A A+ A++

Wraz z rozpoczęciem nowego sezonu wystartował również nieoficjalny wyścig o wyróżnienia indywidualne. Jak co roku, NBA przygotowuje własny ranking najlepszych debiutantów, znany też jako „Rookie Ladder”, którego pierwsze notowanie zostało już opublikowane. Próżno w nim szukać niespodzianek, chyba że za takie uznać dość niskie miejsca Zaccharie Risachera i Alexa Sarra i absencję kilku innych zawodników, nawet jeśli w przypadku jednego z nich można się było tego spodziewać.


Tegoroczna klasa draftu wydaje się najsłabsza od lat, więc tak naprawdę wraz z rozkręcającym się sezonem wszystko się jeszcze może zmienić, natomiast w chwili obecnej głównym kandydatem do wygrania nagrody dla najlepszego debiutanta sezonu wydaje się Zach Edey. Podkoszowy Memphis Grizzlies dobrze wkomponował się w preferowany przez Taylora Jenkinsa system gry i jako następca Stevena Adamsa pokazuje, że pogłoski o jego braku dopasowania do dzisiejszej NBA były zdecydowanie przedwczesne. Swój najlepszy występ zaliczył w poniedziałek, inkasując 25 punktów, 12 zbiórek i cztery bloki przeciwko Brooklyn Nets, co było jego drugim double-double z rzędu. Może jeszcze za wcześnie, by porównywać środkowego Miśków z Yao Mingiem, ale kto wie co przyniesie przyszłość.

Tuż za plecami Edeya znajduje się dość niespodziewane nazwisko. Bub Carrington był wybrany dopiero z czternastym numerem, tymczasem – do spółki z kolegą z Washington Wizards, Kyshawnem George’em – ostatnio zebrał pochwały za swoją energię i zadziorność od samego Draymonda Greena, który miał okazję obejrzeć obu młodych graczy z bliska w poniedziałkowym meczu. Carlton, jak brzmi prawdziwe imię debiutanta ze stolicy, przeciwko Golden State Warriors zapisał na swoje konto 16 punktów, osiem zbiórek i siedem asyst. W całym sezonie, jak do tej pory, traci zaledwie 1,3 piłki na mecz, co jak na tak niedoświadczonego zawodnika jest dobrym wynikiem.

Podium uzupełnia kolega Edeya z Memphis, Jaylen Wells. Wydaje się, że 21-letni skrzydłowy poszedł w ślady GG Jacksona II z ubiegłego sezonu, zaskakując chyba wszystkich kibiców basketu. Wybrany w drugiej rundzie draftu koszykarz doskonale potrafił wykorzystać spowodowaną urazem absencję Marcusa Smarta i Desmonda Bane’a. W trzech meczach, w których wychodził w pierwszej piątce, notował średnio 12,3 punktu oraz 5,7 zbiórki, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Jeśli pójdzie za ciosem, Grizzlies mogą mieć z niego sporą pociechę.

Kolejne miejsce w zestawieniu zajmuje Ryan Dunn, czyli nowy ligowy specjalista od obrony i rzutów za trzy, czego w Phoenix Suns wymagają od niego dokładnie w tej kolejności. Jak dotąd do wyjściowego składu załapał się w dwóch meczach, w których osiągał 14,5 punktu i trafił 7/13 rzutów z dystansu. Pierwszą piątkę zamyka Alex Sarr z Wizards, który pod czujnym okiem takiego mentora jak Jonas Valanciunas pokazuje przebłyski talentu, ale na razie to chyba za mało na wyższe miejsce w tego typu podsumowaniu. Z pewnością jego mocną stroną są bloki. Ze średnią 2,8 na mecz zajmuje czwarte miejsce w lidze, wyprzedzając tak uznanych graczy, jak Brook Lopez, Anthony Davis czy Kevin Durant.

Szósty w pierwszej edycji rankingu Zaccharie Risacher póki co raczej rozczarowuje. Choć trudno powiedzieć, by zawodnik wybrany z tegoroczną „jedynką” nie dostawał szans – jest czwarty wśród debiutantów pod względem minut na mecz i pierwszy w kategorii liczby oddanych rzutów na spotkanie – trudno określić go gwiazdą nawet tylko Atlanta Hawks. Niewykluczone jednak, że dla niego to tylko złe miłego początki. Kolejne miejsca okupują Jonathan Mogbo (Toronto Raptors), Dalton Knecht (Los Angeles Lakers), Jamal Shead (Raptors) i Tristan Da Silva (Orlando Magic).

Z pewnością w oczy się rzuca brak kilku nazwisk. Wybrany z „trójką” Reed Sheppard z Houston Rockets miał być objawieniem ligi, o czym pisaliśmy w tym miejscu, jednak póki co nie dostaje zbyt wielu szans. Zaliczając mniej niż 10 minut na mecz, osiąga średnio zaledwie 3,1 punktu oraz 1,1 zbiórki. Póki co trudno przewidzieć, czy trener Ime Udoka uwierzy w młodego gracza na tyle, by zacząć odważniej na niego stawiać. Trzymamy kciuki.

Z pewnością też jednym z największych nieobecnych pierwszej edycji „Rookie Ladder” jest Matas Buzelis z Chicago Bulls. Niektórzy eksperci przekazywali, że chłopak z Illinois – nawet jeśli z litewskimi korzeniami – może się wpasować w dziwny krajobraz ekipy z Wietrznego Miasta i być jedną z nowych twarzy przebudowy dowodzonej przez jego rodaka, Arturasa Karnisovasa. Tymczasem skrzydłowy dostawał jeszcze mniej okazji do gry niż Sheppard, a w dodatku władze Byków postanowiły już teraz odesłać go do G League i to na czas bliżej nieokreślony. Najbliższa przyszłość 20-latka będzie chyba zależała od tego, czy w organizacji postanowią tankować czy jednak nie, choć póki co oni chyba sami nie wiedzą czego tak naprawdę chcą.

Przy podsumowaniu dotyczącym debiutantów nie można również choćby nie wspomnieć o Bronnym Jamesie. On też nie znalazł się w pierwszej dziesiątce, co w jego przypadku było raczej do przewidzenia, ale nie ma się co dłużej na nim pastwić. NBA to na tę chwilę dla niego zbyt wysokie progi i wydaje się, że wszyscy z jego otoczenia coraz bardziej zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. Skreślać go jednak jeszcze nie należy. Nie takie scenariusze pisała najlepsza liga świata w swojej długiej historii.

Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.


Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKrótko i zwięźle. Robert Lewandowski podsumował świetny mecz FC Barcelony
Następny artykuł“Budził strach”. Włosi ocenili Zielińskiego