Nowy rok szkolny za pasem, dlatego trwa zakupowy szał na działach z przyborami szkolnymi oraz w księgarniach. Od 2018 roku każdy uczeń, który nie ukończył 20. roku życia (dzieci z niepełnosprawnością do 24. roku życia), otrzymuje 300 złotych na wyprawkę szkolną w ramach programu Dobry Start.
Z Barometru Providenta wynika, że w tym roku przeciętnie rodzic wyda 333 złote na wyprawkę dla jednego ucznia.
Sprawdziliśmy, czy statystki mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Okazuje się, że są rodzice, którzy zapłacili 300 złotych za sam plecak. – Moje dziecko dojeżdża do szkoły rowerem, więc musi mieć solidny plecak ze specjalną osłoną przeciwdeszczową. Ceny dobrych plecaków są bardzo wysokie, mnie i tak się udało skorzystać z rabatu – mówi Aneta, mama nastolatka.
Elżbieta Wierzbicka również przeznaczyła prawie całe świadczenie na markowy plecak dla córki. Ponadto kobieta wydała drugie trzysta złotych na przybory, zeszyty czy piórnik. – Diana idzie do ostatniej klasy podstawówki i wiem, że jeśli przyszłaby z plecakiem z supermarketu, to koleżanki wyśmiałyby ją jeszcze w drzwiach. To okropne, ale nie mam na to wpływu. Dzieciaki takie były i nadal są. Wolę zapłacić więcej za wyprawkę niż później chodzić po psychologach z córką – twierdzi.
Elżbieta nie musi czuć się odosobniona. Z danych Barometru Providenta wynika, że podczas zakupów ponad 63 proc. rodziców zwraca uwagę przede wszystkim na cenę, ale jednocześnie prawie 59 proc. chce, żeby przybory trafiały w gust dziecka.
Trendy wśród uczniów zmieniają się z zawrotną prędkością, dlatego bycie na czasie wymaga od rodziców sporej czujności. W tym roku króluje “Ekipa” i wszystko, co z nią związane. Młodzi youtuberzy przewidzieli, że wraz z początkiem roku szkolnego mogą znacząco zwiększyć swój majątek i wypuścili na rynek przybory sygnowane własnym logo.
Ekipa we współpracy z firmą Herlitz przygotowała zeszyty w różnych formatach oraz papierowe teczki. Produkty trafiły m.in. do sieci sklepów Dino. 60-kartkowy zeszyt A4 kosztuje 3,99 zł. Nie jest to wygórowana cena, ale bez problemu można znaleźć zdecydowanie tańsze. Lidl przygotował swoją ofertę już od 39 groszy.
Właśnie w dyskontach zakupy dla dzieci zrobiła Agnieszka Bania. Kobieta ma trzy córki, które chodzą do podstawówki i nie wyobraża sobie przepłacać za rzeczy, które bardzo szybko się zużywają. – Moim zdaniem nie warto inwestować w zeszyty, mazaki, długopisy, przybory geometryczne czy ołówki. Wybrałam najtańsze i wyszło w sumie około stu złotych. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczę na ubrania i nowe tablety, bo coś czuję, że dzieci dalej będą musiały z nich korzystać w trakcie nauki – opowiada 36-latka.
Agnieszka chwali się, że jest bardzo przedsiębiorcza i tę samą cechę rozwija u swoich córek. – Bardzo często mówię im, że lepiej jest odłożyć pieniądze na jedną lepszą rzecz, która wystarczy na lata niż kupić coś, co i tak za chwilę im się znudzi lub będzie niemodne. Wiem, że dzieciom trudno to wytłumaczyć, dlatego to rodzice są od podejmowania ostatecznych decyzji w sklepie – twierdzi Agnieszka Bania.
Dziecko Joanny Jaskółki wykazało się w tej kwestii wyjątkowo rozsądnym podejściem. “Mój syn za chwilę rusza do czwartej klasy z plecakiem, który wybrał sobie w pierwszej. Plecak jest nadszarpnięty zębem czasu i zębem psa, ale działa i syn nie chce innego. Tak samo jak nie chce nowego piórnika, bo ten, co ma od trzech lat, mu pasuje” – napisała na Facebooku.
Kobieta jest dumna z dziecka i mówi nam, z czego wynika podejście syna. – Rozmawiam z nim i dbam o jego poczucie własnej wartości, żeby nie patrzył na innych, tylko na siebie. Ale nie wystarczy tylko powiedzieć dziecku: “hej, nie patrz innych”. To jest cała filozofia rodzicielstwa bliskości, czyli akceptowanie jego uczuć, szacunek do wyborów, bycie obok i wspieranie – tłumaczy.
Przybory szkolne to tylko kropla w morzu wydatków niektórych rodziców. Zdobywanie wiedzy jest niemożliwe bez kompletu podręczników i zeszytów ćwiczeń. O ile duża część dzieci z podstawówek może korzystać z darmowych książek, o tyle rodzice uczniów szkół średnich muszą wydać naprawdę sporo pieniędzy na ten cel.
Przeciętnie komplet nowych książek do liceum czy technikum kosztuje między 600 a 900 złotych. Najdroższe są podręczniki do języków obcych, za które trzeba zapłacić nawet 150 złotych.
Anna z Bydgoszczy przygotowuje syna do pierwszej klasy technikum. Kobieta przesłała nam zdjęcie paragonu za podręczniki, które musiała kupić. Rachunek opiewa na ponad tysiąc złotych, ale to nie wszystko. – Musieliśmy jeszcze odkupić dwie książki od starszych uczniów. Znalezienie ich było bardzo trudne, ponieważ tych podręczników już nie produkują, ale nauczyciel wymaga – wyjaśnia.
Anna obliczyła, że na książki wydała pawie 1300 złotych oraz dodatkowo 700 złotych na przybory, plecaki i buty na WF dla syna oraz młodszej córki. – Wybierałam najtańsze przybory, ale i tak się nazbierało. Za same plecaki zapłaciłam 400 złotych, a za trampki 120 zł – wylicza.
Jeśli jesteście rodzicami dzieci w wieku szkolnym i musieliście wydać sporo na wyprawkę, to przesyłajcie swoje “paragony grozy” na adres [email protected].
Zapraszamy na grupę FB – #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: [email protected].
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS