Fragment książki:
Lauda chciał zobaczyć wideo z wypadku, w którym tak ucierpiał. Jedyne istniejące nagranie wykonał nastolatek, który stał z kamerą 8 mm na wale ziemnym wysoko nad miejscem, gdzie zatrzymał się płonący bolid Ferrari. Lauda nie czuł absolutnie nic, patrząc na rozmazany obraz samochodu, którym bez żadnego wyraźnego powodu rzuca najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Potem Ferrari na chwilę znika z kadru i za moment pojawia się ponownie, już w płomieniach, bez dużej części lewej strony. Następnie Lauda patrzył, jak pojawia się Lunger i zamienia rozbity samochód stojący w płomieniach w gorejące piekło. Nie umiał utożsamić się z kierowcą, którego w końcu udało się wydobyć z kokpitu.
Nadal nie wiedział, dlaczego do tego doszło. Jego samochód rzuciło nagle w prawo i nie wyglądało to tak jak zwykle przy utracie panowania nad bolidem. Nie mógł wykluczyć swojego błędu, ale ruch samochodu sugerował jakąś usterkę tylnego zawieszenia. Sądził, że raczej nic nie uda mu się w tej kwestii definitywnie ustalić, bo samochód znajdował się w takim, a nie innym stanie.
Pewnym pocieszeniem było dla niego to, że nie popełnił żadnego ewidentnego błędu. Mimo to Ferrari w swoich oficjalnych komunikatach nie wykluczyło tej możliwości równie definitywnie, jak wykluczyło awarię samochodu. Audetto stwierdził:
“Nikt się już nie dowie, co tam się stało. Zespół przeprowadził dochodzenie, ponieważ pan Ferrari chciał mieć pewność, że nie było żadnych problemów technicznych z samochodem, jako że niektórzy sugerowali rzekomą awarię tylnego zawieszenia. Wyglądało to tak, jak gdyby Niki odrobinę za mocno najechał na tarkę. Nie było już mokro, ale wciąż jeszcze wilgotno, tak to ujmijmy, opony były zimne i stracił panowanie nad samochodem. Wiemy, że wypadku nie spowodował problem techniczny, bo pędzący w barierę bolid zostawił ślady czterech opon, czyli na tym etapie nie było żadnej awarii”.
Według Laudy Ferrari powinno skupić się na tym, że przyczyna tego wypadku prawdopodobnie nigdy nie zostanie ustalona. On sam oddzielił te wydarzenia grubą kreską. Czas żyć dalej. Mówił: “Pobyt w domu bardzo mi pomógł. Chodziłem po nim, żeby zacząć wracać do formy fizycznej. Początkowo byłem tak słaby, że mogłem zrobić cztery, góra pięć kroków. Ćwiczenia fizyczne wydawały mi się absurdalnie ciężkie. Przez cały czas był ze mną [Willi] Dungl i dawał mi wycisk. Chciałem wrócić do ścigania. Uznałem, że tego właśnie chcę. Proste”. (…)
Oprócz intensywnej pracy w domu i na Ibizie Laudzie w powrocie na tor pomogła również reakcja fanów. “Ich reakcje miały na mnie bardzo duży wpływ, motywowały mnie i często poruszały – opowiadał. – Ludzie pisali do mnie, oferując mi swoją skórę, uszy, opisywali mi własne doświadczenia z poparzeniami, przeszczepami skóry itd. Ktoś przysłał mi swoją zabawkę, samochodzik Ferrari, bo słyszał, że mój się spalił”.
O książce:
Kierowcą wyścigowym został wbrew woli ojca. Upór popłacał, bo wdarł się do światowej czołówki lotem błyskawicy, zapisując się w historii jako jeden z najlepszych zawodników, jakich widziała królowa motorsportu.
Trzykrotny mistrz świata, który po tytuły sięgał w barwach legendarnych zespołów: Ferrari i McLarena. Triumfator 25 Grand Prix, którego gigantyczne doświadczenie stajnie wykorzystywały jeszcze długo po zakończeniu przez niego wyścigowej kariery.
Niki Lauda stał się wzorem dla kolejnych pokoleń kierowców, między innymi Nico Rosberga, który nazywa go swoją inspiracją. Sukcesy odnosił nie tylko na torze, ale i w biznesie, choć historię jednego z jego najsłynniejszych interesów znaczy wypadek samolotu należących do niego linii lotniczych, w którym życie straciły 223 osoby.
Oto kierowca naznaczony. Namaszczony przez opatrzność do tworzenia wielkich rzeczy, oszpecony przez szatana, który w 1976 roku próbował odebrać mu życie. Poznacie jego losy.
“Niki Lauda. Naznaczony”
Autor: Maurice Hamilton
Premiera: 12.11.2020
Cena okładkowa: 49,99 zł
Liczba stron: 448
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS