filip nie zamierza udowadniać sobie, rodzicom czy światu, że byłbym lepszym opiekunem. Nie wyobraża sobie, by dziecko miało być workiem treningowym nazbyt ambitnego rodzica. – To nie jest dobry sposób na rodzicielstwo, aby swoim dzieciom zapewnić braki z własnego ogniska domowego, gdyż najczęściej i tak powtarza się błędy rodziców, często te nieuświadomione – zauważa.

“Dużo dostałem i dużo mogę dać”

Janek jest muzykiem od szesnastego roku życia. Gra na gitarze, śpiewa, komponuje i pisze teksty. Ukończył politologię, ale trochę mu to zajęło, bo świat muzyki wciągnął go w pewnym momencie bez reszty. Choć życie rockandrollowca i koncertowanie poza granicami kraju wydawało mu się ciekawsze niż system polityczny Wielkiej Brytanii czy USA, zszedł na ziemię, skończył studia. Na chleb zarabia, pracując w urzędzie. Właśnie się dowiedział, że “będzie redukowany” w pracy, ale nie ma zamiaru wylewać łez.  – Byłoby czym się martwić, gdybym miał rodzinę i dzieci. Teraz jestem sam. Znajdę nową pracę – zapewnia.

Skąd ten optymizm? Może stąd, że ma duże wsparcie u najbliższych. – Przysporzyłem rodzicom wielu stresów i nie ze wszystkiego jestem dumny, ale zawsze mogłem na nich polegać. Tak jak oni na mnie. Pamiętam, gdy jako nastolatek trafiłem do szpitala, codziennie ktoś był – wyraźnie się wzrusza na to wspomnienie. – Myślę, że dużo dostałem i dużo mogę dać. Choć nie wiem, czy jestem dobrym kandydatem na ojca – przyznaje. 

Artur mieszka w pięknej nadmorskiej miejscowości. Ma narzeczoną i dom, który wciąż czeka na remont. Może impulsem będzie dziecko “w drodze”? Już jest dla niego pokoik, bo mężczyzna chce mieć dzieci i nawet wie, jakim chciałby być tatą – Będę wpajał swoim dzieciom te wartości, których mnie uczono. Nie wszystko, co konserwatywne jest złe i nie wszystko, co liberalne, jest dobre. We wszystkim można znaleźć kompromis. Jeśli nauczymy się tego w związku, wówczas łatwiej będzie nam te wartości przekazywać swoim dzieciom – zapewnia. 

– Naszą naturą jest posiadać potomstwo. To jednak, czy zostajemy rodzicami w wieku 18 lat, 25., 30. czy przed lub po 40. uzależnione jest od wielu czynników. Chcemy być rodzicami idealnymi i choć to utopia odkładamy to na później. A zegar tyka. Tak chyba jest w moim przypadku. Oboje z narzeczoną pracujemy. Nie zarabiamy źle. Rozmawiamy o dzieciach. Czy to już ten moment? Zegar podpowiada, że tak; tryb pracy, że będzie ciężko. A może to moment, kiedy trzeba zwolnić? Pokój wciąż czeka na remont. Może nadejście potomstwa remont przyspieszy? – zastanawia się Artur. 

O rodzinie, jak o firmie mówi Michał, który skarży się, że w dzisiejszych czasach wiele osób nie nadaje się do tego, aby powoływać na świat nowe życie. – Albo sami są jeszcze dużymi dziećmi z syndromem Piotrusia Pana, albo są tak zapatrzeni w swoje życie i czerpanie z niego przyjemności, że dziecko byłoby dla nich ciężarem. Skoro więc nie ma się odpowiedniej wspólniczki do zakładania dobrze działającej firmy, to się tej firmy nie zakłada, bo to proszenie się o niewypał – mówi. 

Sam chciałby mieć dzieci. Uważa się za osobę rozważną. – Powołanie do życia nowego człowieka to spora odpowiedzialność, ale myślę, że bycie ojcem daje sporo radości i pozwala na przeżycie niepowtarzalnych doświadczalnych. Rodzicielstwo to też przygotowanie na starość. Zwiększa szanse, że nie zostaniemy sami.

Przyszłość jest niepewna z definicji. I jakoś musimy się z tym pogodzić. Nasze dzieci dorastają, przecinają emocjonalne pępowiny i wyruszają w świat.  Nie są od tego, by nam potem spłacać jakiś kredyt. Rodzicielstwo to nie jest transakcja

– podkreśla Justyna Dąbrowska.

Janek zdaje sobie sprawę z powagi ojcostwa. Kiedyś był związany z partnerką, która miała kilkuletnie dziecko. – To był przyspieszony kurs dojrzewania. Trzeba było zadbać i o potrzeby finansowe i emocjonalne dziecka. Choć związek nie przetrwał, wiem, że byłbym w stanie ewentualnie w przyszłości wychowywać takiego młodego człowieka – zapewnia i dodaje, że nie wyklucza także adopcji. – A gdy z różnych przyczyn to się nie powiedzie, rola wujka w rodzinie to też ważne zadanie – uśmiecha się. 

Mój rozmówca chce być opiekunem zaangażowanym. – Tacierzyński? Pewnie. Nawet jeśli nie sprawdzę się jako partner albo mąż, muszę się sprawdzić jako ojciec. Ojcostwo to zobowiązanie – słyszę.

Wie, o czym mówi, bo jego ojciec podszedł do tego zadania bardzo poważnie. – Wchodząc w relację z moją matką, był już właścicielem mieszkania. Zarobił na nie sam. Ciężką pracą. Będąc inżynierem, pojechał do Wielkiej Brytanii i pracował jako robotnik kolejowy. To był czas transformacji, 1989 rok, korzystny przelicznik waluty pozwolił na kupno własnego lokum. Teraz mogę sobie pomarzyć o podobnym scenariuszu – opowiada mój rozmówca.

Żadnego jednak nie wyklucza. Jako mały chłopiec obserwował miłość i troskę, jaką obdarzali siebie nawzajem dziadkowie. Była to też dla niego lekcja zamiany ról. – Mój dziadek bardzo młodo – tuż po 30. zachorował na stwardnienie rozsiane. Z powodu choroby zajmował się domem, a babcia wzięła na siebie obowiązek żywiciela rodziny i nosiła przysłowiowe spodnie. W życiu zdarzają się różne sytuacje. Trzeba się adaptować. Szczególnie wtedy, gdy na świecie jest małe stworzenie, które mówi do ciebie: Tato – mówi mężczyzna.

Wielu z nas ma potrzebę ciągłości. W tym sensie nasze dzieci, wnuki niosą w sobie jakąś obietnicę nieśmiertelności: Nie całkiem umrę. Posiadanie dzieci może być pewnym antidotum na lęk przed śmiercią

– mówi psycholożka.

“Rozważyłbym rodzicielstwo, ale nie w Polsce”

Czy znajdzie się element, który połączy przeciwników i zwolenników posiadania dzieci? Moi rozmówcy są zaniepokojeni obecną sytuacją w Polsce.

Artura 500 plus nie zachęciło do tego, żeby zdecydować się na dziecko. – Jestem mocno zaniepokojony kierunkiem, w jakim zmierza nasz kraj. Zewsząd karmieni jesteśmy tanią propagandą, że wystarczy urodzić i można otrzymać świadczenia. Mnie uczono, że można coś otrzymać, ale za pracę. Takie zachęty działają na mnie odwrotnie. Polityka prorodzinna to fiasko. Gdyby 500 plus działało, to nie rozmawialibyśmy teraz, tylko przewijałbym jedno, a usypiał drugie dziecko. 800 plus też nie zadziała. Odbija się to niestety na tych, którzy chcą podjąć decyzję o potomstwie w pełni świadomie – mówi mężczyzna. 

Misiek 800 plus nazywa kiełbasą wyborczą. A Filip zwraca uwagę na trudną sytuację kobiet i osób niepełnosprawnych. – Trudno o przyrost społeczeństwa, gdy z jednej strony ekipa rządząca zmusza Polki do rodzenia poprzez niemal całkowity zakaz aborcji, a gdy dziecko (a następnie dorosły) okaże się niepełnosprawne, nie dba o jego potrzeby, proponując głodowe zasiłki czy skomplikowane procedury dla tych, którzy chcą pracować – ocenia.

Krytycznie wypowiada się na ten temat także Janek. – Ta władza traktuje kobiety jak inkubatory. Ale poprzednia też nic nie zrobiła w tej kwestii, żeby zalegalizować dostęp do legalnej aborcji – mówi.

Obrywa się także przedstawicielom Kościoła. – Podstarzali faceci, szczególnie w sukienkach, którzy chodzą i molestują inne dzieci, nie powinni wypowiadać się na temat wagin żadnej z kobiet. Jestem absolutnie zdruzgotany tym, co dzieje się w Polsce. Fakt legalności czegoś nie oznacza, że wszyscy się teraz na nią rzucą i zaczną to robić. Niestety rządzący tego nie rozumieją, że legalizacja tak nie działa, że wszyscy na hurra robią aborcję, chleją, palą i ćpają – denerwuje się mój rozmówca. – Rozważyłbym rodzicielstwo, ale nie w Polsce – mówi na koniec Misiek.

Justyna Dąbrowska uważa, że “mieć dziecko w Polsce jest dziś niełatwo”. – Kiedy 20 lat temu rozpoczynaliśmy w “Dziecku” akcję “Mieć dziecko w Polsce” apelowałyśmy o miejsca w żłobkach, w przedszkolach, o dłuższe urlopy dla ojców. Nikomu jednak wtedy nie przyszło do głowy, że kobiety będą się bały samej ciąży. A teraz jej się boją. Ponieważ  decyzja Trybunału Konstytucyjnego (z 2020 roku) wpływa na dostęp do badań prenatalnych, na poinformowanie kobiety o tym, jakie są ich wyniki i możliwe opcje. W Polsce w tej chwili zajście w ciążę jest jak wejście do “maszyny losującej” – ocenia nasza rozmówczyni.

Posłuchaj:

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty “taniej na zawsze”. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułКонтрнаступ ЗСУ ‒ аналітики показали актуальні карти боїв
Następny artykułWAŻNE odkrycie dotyczące negatywnych skutków izolacji społecznej! Uszkadza pewną część ciała…