A A+ A++

Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński
wielokrotnie deklarował zamiar powiększenia naszych rezerw złota. Z danych
wynika jednak, że w ubiegłym roku NBP nie dokonał zakupu królewskiego metalu.

NBP nie kupił obiecanych stu ton złota
fot. Adam Chelstowski / / FORUM

– Podtrzymuję to, że w tym roku zamierzam dokupić kolejne
100 ton złota
, w korzystnej sytuacji, kiedy to będzie we właściwym momencie i
właściwych dawkach – powiedział
w lutym 2022 roku prezes NBP Adam Glapiński. Nie była to pierwsza tego typu
deklaracja szefa NBP.

– Będziemy dążyć do powiększania
naszych zasobów złota, ale skala i tempo zakupów będą zależały m.in. od
dynamiki zmian oficjalnych aktywów rezerwowych oraz bieżących warunków
rynkowych – to
wypowiedź prezesa Glapińskiego z września 2021 roku. – W ciągu kilku lat
chcemy dokupić jeszcze co najmniej 100 ton i też trzymać je w Polsce – podobnej
treści obietnica padła także pół roku wcześniej oraz została potwierdzona w
październiku 2021 r. – Wstępnie zakładam, że będę proponował kupno w 2022 roku
kolejnych 100 ton – oznajmił
w wywiadzie dla magazynu „Strefa Biznesu”.

Złote milczenie NBP

Tyle tylko, że obietnice prezesa Adama
Glapińskiego nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Z oficjalnych danych wynika,
że w 2022 roku Narodowy Bank Polski nie zwiększył rezerw złota. Na koniec
listopada ’22 NBP deklarował posiadania 7,352
mln uncji
żółtego metalu. Czyli tyle samo co na początku roku oraz
nieznacznie (tj. o 70 tys. uncji) mniej niż na koniec roku 2021.

Nie dysponujemy jeszcze porównywalnymi
statystykami za grudzień 2022, ale możemy obliczyć stan rezerw złota NBP na
podstawie danych o oficjalnych aktywach rezerwowych. Tam w pozycji „złoto
monetarne” figuruje kwota 13 324,1 mln dolarów. Przeliczając to po kursie
z porannego fixingu w Londynie (1812,35 USD za uncję) z 30 grudnia, daje
to (w zaokrągleniu) 7 352 mln uncji
złota. A więc tyle samo co na początku roku. Zatem z danych wynika, że NBP w
2022 roku nie dokonał zwiększenia rezerw złota. A przynajmniej nie ujawnił ich
w danych o oficjalnych aktywach rezerwowych.

Rok wielkich zakupów

Jest to o tyle dziwne, że rok 2022 stał pod znakiem
zmasowanych zakupów kruszcu ze strony innych banków centralnych. W samym tylko
III kwartale instytucje monetarne zwiększyły swój stan posiadania o blisko 400
ton. Licząc bez ostatnich trzech miesięcy 2022 roku banki centralne
dorzuciły do skarbców 673 ton złota, czyli najwięcej od przynajmniej 1967 roku
(odkąd dysponujemy porównywalnymi statystykami).

Co więcej, jesień ’22 dostarczyła znakomitej okazji do
akumulacji kruszcu przez inwestorów dysponujących amerykańską walutą (a tej
NBP-owi nie zbywa). We wrześniu, październiku i listopadzie dolarowe notowania
złota trzy razy zatrzymywały się na poziomie ok. 1615 USD za uncję, co
oznaczało spadek o blisko 22% względem marcowego szczytu (2070 USD/oz.). Dla
długoterminowego inwestora portfelowego – jakim jest bank centralny – była to
naprawdę dobra okazja do realizacji zaplanowanego zwiększenia rezerw kruszcu.

Tym bardziej, że zarządzający rezerwami NBP w czerwcu 2019
roku wykazał się wręcz fenomenalnym wyczuciem rynku, kupując
sto ton złota po ok. 1350 USD/oz. Od tamtej pory złoto nigdy już nie było
tańsze, a nieco ponad rok później dolarowe ceny królewskiego metalu wyznaczyły nominalny
rekord wszech czasów na poziomie 2077 USD za uncję. Dziwne więc, że jesienią ’22
NBP przegapił prawdopodobnie podobną okazję cenową. W momencie pisania tego
artykułu uncja złota kosztowała ok. 1915 dolarów.

Polska pretenduje do roli „złotego mocarstwa”

Gdy latem 2019 roku Narodowy Bank Polski informował o
zmasowanych zakupach złota, była to
prawdziwa sensacja.  W ten sposób Polska
została pierwszym krajem Unii Europejskiej, który zdecydował się na tak
znaczące zwiększenie rezerw kruszcowych. Były to też pierwsze od ponad 20 lat zakupy
złota w wykonaniu NBP. Co więcej, owe 125,7 ton (łącznie z wcześniejszymi,
mniejszymi zakupami) trafiło nie do londyńskich skarbców Bank of England, ale
zostało sprowadzonych do kraju.

– Dzięki zakupom zrealizowanym w ostatnich 12 miesiącach, za
kadencji prof. Adama Glapińskiego, NBP przesunął się z 34. na
22. pozycję wśród banków centralnych na świecie
i z 15. na 11.
miejsce w Europie, wyprzedzając wszystkie kraje regionu – głosił ówczesny komunikat
NBP. Z rezerwami na poziomie 228,6 ton Polska wyprzedziła w tej klasyfikacji m.in.
Belgię. Gdyby zgodnie z deklaracjami prezesa Glapińskiego do skarbców NBP
trafiła kolejna „setka”, to nasz stan posiadania sięgnąłby 328,6 ton. Byłby to
rezultat przewyższający rezerwy Wielkiej Brytanii czy Arabii Saudyjskiej i
ustępujący jedynie 14 .krajom (oraz MFW i EBC).

Po co banki centralne kupują złoto?

Dominujący we współczesnej ekonomii nurt keynesowski nazywa
złoto „barbarzyńskim reliktem”. Dla postępowców żółty metal jest przeżytkiem,
kompletnie bezużytecznym we współczesnym świecie, gdzie pieniądz ma głównie
postać cyfrową. Jest tylko zapisem na bankowych serwerach, bez jakiejkolwiek
fizycznej reprezentacji. Jedynym linkiem wirtualnego świata finansów z
materialną gospodarką pozostaje gotówka, systematycznie
spychana na margines przez lobby finansowo-urzędnicze.

Jednakże po roku 2008 banki
centralne Zachodu nagle przestały wyprzedawać rezerwy złota, których pozbywały
się przez poprzednie 20 lat. Królewski
metal na znaczącą skalę zaczęły za to skupować kraje rozwijające się –
przede wszystkim Chiny,
Rosja,
Indie, Turcja i Kazachstan. W roku 2018 do
tego grona dołączyły Polska i Węgry,
dokonujące pierwszych od 20 lat zakupów złota w Unii Europejskiej.

– W warunkach płynnego kursu walutowego rezerwy dewizowe
służą przede wszystkim wzmocnieniu wiarygodności finansowej kraju, obniżając
koszt finansowania na rynkach globalnych i ograniczając ryzyko gwałtownego
odpływu kapitału. Mogą być także wykorzystywane w celu wsparcia stabilności
rynków finansowych czy sektora bankowego, w szczególności przez
dostarczanie płynności walutowej w przypadku dysfunkcjonalności rynków finansowych
– tak brzmi oficjalne stanowisko NBP.

Obecnie większość (ok. 90%) polskich rezerw walutowych ulokowana
jest w obligacjach skarbowych innych państw – głównie USA, Niemiec, Wielkiej
Brytanii i Australii. Złoto tym się różni od obligacji państwowych, że nie jest
niczyim długiem. Królewski metal jest po prostu kolejną walutą, z reguły
negatywnie skorelowaną z dolarem amerykańskim. W sytuacji, gdy dolarowe aktywa
stanowią 44% polskich rezerw walutowych (stan na koniec 2018 r.), 10-procentowy
udział złota stabilizuje wartość portfela inwestycyjnego NBP.

Złoto ma też do odegrania rolę psychologiczną – buduje w
społeczeństwie zaufanie do krajowego pieniądza. Choć polski złoty (oprócz nazwy
🙂 nie ma pokrycia w złocie, to jednak fakt posiadania przez bank centralny
solidnych rezerw kruszcu poprawia postrzeganie krajowej waluty. Nawet niemiecki
Bundesbank 6 lat temu, uzasadniając decyzję o sprowadzeniu do kraju części
rezerw złota, napisał, że rezerwy
złota mają na celu „budowanie zaufania i wiary w kraju”. Zresztą
nieprzypadkowo emitenci najważniejszych walut wymienialnych zwykle posiadają
też największe rezerwy złota.

Pozostaje zatem cierpliwie czekać i co miesiąc sprawdzać
statystyki oficjalnych aktywów rezerwowych w poszukiwaniu śladów realizacji
obietnic prezesa Glapińskiego. Uważam, że Polsce przydałoby się kolejne sto ton
złota, które zwiększałyby wiarygodność kraju i naszej waluty. Byłoby to także posunięcie
w kierunku globalnej dedolaryzacji forsowanej przez Chiny i inne kraje
rozwijające się.

Źródło:
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDąbrówno: Ciało 5-letniej dziewczynki w mieszkaniu. Nieoficjalnie: Matka podała jej leki na depresję
Następny artykułGdzie się podziali robotnicy z Mostu Zwierzynieckiego? Na budowie hula wiatr