A A+ A++

Dobra wiadomość dla kibiców New Orleans Pelicans i nie tylko. Odmieniona po dołączeniu Dejounte Murraya ekipa z Luizjany zdecydowała się docenić zawodnika, którego historia śmiało może kandydować do spełnionego amerykańskiego snu. Chociaż Jose Alvarado nie został wybrany w drafcie, jest kolejnym obok na przykład Alexa Caruso przykładem na potwierdzenie tezy, że, cytując klasyka, wewnątrz każdej bryły węgla tkwi diament, który czeka, żeby się wydostać.


Jak poinformował Shams Charania z The Athletic, powołując się na agenta zawodnika Rona Shade’a, New Orleans Pelicans i Jose Alvarado doszli do porozumienia w sprawie nowego, dwuletniego kontraktu o wartości 9 mln dol. 26-latek miał jeszcze rok do końca poprzedniej umowy, w ramach której miał zarobić 1,9 mln dol. Nowe porozumienie sprawia, że jeden z ulubieńców lokalnej – i nie tylko – publiczności zostanie w Luizjanie przynajmniej do końca sezonu 2025-26, zaś w kolejnym będzie miał wpisaną opcję zawodnika.

Mierzący 183 centymetry wzrostu Portorykańczyk zyskał sobie powszechny szacunek dzięki swojej wszędobylskości, niestrudzonej energii i olbrzymim zaangażowaniu na parkiecie w grę drużyny Pelicans, z którą jest związany od trzech lat. Wprawdzie nigdy nie był zawodnikiem pierwszej piątki, jednak dziś trudno sobie wyobrazić zespół bez wychowanka Georgia Tech, który dołączył do NBA w 2021 roku na kontrakcie typu two-way.

Już jego początki w najlepszej lidze świata, choć sporo czasu spędzał też w G League zdecydowanie nie wyglądały tradycyjnie. Należy tu przywołać sytuację z 25 stycznia 2022 roku, gdy Alvarado został ukarany przewinieniem technicznym po słownej sprzeczce z środkowym Philadelphia 76ers, Joelem Embiidem. Najwidoczniej jednak obrońca Pelikanów zyskał sobie szacunek co najmniej o głowę wyższego rywala, który zdecydował się… opłacić nałożoną przez ligę na rozgrywającego karę grzywny. Dwa miesiące później Jose podpisał standardowy, czteroletni kontrakt o wartości 6,5 mln dol, dzięki czemu zyskał możliwość gry w fazie play-off.

Niedługo potem jego kariera nabrała rozpędu. Udostępniane w mediach społecznościowych nagrania, na których niemal od niechcenia wykradał rywalom piłki, zwyczajnie podkradając się za ich plecami, sprawiły, że zyskał sporą popularność. Wraz z renomą przyszedł też wdzięczny i dźwięczny przydomek, który na stałe wszedł już do kanonu znanych w NBA ksywek – Grand Theft Alvarado. Genezy chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć.

W grudniu 2022 roku Jose ustanowił swój dotychczasowy rekord kariery, rzucając aż 38 punktów w wygranym 121-106 starciu z Denver Nuggets. W tym samym sezonie został wybrany MVP Rising Stars Challenge podczas Weekendu Gwiazd, gdy jego rzut przesądził o wygranej drużyny trenowanej przez Paua Gasola. Niestety, kontuzja sprawiła, że sezon 2022-23 dla Alvarado skończył się już w marcu.

W kolejnych rozgrywkach wrócił jednak do gry i udowadniał, że miejsca w lidze nie dostał za piękne oczy i fikuśną fryzurę. W 56 spotkaniach minionej kampanii notował średnio 7,1 punktu, 2,3 zbiórki, 2,1 asysty oraz 1,1 przechwytu na mecz. Trafiał 41,2% wszystkich rzutów z gry, w tym aż 37,7% za trzy. Mało? Zajął wysokie, szóste miejsce w głosowaniu na najlepszego rezerwowego NBA.

Ze znakomitej strony pokazywał się również w barwach reprezentacji Portoryko. Był kluczowym zawodnikiem drużyny, która po odprawieniu z kwitkiem Meksyku i faworyzowanej Litwy wywalczyła awans na tegoroczne igrzyska olimpijskie. Popularny GTA został okrzyknięty najlepszym zawodnikiem turnieju kwalifikacyjnego, w którym zapisywał na swoje konto średnio 16 punktów, 3,8 zbiórki, 3,0 asysty i 2,3 przechwytu, za co doczekał się oficjalnych pochwał od legendy portorykańskiego basketu i byłego gracza NBA, Carlosa Arroyo. Inna sprawa, że w barwach narodowych Alvarado występuje zazwyczaj jako rzucający obrońca.

Co czeka rozgrywającego Pelicans w nowym sezonie? Wydaje się, że będzie pełnił funkcję zastępcy nowego nabytku ekipy z Nowego Orleanu, Dejounte Murraya, który najpewniej będzie podstawowym zawodnikiem niezależnie od dalszych losów wciąż będącego na wylocie z drużyny Brandona Ingrama. Nie jest to jednak typ zawodnika, któremu straszna jest walka o swoje. Nie boi się ciężkiej pracy i z pewnością jeszcze nie raz przekonamy się o tym, dlaczego zaproponowanie mu nowej umowy było tylko kwestią czasu. Jeśli podopieczni Williego Greena będą chcieli po raz pierwszy od sezonu 2008-09 zaliczyć drugi z rzędu awans do play-off, Grant Theft Alvarado wydaje się niezbędnym elementem do sukcesu.

Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.


Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRovanpera prowadzi, Kajetanowicz piąty
Następny artykułPedri ogłasza po klęsce z Osasuną. Słowa poszły w świat