735 dni – tyle dokładnie wynosiła przerwa w grze w oficjalnych meczach Johna Walla. Przez ponad dwa lata rzeczywistość NBA zdążyła zmienić się nie do poznania. Śmierć Kobego Bryanta, pierwsze mistrzostwo w historii dla drużyny spoza Stanów Zjednoczonych, niezapomniane dokończenie sezonu w „bańce”, hale zamknięte dla kibiców – to tylko kilka spośród znamiennych wydarzeń. Wydarzeń, które całkowicie ominęły nowego zawodnika Rockets. Czy John Wall będzie w stanie odnaleźć się w nowych realiach NBA? Czy będziemy dalej mogli określać go mianem jednej z gwiazd ligi?
Gdy trafiasz do NBA to znaczy, że jesteś wybitny. Gdy trafiasz do NBA jako pierwszy numer draftu to znaczy, że uważany jesteś za nadzieję światowej koszykówki. Od momentu wstąpienia do organizacji Wizards, kariera Johna Walla zaczęła nabierać rozpędu. Na przestrzeni 8 lat, 5-krotnie został powołany do Meczu Gwiazd, zwyciężył w konkursie wsadów w 2014 roku oraz notował najwyższą średnią asyst spośród wszystkich zawodników w Play-offach 2015 roku.
Piękny sen Walla trwał nieprzerwanie aż do 26 grudnia 2018 roku, kiedy to podczas meczu z Detroit Pistons nabawił się kontuzji lewej pięty, która wykluczała go z gry na najbliższe pół roku. Ten dzień zapoczątkował falę zawodowych porażek koszykarza. Niespełna miesiąc później, w swoim własnym domu, zerwał ścięgno Achillesa co skutkowało kolejną przerwą, mającą początkowo wynosić około 12 miesięcy. W rzeczywistości rehabilitacja trwała prawie dwa lata, w ciągu których były lider Wizards zdążył jeszcze przejść operację sfatygowanego lewego kolana oraz niezwykle poważną infekcję stopy.
Słowami „Zawszę będę Cię kochał DC” pożegnał się z klubem, który uważał za dom oraz z zawsze wiernymi kibicami. Gdy wraz z wyborem pierwszej rundy draftu Wall został zaoferowany Rockets w zamian za Russela Westbrooka, nie miał pretensji do organizacji Wizards. W jednym z przedsezonowych wywiadów dla „The Athletic”, rozgrywający ujawnił co mobilizowało go każdego kolejnego dnia – „To właśnie komentarze typu «Jesteś już skończony napędzały mnie i motywowały aby wrócić jeszcze silniejszym»”.
Wraz z rozpoczęciem nowego sezonu, pech Johna Walla po raz kolejny dał o sobie znać. Jako jeden z czterech graczy w drużynie został odesłany na kwarantannę po kontakcie z zarażonymi Benem McLemore’em oraz debiutantem Kenyonem Martinem Jr. Wrócił dopiero na mecz przeciwko Sacramento Kings, który był jego oficjalnym debiutem w nowych barwach.
Już w pierwszym tygodniu po powrocie na parkiet, rozgrywający Rockets został, przez kochających liczby amerykańskich dziennikarzy, porównany do legendarnego Michaela Jordana. W dotychczasowej historii NBA tylko im udało się zdobyć przynajmniej 50 punktów w dwóch pierwszych meczach po dwuletniej przerwie w grze. Prowadząc swoją nową drużynę do kolejnych zwycięstw John Wall zadziwił koszykarski świat.
Kontuzje nie zabrały Wallowi tego, co od zawsze było jego największą zaletą, cechy dzięki której przebojem wdarł się do amerykańskiej bajki zwanej NBA. Motoryka oraz niezwykle szybki pierwszy krok połączone z niezłym przeglądem pola, którym dysponuje John, mogą okazać się bardzo wartościowe dla drużyny z Houston. Rockets, którzy pod wodzą Stephena Silasa sukcesywnie odchodzą od taktyki mającej na celu „wymianę ognia”, potrzebują wsparcia na rozegraniu dla Jamesa Hardena. Były kolega Marcina Gortata z Washington Wizards może zapewnić drużynie to, czego potrzeba jej najbardziej, czyli większy ruch piłki oraz zaangażowanie po obu stronach parkietu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS