„Jeżeli dzisiaj rzecznik praw obywatelskich wybrany dwie kadencję temu przez parlament RP wygłasza wobec wspólnoty międzynarodowej opinie na temat swojego kraju, niepoparte żadnymi obiektywnymi faktami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, a stanowią jakieś element walki politycznej, (…) to muszę powiedzieć, że mam wątpliwości co do jego rzeczywistych kwalifikacji do tego, aby kiedykolwiek tą funkcję mógł pełnić” – tymi słowy zareagował prezydent RP Andrzej Duda, zahaczony przez estońskiego korespondenta o wypowiedź rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, który ostrzegł za pośrednictwem Agence France-Presse (AFP) Brukselę, że jeśli „nie będzie działać bardziej zdecydowanie, to Polska będzie schodziła ze ścieżki demokracji”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Prezydent Duda został zapytany o słowa Bodnara. Jaką odpowiedź otrzymał estoński dziennikarz? „Są po prostu antypolskie”
Tym bardziej bolesne dla mnie, jako prezydenta Rzeczypospolitej jest to, że pozwala sobie przedstawiać je na forum międzynarodowym, co niestety wystawia mu bardzo złe świadectwo i pokazuje, że zmiana RPO w Polsce jest sprawą pilną
– dodał prezydent, odnosząc się do – jak określił – „antypolskich” i „antypaństwowych” haseł głoszonych przez Bodnara. Nie tylko ten rozpolitykowany urzędnik państwowy przyprawia Polsce krzywą gębę w oczach zagranicy, to, niestety, stała praktyka Platformy z nazwy Obywatelskiej i okołoplatformianej opozycji, zawiedzionej odsunięciem od władzy. Jednak przykład Adama Bodnara rozgrywany przez obcojęzyczne media, wymaga szerszego komentarza, bowiem doskonale ilustruje kto, o co gra i, o co komu chodzi.
Skazany Morawiecki i spółka
Gdyby zebrać publikacje obcojęzycznych, a zwłaszcza niemieckich mediów o polskim ombudsmanie, wypełniłyby wiele grubych segregatorów. Dziennik „Sueddeutsche Zeitung” („SZ”) puścił o nim wręcz całą serię sążnistych artykułów, jakby Niemców bardziej pasjonowała sprawa rzecznika znad Wisły niż rozgrywki Bundesligi, czy potencjalni następcy kanclerz Angeli Merkel. „Bodnar wypychany z urzędu” – to tytuł jednego z ostatnich komentarzy z „SZ”, o tym, jak Adam Bodnar zaskarżył w marcu zgodę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na odkupienie przez Orlen grupy Polska Press (że od Niemców odkupił, cicho-sza). Nie, żeby autor tego tekstu coś imputował, on jedynie „cytuje”:
Krytycy uważają, że zakup grupy Polska Press przez koncern naftowy pod kierunkiem zaufanego człowieka szefa partii PiS Jarosława Kaczyńskiego, to próba rozbudowania kontroli rządu nad mediami. Tego obawia się także rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.
I dodaje, żeby była jasność, że:
Powołany na początku 2021 roku nowy szef UOKiK zignorował postanowienia konstytucji, które…
— tu następuje odwołanie się do Bodnara.
Miały zapobiegać takim przejęciom mediów i podporządkowywaniu politykom.
Warto pamiętać nazwisko autora tego tekstu Floriana Hassela, który może służyć jako wzorzec zinstrumentalizowanego do celów politycznych dziennikarstwa usługowego. Tenże stwierdza dalej autorytatywnie, że Bodnar kieruje „jednym z niewielu już urzędów nie będących pod kontrolą partii rządzącej”, że bronił praw mniejszości i emerytów, i policjantów, i funkcjonariuszy służb z czasów sowieckich, których niesłusznie pozbawiono emerytur, że dzięki interwencji Bodnara nawet premier Mateusz Morawiecki został skazany za złamanie prawa przy organizacji wyborów prezydenckich w 2020 roku, że niezłomny wobec reżimu pan rzecznik „wiele razy potępiał demontowanie polskiego państwa prawa, w tym w skargach przeciwko Polsce przed Trybunałem Sprawiedliwości UE”… Żeby móc zmienić Bodnara, bo z obsadzeniem na jego miejscu swojego człowieka pisowcom nie wychodzi, to parlamentarzyści PiS zwrócili się do:
Kontrolowanego przez partię Trybunału Konstytucyjnego, aby uznał odpowiednie przepisy – a tym samym kontynuację pracy Bodnara – za niezgodne z konstytucją.
No, koszmar, w jakim kraju bezprawia przyszło nam żyć. Czy autor Hassel nie wie, że w jego kraju sędziów, włącznie z przewodniczącym Federalnego Trybunału Konstytucyjnego powołują politycy, że niemieccy sędziowie mogę mieć nawet pod togami książeczki partyjne? Oczywiście, że wie, wiedzą o tym wszyscy niemieccy dziennikarze i politycy, ale przecież nie o Niemcy chodzi, nie o Niemcy toczy się gra, lecz o Polskę…
Więc Hassel kontynuuje: że sędziowie orzekający w sprawie Bodnara powołani zostali już za rządów PiS, że dwóch z nich „odgrywało czołową rolę w demontowaniu państwa prawa”, że jeden z nich „objął urząd niezgodnie z prawem, w miejsce legalnie wybranego sędziego i, zdaniem niektórych prawników, wcale nie jest sędzią konstytucyjnym”, że „sam Bodnar ma wątpliwości co do bezstronności prezes TK Julii Przyłębskiej, której mąż, polski ambasador w Berlinie, niedawno pomstował na Bodnara”… itd., itp.
Osobisty wróg PiS
Kilka tygodni wcześniej ta sama „Sueddeutsche Zeitung” opublikowała równie porywający tekst z cyklu Bodnar-story tego samego autora, pt. „Osobisty wróg PiS”. A w nim tzw. sylwetka rzecznika i z czym walczy w swym ostatnim okopie niezależności od tej autorytarnej partii:
Nielegalne zatrzymanie opozycyjnego adwokata, prowokujące do nienawiści tweety kontrolowanej przez partię telewizji państwowej przeciwko opozycji: rzecznik praw obywatelskich w Polsce Adam Bodnar ma pełne ręce roboty.
Dla zwiększenia zasięgu krytycznych tekstów nie tylko z „SZ” ich obszerne omówienia publikuje Deutsche Welle, po polsku, żeby i Polacy wiedzieli, co jest grane, wszak wiadomo, reżimowe media tego nie podadzą. Więc „SZ” i „DW”, i inne naświetlają, jak to w naszym kraju „zmienił się rząd i bez zwłoki zdemontował podstawy państwa prawa”:
Rząd narodowo-populistycznej partii PiS zlikwidował w sposób niezgodny z prawem niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego i innych instytucji wymiaru sprawiedliwości, przyznał tajnym służbom i prokuraturze szerokie kompetencje oraz systematycznie siał nienawiść wobec mniejszości i przeciwników politycznych
– opisywał Hassel „antydemokratyczne działania” ludzi Kaczyńskiego, wplatając opinie rzecznika Bodnara, że Polska nie powinna „być już definiowana jako prawdziwa demokracja konstytucyjna”, czy np. cytaty z jego rozmowy z „Newsweekiem” (Ringier Axel Springer), jakoby „od jesieni PiS rozważało zniesienie z pomocą ustawy wymogu zgody Senatu na wybór rzecznika praw obywatelskich”. A wszystko po to, żeby „pozbyć się Bodnara”, jak brzmi jeden z śródtytułów.
Publicystyczny longier z rzecznikiem Bodnarem dyżurny Hassel zaczął tuż po wyborczej klęsce spółki PO-PSL i ukształtowaniu się rządu PiS, już na początku 2016 roku, od publikacji z tytułem w stylu Bonda: „Pan Bodnar walczy”. I prawdziwy patriota. Jego zasługi miały być nagrodzone, bo Niemcy potrafią docenić zasługi polityków i działaczy z Polski, ale tym razem akurat nie wypaliło.
Deszcz nagród
Dla przypomnienia, najważniejszym z plejady wcześniej docenionych był premier Donald Tusk, który odebrał m.in. wyróżnienie im. Waltera Rathenaua (Niemcy uhonorowali szefa polskiego rządu także „Złotą Wiktorią dla Europejczyka Roku” i nagrodą im. Karola Wielkiego). Mowę na jego cześć wygłosiła sama kanclerz Angela Merkel. Dla niezorientowanych, Rathenau był ministrem spraw zagranicznych Rzeszy, dogadał i sygnował niemiecko-rosyjski układ z Rapallo, uważał Polskę za „kraj sezonowy”, nie wyobrażał go sobie na mapie Europy, a umowa z sowiecką Rosją miała klauzulę o wsparciu przez Niemcy w szkoleniu i zaopatrzeniu w broń Armii Czerwonej. Rzecznik Bodnar w ostatniej chwili odwołał przyjęcie Nagrody Godności Człowieka, przyznanej mu przez Fundację Rolanda Bergera, a to z powodu opisania przez dziennik „Handelsblatt” przeszłości jej patrona. Tym razem nobilitacja zarówno laureata z Polski, jak i patrona tej fundacji spaliła na panewce.
Powołał ją do życia syn Georga L. Bergera, działacza Hitlerjugend, NSDAP, członka Ministerialnej Rady Gospodarczej, głównego zarządcy odebranych żydowskim właścicielom zakładów piekarniczych, podobnie jak okazałej willi w Wiedniu, którą sam zamieszkiwał. Według Rolanda Bergera, zmarły w 1977 roku ojciec był uosobieniem cnót moralnych, miał nawet popaść w konflikt z hitlerowskimi władzami. Wedle zachowanych dokumentów, wiodący podczas wojny luksusowe życie Georg L. Berger został wyrzucony z NSDAP z powodu przekrętów gospodarczych i finansowych. Nieco później Roland Berger przyznał, że nie był świadom antysemityzmu i korzyści czerpanych przez ojca. Na wręczenie laureatowi Bodnarowi nagrody jego fundacji był już nawet wyznaczony czas i miejsce – w… Muzeum Żydowskim w Berlinie, zaś laudację ku chwale rzecznika miał wygłosić sam przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble.
Jak na Ukrainie
Publikacji z antypisowskiej lawiny niemieckich mediów, poświęconych „niewygodnemu rzecznikowi praw obywatelskich” („Die Welt”), nie sposób zliczyć. Łączy je wspólny mianownik: tęsknota za „liberalnymi rządami Tuska i Ewy Kopacz”.
Narodowo-konserwatywny rząd narusza zasady konstytucji tak jak wiele innych reguł i zwyczajów, przedkładając niekiedy ponad prawo rzekomą «wolę ludu». (…) Zbliżone do rządu media przedstawiają krytyków, jako donosicieli czy wręcz zdrajców, kalających własne gniazdo
– wywodził stwarzający pozory obiektywizmu Gerhard Gnauck w tekście o „sprawie Bodnara”, pt. „Ostatni obrońca praw obywatelskich”, I znów, z zastosowaniem eufemizmów:
Nie jest to dyktatura, ale coraz częściej obserwuje się selektywne korzystanie z wymiaru sprawiedliwości wobec politycznie niewygodnych, co było praktykowane wcześniej choćby na Ukrainie w czasach prezydenta Wiktora Janukowycza.
Biedny Bodnar, co też on się nacierpi, „nacjonalistyczny poseł zbiera podpisy o jego odwołanie”, zatroszczył się autor. Jest źle, a może być jeszcze gorzej.
Wszystko to jest zdumiewające, bo nawet komunistyczna dyktatura w 1987 r., tkwiąca pomiędzy rosnącą w siłę opozycją, a gospodarczą beznadzieją, czuła się zmuszona do powołania rzecznika spraw obywatelskich
– nawiązywał Gnauck, podsumowujących pierwsze dwa lata rządu PiS, po których było już tylko gorzej.
„Zjadliwe karły”
Po prawdzie, wyrok na PiS i prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jak też na ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nazywanych w zaodrzańskich mediach „zjadliwymi karłami”, wydany został zanim jeszcze ich partia objęła władzę. Rzecznik Bodnar jest tylko przydatnym narzędziem w walce politycznej z Polską, która ośmieliła się wypowiedzieć Berlinowi posłuszeństwo, o nic nie pyta i prowadzi własną, niezależną politykę. Na Bodnarze Niemcy mogą polegać, zawsze coś powie, a jeśli trzeba to nawet przyjedzie. Jak w grudniu 2018 roku, gdy pofatygował się do Berlina na imprezę Fundacji Konrada Adenauera (KAZ). Tematem było oczywiście „rozmontowywanie rządów prawa” (z wystąpienia Bodnara) w naszym kraju.
Urabianie opinii „zagranicy”, bo nie tylko Niemiec, trwa. Nawiasem mówiąc, członek CDU, były europoseł, do 2018 roku roku szef KAZ Hans-Gert Poettering stwierdził, że z uwagi na historię Niemcy nie powinny stanowić czołówki krytyków wobec Polski, ale… – po pierwsze, to tylko słowa, po drugie, Poettering nie ma żadnego wpływu, po trzecie, nie on kreuje politykę, a po czwarte, to właśnie kierowana wówczas przez niego fundacja urządziła (nie po raz pierwszy) rozprawę o Polsce z udziałem Bodnara.
Rzecznik praw obywatelskich RP broni konstytucji przed narodowo-populistycznym rządem. Bezprawne użycie jednostek antyterrorystycznych przeciw protestującym kobietom. Nielegalne aresztowanie opozycyjnego (sic! – podkreślenie moje) prawnika. Wywołujące nienawiść tweety kontrolowanej przez partię telewizji państwowej, wymierzone w opozycję: rzecznik praw obywatelskich RP Adam Bodnar ma pełne ręce roboty
– to lead jednej z niedawnych publikacji „SZ” z cyklu neverending story polskiego ombudsmana. I na zakończenie:
Bodnar i inni czołowi prawnicy uważają, że wszystkie wyroki sędziów konstytucyjnych są nieważne. Tak więc okaże się, kiedy komisarz ds. praw obywatelskich faktycznie opuści swoje biuro.
Czas mija
„Nielegalne prace budowlane i niegodne warunki pracy w Gruenheide”, to niby nie mający nic wspólnego z rzecznikiem Bodnarem tytuł tekstu z serwisu internetowego Business Insider Germany, sprzed kilku dni. A w nim o budowie fabryki Tesli w Niemczech, która zatrudnia Polaków za stawki mniejsze od ustawowej płacy minimalnej, którzy harują po 14 godzin dziennie na dobę. Nieco wcześniej przez Niemcy przetoczył się skandal z zatrudnianiem i zakwaterowaniem w koszmarnych warunkach gastarbeiterów, m.in. z naszego kraju, w rzeźniach i zakładach mięsnych. Sprawa wydała się przypadkowo, z powodu masowego zarażenia się zatrudnionych koronawirusem i konieczności okresowego zamknięcia kilku zakładów. Niemieccy rolnicy leją łzy, że bez Polaków nie wyzbierają dziś szparagów i proszą rząd federalny o pomoc…
To proza życia. Czy rzeczywiście nie ma nic wspólnego ze sprawą Bodnara i szerzej, z ustawicznym oczernianiem i atakowaniem rządu PiS? Kończy się czas, gdy Polska stanowiła dla Niemiec rezerwuar taniej siły roboczej i robienia znakomitych geszeftów, nastał czas konkurencji, politycznej i gospodarczej. Można rzec, LOT, na szczęście, nie został jeszcze sprzedany… Dla Berlina wyrasta nowy konkurent nie tylko za sprawą podjętej już realizacji planu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego – to tylko symbol, jeden z wielu, których największym jest walka o niedopuszczenie do gazowego monopolu niemiecko-rosyjskiej, bałtyckiej okrężnicy NordStream2. Pominę już kwestie polityki obronnej i bezpieczeństwa, dość wspomnieć wypowiedzi prezydenta RFN Franka Waltera Steinmeiera, dla którego modernizacja polskiej armii i ćwiczenia NATO na naszym terenie były „niepotrzebnym machaniem szabelką” i „drażnieniem Rosji”…
Kto nie dostrzega, o co w gruncie rzeczy toczy się gra i, o co komu chodzi, ten jest ślepcem lub po prostu zdrajcą. Reakcja prezydenta Dudy na pytanie estońskiego dziennikarza w sprawie rzecznika Bodnara, szkalującego Polskę w rozmowie z francuską agencją AFP była uzasadniona, niewiele jednak wnosi. Sytuacja zmieni się dopiero wtedy, gdy na naszej scenie politycznej przestaną robić kariery i brylować ci, którzy gotowi są wyprzedać wszystkie polskie interesy. Kiedy to nastąpi? Sam tego nie wiem, oby jak najszybciej – a to już zależy od nas samych…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS