Gdyby zebrać w jednej drużynie wszystkich zawodników, którymi Los Angeles Lakers mieli być zainteresowani w ostatnim czasie, można by z nich złożyć skład gotowy do stawania w szranki z najlepszymi. Niestety, rzeczywistość skrzeczy i póki co jedynymi nowymi zawodnikami w ekipie Jeziorowców są wybrani w drafcie Bronny James i Dalton Knecht. Generalny menedżer Rob Pelinka nie zamierza jednak odpuszczać. Według najnowszych doniesień na radarze organizacji z Miasta Aniołów znaleźli się kolejni dwaj zawodnicy.
Mimo usilnych prób, Los Angeles Lakers nie zdołali jeszcze w trwającym offseasonie dokonać żadnych wzmocnień składu. Nie pomogła tu nawet dobra wola samego LeBrona Jamesa, który, podpisując nowy kontrakt, zgodził się nieco zejść z zarobków, żeby potencjalnie ułatwić sprawę Robowi Pelince. Niestety, mimo najszczerszych chęci, Klay Thompson czy DeMar DeRozan wybrali inne, wydaje się że korzystniejsze dla nich opcje. Z pustego nawet Salomon nie naleje, a co dopiero debiutujący na stanowisku głównego trenera JJ Redick?
Choć największy gwiazdor Lakers, szykuje się do występu z reprezentacją Stanów Zjednoczonych na igrzyskach olimpijskich, nie omieszkał wyrazić swojej opinii na temat oczekiwań, jakie mogą zapanować w purpurowo-złotej części Los Angeles jeśli nie uda się dokooptować do rosteru nikogo nowego.
– Oczekuję, że codziennie będziemy pracować nad tym, by stawać się lepszymi, jak również motywować się nawzajem. Ja i AD jako kapitanowie musimy pociągnąć wszystkich do odpowiedzialności z punktu widzenia gracza. W kolejny sezon wejdziemy z nowym systemem gry, więc musimy się go nauczyć i przekonać się, czego oczekuje od nas trener Redick i reszta sztabu szkoleniowego, a potem zacząć piąć się w górę – stwierdził 39-latek.
Wielu fanów może zaskoczyć to, czego z kolei nie powiedział. Ani słowem nie zająknął się o wygraniu ligi czy choćby walce o rzeczone osiągnięcie. Wspomniał o poprawie, jakiej oczekuje od całej drużyny, zamiast na przykład o swoim piątym mistrzowskim pierścieniu. Legendarny już koszykarz zdaje sobie sprawę, że Lakers są w tej chwili w trudnej sytuacji i nie zamierza dopuścić do przysłowiowego pompowania balonika.
Jak donosi Jovan Buha, według jego źródeł ligowych na celowniku organizacji znaleźli się Spencer Dinwiddie i Gary Trent Jr. Pierwszy z nich to znajoma twarz, bowiem w ubiegłym sezonie po odejściu z Brooklyn Nets – via Toronto Raptors – reprezentował już barwy Jeziorowców. W samym tylko sezonie zasadniczym zaliczył dla nich 28 występów, osiągając średnio 6,8 punktu, 1,7 zbiórki oraz 2,4 asysty na mecz.
Nie są to liczby, które robią wrażenie, lecz najwidoczniej w LA uznali, że warto jeszcze dać mu szansę, by nawiązał do swoich najlepszych lat spędzonych w Nets czy Dallas Mavericks. Szczególnie reprezentując barwy ekipy z Teksasu, 31-latek pokazywał się z dobrej strony, potrafiąc świetnie współpracować z Jalenem Brunsonem czy Luką Donciciem. Problem w tym, że Dinwiddie, obecnie niezastrzeżony wolny agent, wcale nie musi chcieć zostać w Lakers. Jak pisaliśmy już w tym miejscu, chętni na jego powrót mogą być także Mavs, którzy w tym offseasonie sprzątnęli już Jeziorowcom sprzed nosa jednego zawodnika.
Nieco inaczej sytuacja wygląda z Trentem Jr’em, który ma za sobą sześć lat gry w barwach Portland Trail Blazers i Toronto Raptors. Choć na pierwszy rzut oka jego wybór wydaje się nieoczywisty, 25-latek może stanowić dla LAL znaczące wzmocnienie. Przede wszystkim jest strzelcem wyborowym, którego średnia skuteczność rzutów z dystansu w całej karierze oscyluje w okolicach 38,6%. Wciąż względnie młody zawodnik ma papiery na to, by się jeszcze rozwinąć. W samym tylko ubiegłym sezonie rozegrał dla Raptors 71 meczów, w których notował średnio 13,7 punktu, 2,6 zbiórki oraz 1,7 asysty na skuteczności z gry wynoszącej 46,4%, w tym 39,3% zza łuku.
Tego typu gracz mógłby być doskonałym wsparciem dla LeBrona i Anthony’ego Davisa. Trener Redick, swego czasu też świetny snajper, z pewnością by wiedział jakie działania wdrożyć, by uwypuklić wszystkie zalety w grze – podobnie jak on – absolwenta Duke. Współpracując z młodym szkoleniowcem, uważanym za znakomitego teoretyka koszykówki, Trent Jr mógłby nauczyć się jak efektywniej wykorzystywać swoje umiejętności w grze na obwodzie, szukając wolnych pozycji lub wychodząc zza zasłon. To z pewnością miałoby pozytywny wpływ na postawę całej drużyny. A niewykluczone też, że zwiększając swoją wartość handlową, zawodnik w przyszłości mógłby się przysłużyć organizacji też w inny sposób.
Nie ulega wątpliwości, że Lakers potrzebują w swoim rosterze świeżej krwi. Pozyskanie takich zawodników jak Dinwiddie czy – przede wszystkim – Trent z pewnością by pokazało, że w Mieście Aniołów nie składają jeszcze broni. Jeśli jednak Pelinka chce przejąć któregoś z nich, musi działać szybko. W przeciwnym razie trener Redick będzie musiał szyć z tego, co ma, a to nie zwiastuje poprawy pozycji ligowej Jeziorowców względem chociażby poprzedniego sezonu.
Inna sprawa, że aby wykonać jakikolwiek ruch, w organizacji muszą najpierw mieć pewność, że zapewnią sobie odpowiednią ilość wolnych funduszy, by móc skorzystać z mid-level exception. To jest właśnie główny powód, dla którego LeBron po raz drugi w karierze nie chciał uzyskać maksymalnych możliwych zarobków. Jeśli jednak nie uda się „dopiąć budżetu”, raczej nie ma co liczyć na wzmocnienia składu. co dla ambitnej drużyny może oznaczać popadnięcie w – co najwyżej – przeciętność nawet na lata.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS